Gaz i sankcje

Stało się, Rosja wstrzymała wczoraj dostawy Gazociągiem Jamalskim do Polski. Nie-rząd, do spółki z rzekomą opozycją (PO, przypomnę, jest formacją równie rusofobiczną, co PiS) uspokaja... ale już są sygnały, że w niektórych gminach brakuje gazu. Najbardziej ucierpią przedsiębiorstwa, które zużywają znacznie więcej tego surowca niż odbiorcy indywidualni.

Powodem takiej decyzji Moskwy są sankcje, nałożone przez UE i USA po agresji na Ukrainę. W odpowiedzi na nie Rosjanie stwierdzili, że sprzedadzą gaz państwom zachodnim pod warunkiem, że te zapłacą za niego w rublach. Polska na to nie poszła, czego skutkiem zakręcony kurek.

Z sytuacji tej najbardziej cieszą się Stany Zjednoczone, które tylko czekają na wtrynienie Europie, (k)raj nad Wisłą oczywiście wliczając, swoich surowców (w tym gazu ziemnego) po zawyżonych cenach, zarazem zwiększając swoje wpływy w Unii Europejskiej i kontrolę nad nią; jest to jedna z głównych przyczyn, dla których wojna rosyjsko-ukraińska toczy się w interesie amerykańskim, podczas gdy jej bezpośredni uczestnicy wykrwawiają się, natomiast UE cierpi gospodarczo, stając się zarazem łakomym kąskiem dla imperialistów z Waszyngtonu.

No właśnie, Unia i Polska w jej składzie… Widać wyraźnie, że gazowo-rublowym działaniem Putin usiłuje skłonić Brukselę oraz państwa członkowskie do zaprzestania wspierania Ukrainy (czy jego skala jest adekwatna do sytuacji, to już temat do debaty, którą toczyć powinni specjaliści od wojskowości i obronności), a zwłaszcza cofnięcia sankcji wobec Rosji jako państwa, rosyjskich przedsiębiorstw oraz – szczególnie – rosyjskich oligarchów.

I tu właśnie, jak mawiają Niemcy, leży pies pogrzebany. Bo o ile jasnym jest, że atak Rosji na Ukrainę nie może pozostać bez konsekwencji, a Putina i jego wojowniczych stronników należy powstrzymać, o tyle trzeba się zastanowić, na ile skuteczna w tym zakresie jest polityka sankcyjna.

W Rosji co najmniej od średniowiecza kwitnie nieufność wobec Zachodu, która w licznych okresach przechodziła we wrogość na tle politycznym oraz kulturowym. Dlatego między innymi Rusini (przodkowie Rosjan, Białorusinów i Ukraińców) woleli dać się podbić Mongołom/Tatarom w XIII wieku, niż przyjąć pomoc od europejskich krzyżowców, których bardziej się obawiali niźli wschodnich najeźdźców (nic w sumie dziwnego, biorąc pod uwagę, co stało się niewiele wcześniej z Konstantynopolem…). Po wyzwoleniu się spod jarzma Tatarów, w epoce carów Rosjanie kształtowali swoje wzorce ustrojowe, polityczne, społeczne tudzież kulturowe z reguły w opozycji do zachodnich, jeśli zaś do nich sięgali (np. Piotr I, Katarzyna Wielka), to wybiórczo i głównie w zakresie modernizacji technologicznej, nie zawsze zresztą skutecznej. Zachód ze swojej strony Rosję traktował różnie. Wrogim działaniem były z pewnością wojny napoleońskie. A Wielka Brytania w XIX wieku prowadziła z państwem moskiewskim rywalizację kolonialną w Azji, znaną jako Wielka Gra, podczas gdy w czasie I wojny światowej oba te kraje współdziałały w sojuszu przeciwko Niemcom. Począwszy od przełomu XVI i XVII wieku tradycyjnie wrogą wobec Rosji pozycję zajmowała Polska, natomiast w okresie zaborów rosyjscy inteligenci panicznie bali się, że Polacy zniszczą ich państwo od środka. Z kolei po Rewolucji Październikowej różnice ustrojowe spowodowały, iż ZSRR był programowym wrogiem kapitalistycznych USA oraz państw europejskich; wyjątkiem o charakterze pragmatycznym była jedynie współpraca ze Stalinem podczas II wojny światowej, mająca na celu pokonanie Hitlera, co bez Związku Radzieckiego byłoby niemożliwe. Jakie błędy szeroko pojęty Zachód popełnia wobec Rosji Putina, pisałem niedawno.

