Bratanki

Odkąd wybory na Węgrzech po raz kolejny wygrała (zapewne nieuczciwie, trudno bowiem mówić o uczciwych wyborach w państwie, gdzie praktycznie wszystkie ośrodki medialne i informacyjne podporządkowane są władzy, co daje ugrupowaniu rządzącemu gigantyczne fory na starcie) partia Fidesz pod wodzą Victora Orbana – nie bez racji uznawanego za jednego z głównych europejskich sojuszników Władimira Putina – w Polsce nad zwycięstwem owym lamentują politycy oraz sympatycy środowisk opozycyjnych wobec PiS-u. A to dlatego, że Jarosław Kaczyński uważany jest przez nie za rodzimego odpowiednika, kolegę i sojusznika Orbana; do tego zresztą wrócimy za chwilę.

Lament ów ma kilka przyczyn. Główne to:

1) skrajnie prawicowa ideologia Fideszu, czyli nacjonalizm połączony z faszyzmem i dalece posuniętym antysemityzmem (krytykę w tym zakresie uprawia głównie Lewica, i słusznie);

2) wspomniany już wyżej fakt, iż Organ jest sojusznikiem Władimira Putina;

3) partia ta wygrała wybory, mimo że zjednoczona opozycja wystawiła wspólną listę (co, jak niedawno pisałem, stanowiło źródło jej klęski), a właśnie takie rozwiązanie politycy PO oraz usłużni wobec nich publicyści i analitycy promowali jako sposób na pokonanie PiS-u (w istocie nie o to chodziło, leż o wchłonięcie Lewicy, Polski 2050 oraz PSL-u, acz i z Konfederacją Platformersi chętnie by się połączyli);

4) eurosceptyczna, a wręcz antyunijna polityka Orbana oraz jego partii.

I kiedy nad kolejnym już wyborczym zwycięstwem tego dyktatora lamentuje Lewica, trudno się temu dziwić; w zasadzie jest to naturalna reakcja w tej sytuacji. Ale, gdy jęczą, ręce załamują i szaty rozdzierają niczym Kajfasz politycy PO, można mówić o hipokryzji, a pewnie też załganiu. Dlaczego? Ano, z prostej przyczyny.

Otóż, jak wspomniano wyżej, Victor Orban nazywany był i nadal jest kolegą Jarosława Kaczyńskiego. Od czasu rosyjskiej agresji na Ukrainę drogi obu tych politykierów zdają się wprawdzie rozchodzić – Orban utrzymuje kurs prorosyjski, Kaczyński natomiast pozostaje (jak każdy prawicowiec postsolidarnościowy zresztą) pachołkiem USA, co oznacza przejście od dalece posuniętej rusofobii do rusofobii totalnej, gdyż taka leży obecnie w interesie Waszyngtonu – niemniej jednak prezes Bezprawia i Niesprawiedliwości przez lata podkreślał bliskie relacje łączące go z węgierskim dyktatorem oraz podobieństwo między ich ugrupowaniami, zarówno, jeśli chodzi o ideologię, jak też praktykę polityczną.

Wszelako, kiedy zajrzymy do Parlamentu Europejskiego, przekonamy się, iż Bezprawie i Niesprawiedliwość oraz Fidesz wcale sobie takie bliskie nie były pod względem przynależności do rodzin partyjnych. Otóż, PiS należy do partii Sojusz Europejskich Konserwatystów i Reformatorów, i to w jej ławach europarlamentarnych zasiadają deputowani od Kaczyńskiego. Tymczasem Fidesz przez lata przynależał do Europejskiej Partii Ludowej – czyli tej samej, co Platforma Obywatelska; zresztą od 2019 roku jej przewodniczącym jest Donald Tusk. Fidesz został wprawdzie w 2019 roku zawieszony w prawach jej członków, a w roku 2021 jego europarlamentarzyści od Orbana wystąpili z jej frakcji...

Ale przyczyną tego nie była ani rusofilia Fideszu, ani obecne w jego ideologii homofobia, rasizm i antysemityzm, lecz przeprowadzona na Węgrzech kampania zarzucająca Unii Europejskiej błędne adresowanie kryzysu uchodźczego, co łączono z atakowaniem ówczesnego Przewodniczącego Komisji Europejskiej, Jean-Claude’a Junckera, też z Europejskiej Partii Ludowej. Juncker odfiltrował po prostu polityków, jacy kopali pod nim dołki; gdyby Fideszowcy tego nie robili, zostawiłby ich w spokoju. Mowa zatem o konflikcie personalnym, a nie ideologicznym czy politycznym. Rasizm, antysemityzm, homofobia, granie na korzyść Putina najprawdopodobniej uznawano za w pełni zgodne z linią EPL, a w każdym razie, za sprawy nieistotne. Donald Tusk też tak na to spoglądał… zwłaszcza, że jako przewodniczący Rady Europejskiej firmował politykę topienia uchodźców w Morzu Śródziemnym, co Orbanowi, jak sądzę, się podobało. No, ale dla byłego polskiego premiera ludzkie życie i prawa człowieka nigdy znaczenia nie miały; jak większość prawicowców, wykazuje on zaawansowaną socjopatię.

Oczywiście, długoletnia przynależność do jednej i tej samej europejskiej partii politycznej Tuska i Orbana nie oznacza, iż ten pierwszy pozostaje człowiekiem Władimira Putina. Nie, pan Donald jest – identycznie jak Jarosław Kaczyński – pachołkiem amerykańskich imperialistów. Po prostu, rzecz cała dowodzi, iż prawica, zarówno krajowa, jak też europejska, tworzy jedną, wielką rodzinę, zjednoczoną żądzą władzy (stanowiącą zarazem jedyny czynnik, jaki familię ową zdolny jest od środka podzielić), hipokryzją i załganiem.

A skoro Tusk przez wiele lat zasiadał w Parlamencie Europejskim w tych samych ławach, co eurodeputowani Fideszu, zaś Jarosław Kaczyński jest ideologicznie niemal kopią Victora Orbana (różni ich tylko stosunek wobec Rosji, identycznie negatywny, co u Platformersów), to można z tego wysnuć i taki wniosek, że zamiana Kaczyńskiego na Tuska, czyli PiS-u na PO, oznaczała będzie, iż nie zmieni się nic i pozostaniemy w tej samej faszystowskiej kloace.

Komentarze

Popularne posty z tego bloga

Zgon fanatyczki

Współwinni

Biały fosfor