Pochwała czasu wolnego

Tegoroczne Święta Wielkanocne (katolickie, bo prawosławne dopiero się odbędą) dobiegły końca, w związku z czym wracamy do normalnego trybu życia, czyli codziennej walki o przetrwanie.

Muszę przyznać, że udało mi się te dwa świąteczne dni spędzić stuprocentowo zgodnie z planem, tzn. czytając książki i prasę, które lubię, oglądając filmy, które lubię, jedząc i pojąc, co lubię oraz uskuteczniając spacery z czworonożnym przyjacielem, które też bardzo lubię. Krótko mówiąc, odpocząłem i zrelaksowałem się.

Bo temu właśnie służą wszelkie święta oraz ogólnie czas wolny. Odpoczynek, relaks, odstresowanie są w naszym życiu niezbędne do regeneracji sił tudzież podratowania zdrowia fizycznego i psychicznego. Bez nich najzwyczajniej w świecie zamęczylibyśmy się na śmierć (co w warunkach kapitalizmu się zdarza), zrujnowali nasze zdrowie (w kapitalizmie zdarza się znacznie częściej niż śmiertelne przemęczenie), a przynajmniej pracowali o wiele mniej wydajnie. W tym miejscu warto zaznaczyć, iż przepracowanie szkodzi nie tylko naszym organizmem, ale też psychice – prowadzić może chociażby do depresji, która, jak wiemy, jest schorzeniem nader często śmiertelnym.

Z faktu, że czas wolny od pracy jest potrzebny do życia, zdano sobie sprawę zapewne już w starożytności, przed tysiącami lat. Stąd we wszystkich religiach występowały święta, oficjalnie potrzebne, by nawiązać kontakt z Bogiem/bogami, a w praktyce służące rzecz jasna wytchnieniu; niekiedy też temu, aby ludzie mogli się wyszaleć, pijąc, ćpając (lub łącząc jedno z drugim, jak w Egipcie faraonów) oraz kopulując. Judaizm miał nawet obowiązkowy dzień odpoczynku, czyli szabat; za złamanie jego regulacji groziły surowe konsekwencje natury nie tylko religijnej, ale też prawnej (nie wiem, jak to wygląda obecnie, choć szabat jest oczywiście przez Żydów oraz część chrześcijan nadal praktykowany). Niektóre cywilizacje, np. grecka i rzymska, obrzędy religijne – będące zarazem pełnieniem funkcji publicznych – łączyły z rozrywką: przedstawieniami teatralnymi bądź igrzyskami. Co ciekawe, prawo (a w judaizmie wręcz obowiązek niepracowania w określone dni) do odpoczynku mieli nawet niewolnicy, choć zapewne w stopniu znacznie bardziej ograniczonym niż ich właściciele.

Sytuacja zmieniać się zaczęła w feudalizmie, wraz z pojawieniem się pańszczyzny, czyli darmowej pracy chłopa na rzecz swojego pana – rycerza/szlachcica/arystokraty lub księdza. Jej wymiar stale wzrastał, w niektórych krajach – w tym w Polsce – wręcz absurdalnie, bo do całego tygodnia. W Europie Zachodniej od przełomu XVII i XVIII wieku od pańszczyzny stopniowo odchodzono, zastępując ją znacznie bardziej humanitarnym, a zarazem o wiele wydajniejszym systemem czynszowym; w naszej części Starego Kontynentu zlikwidowano ją w połowie XIX stulecia (równolegle ze zniesieniem niewolnictwa w USA, co ciekawe)…

Lecz przyszedł kapitalizm, a wraz z nim przymus ekonomiczny, zmuszający formalnie wolnych ludzi do sprzedawania swojego czasu i siły roboczej kapitalistom, mylnie nazywanym pracodawcami. Jedną z przyczyn i podstaw rozwoju owego systemu społeczno-ekonomicznego była rewolucja przemysłowa, dzięki której wytworzyły się nowe warunki pracy, np. przy taśmie. Wykonywali ją przedstawiciele nowej klasy społecznej, czyli proletariatu – robotnicy najemni, specjalizujący się w określonych zawodach. Walczyli oni o swoje prawa, od wynagrodzenia za pracę pozwalającego utrzymać siebie i rodziny, po regulowany w wymiarze godzinowym i dniowym jej czas, a także możliwość przejścia na urlop. Tak, jednym z głównych oczekiwań proletariatu było prawo do odpoczynku, do czasu wolnego. Co mądrzejsi politycy (zwłaszcza oczywiście lewicowi), a nawet kapitaliści doszli do wniosku, że zapewnienie robotnikom takich właśnie warunków przyniesie obopólne korzyści, gdyż ludzie, którzy mogą sobie odpocząć, pracują wydajniej, generując tym większe zyski.

Dyskusja na temat odpowiedniego czasu pracy, czyli de facto tego, jak długo człowiek powinien móc odpoczywać, trwa do dziś. Jeszcze do niedawna uważano, że optymalne jest osiem godzin pracy przez pięć do sześciu dni w tygodniu, obecnie badacze twierdzą, iż najbardziej optymalny dla zdrowia pracowników oraz dla ich wydajności byłby sześciogodzinny dzień roboczy. Przybywa koncepcji, żeby tydzień pracy skrócić lub przynajmniej tak przeorganizować, aby pracownicy mieli więcej czasu wolnego; dzięki temu nie tylko wzrosłaby wydajność, a wraz z nią zyski kapitalistów, ale też zmniejszyłoby się bezrobocie (należałoby wszak zatrudnić więcej ludzi).

Niestety, w państwach, gdzie króluje najbardziej barbarzyńska, neoliberalna wersja kapitalizmu (który ogólnie nie ma zbyt wiele wspólnego z cywilizacją) – a do tego mało szacownego grona zalicza się Polska – tendencja jest raczej odwrotna, tzn. do wydłużania czasu pracy. Regulujące go normy prawne bywają łamane, a jeszcze częściej są omijane, czemu służą chociażby umowy śmieciowe czy wymuszone samozatrudnienie, różni zaś „intelektualiści” w rodzaju niejakiego Matczaka głoszą kult zapierdolu, sprowadzający się do tego, iż poza snem, człowiek w zasadzie nie powinien odpoczywać, ani mieć czasu wolnego, zaś jego jedyną funkcją życiową jest zasuwanie na dobrobyt kapitalistów. Takie prymitywne, w zasadzie postfeudalne podejście jest efektem sprowadzania człowieka do roli możliwie najtańszej siły roboczej, charakteryzujące doktrynę neoliberalizmu, w USA zwanego – trafniej – neokonserwatyzmem. Stąd niższa niż na Zachodzie wydajność pracy, niższe płace, wyższy poziom zmęczenia, częste wypadki, samobójstwa, zły stan zdrowia społeczeństwa…

Dlatego pamiętajmy, że czas wolny i odpoczynek są nam niezbędne do prawidłowego funkcjonowania. Odpoczywajmy, kiedy i jak długo możemy.

Komentarze

Popularne posty z tego bloga

Zgon fanatyczki

Współwinni

Biały fosfor