Cała ta opozycyjność ustrojowa i kulturowa odcisnęła się, co zrozumiałe, na rosyjskiej mentalności. Skutkiem czego sankcje ekonomiczne nakładane przez USA, Kanadę czy Unię Europejską niekoniecznie muszą przynieść efekt spodziewany na Zachodzie, czyli gniew Rosjan na Putina i obalenie tegoż. Przeciwnie, nasi wschodni sąsiedzi mogą łatwo dać się przekonać moskiewskiej władzy, że zły Zachód znów ich atakuje, przeto bolesne skutki sankcji poskutkują zjednoczeniem się społeczeństwa rosyjskiego wokół cara Władimira (ci, co myślą inaczej, spotykają się z brutalnymi represjami). Źle wróży to zwłaszcza Ukrainie…

Dalej, wszelkiego rodzaju sankcje – zwłaszcza wymierzone w gracza, który trzyma łapę na surowcach – są bronią obosieczną, a zadany nimi cios może bardziej zaboleć tego, kto go zadaje, niż tego, kto jest bity. Przykładem są pierwsze problemy z dostawą gazu, że nie wspomnę o rachunkach za jego zużycie, które jeszcze bardziej podskoczą i dla wielu obywatelek oraz obywateli Polski mogą się ukazać nie do udźwignięcia. Solidaruchy z POPiS-u zdają się nie rozumieć, że owszem, możemy kupić gaz od USA czy Norwegii, ale istnieje spore prawdopodobieństwo, iż okaże się on zbyt kosztowny dla polskiego odbiorcy. Wówczas skończy się kozakowanie, a zacznie płacenie w rubelkach… Znów źle to wróży dla Ukrainy.

Mało się o tym mówi, ale sankcje wymierzone w rosyjskich oligarchów powodują, że zwijają oni lub przynajmniej zawieszają swoje interesy w Europie. Niby dzięki temu mają mniej forsy na kontach… lecz ich majątki nadal pozostają tak gigantyczne, że krótkoterminowe straty są dla nich nieodczuwalne, tymi zaś, którzy cierpią, są… Europejczycy (tak, Polacy też!) tracący pracę.

Na początku wojny głośno było o tym, że zachodnie sankcje doprowadzają do załamania kursu rubla. Ten jednak zdołał się szybko odbudować, toteż straty, jakie ponoszą Rosjanie, są mniejsze, niż się spodziewano. Za to straty Europejczyków – mam tu na myśli nas, zwykłych obywateli – mogą się okazać tak wysokie, jakby to Unia Europejska była agresorem napadającym na Ukrainę.

Niestety, współczesna gospodarka, czy tego chcemy, czy nie, jest zespołem naczyń połączonych. A Rosja pozostaje zbyt dużym graczem ze zbyt wieloma zasobami, by wyprowadzone przeciwko niej uderzenia nie odbiły się wyjątkowo bolesnym rykoszetem.

Skoro zaś Putina jakoś powstrzymać trzeba, to warto rozważyć, czy nie lepiej stosować działania o charakterze politycznym, tak dobrane, by były bolesne dla jego caratu. Bo te ekonomiczne mogą przynieść efekty odwrotne do oczekiwanych.

Jeżeli jest coś, co Putinowi (jak również jego następcom, bo przecież wiecznie żył nie będzie) może pod względem gospodarczym zaszkodzić, to ogólnoświatowa transformacja energetyczna, polegająca chociażby na odchodzeniu od paliw kopalnych na rzecz OZE. Obecna sytuacja powinna wymuszać jej przyspieszenie.

Komentarze

Popularne posty z tego bloga

Zgon fanatyczki

Współwinni

Biały fosfor