Błędy Zachodu

W mediach napotkać można analizy, wedle których Władimir Putin miał wielką szansę zintegrować Rosję z demokratycznym (na tyle, na ile demokracja jest możliwa w kapitalizmie) Zachodem, może nawet wprowadzić ją do Unii Europejskiej i NATO. Niestety, zaprzepaścił tę okazję, wybierając drogę dyktatury, co dla niego samego i jego państwa skończyć się może źle.

Jest w tym oczywiście sporo racji. Władimir Putin odbudowuje – jak parę ładnych razy pisałem – carat, owszem, formalnie republikański i formalnie świecki (przy czym rosyjska Cerkiew służy prezydentowi dokładnie tak samo, jak dawnym carom), niemniej równie tyrański, co przed Rewolucją Październikową. I równie skorumpowany, że o zaborczości, ofiarą której pada Ukraina, nie wspomnę.

Przypomnijmy, Putin po raz pierwszy został prezydentem Rosji w roku 2000, zastępując cierpiącego na poważną chorobę alkoholową, nieudolnego i wcale nie tak prodemokratycznego, jak się uważa na Zachodzie, Borysa Jelcyna. W pierwszych kilku latach jego prezydentury faktycznie wydawało się, że droga do Europy od Atlantyku po Kamczatkę, jakkolwiek daleka i kręta, jest otwarta lub przynajmniej może się otworzyć. Rosyjscy politycy, z Putinem włącznie, deklarowali reset stosunków z Zachodem (i faktycznie, te z USA się poprawiły, głównie jednak dlatego, że prezydentem tychże był wówczas George W. Bush, równie wojowniczy, co jego rosyjski kolega, i tak samo prowadzący krucjatę przeciwko islamowi; z kolei Niemcy i w nieco mniejszym stopniu Francja cieszyły się tanimi surowcami). Putin wyprowadził też swoje państwo z jelcynowskiej wielkiej smuty, opanował (niestety, w sposób brutalny) chaos polityczny, wziął za mordę (tzn. podporządkował sobie) oligarchów i mafię, wydawało się, że walczy z korupcją, po kilku latach Rosja poradziła sobie z terrorystycznym separatyzmem czeczeńskim (niestety, oznaczało to nie tylko gospodarcze doinwestowanie kaukaskiej owej republiki, ale też skorumpowanie jej liderów oraz umożliwienie im wprowadzenia na swoim terenie bardzo brutalnej wersji szariatu)… Mówiąc krótko, wyglądało na to, że dzięki Putinowi Rosja wkracza na drogę stabilizacji politycznej i gospodarczej oraz stopniowej demokratyzacji. Czyli staje się państwem, z którym współpracował mogłyby zarówno rozszerzająca się wówczas Unia Europejska, jak też USA oraz NATO. Mogłyby, ale nie chciały, o czym za chwilę.

Z biegiem czasu okazało się wszelako, że państwo moskiewskie wcale się nie demokratyzuje, a wręcz przeciwnie – podąża ścieżką coraz brutalniejszej dyktatury, odbudowując przy okazji carski imperializm (wojny w Gruzji i Ukrainie, udział w wojnie syryjskiej, itd.). Korupcja bynajmniej się nie zmniejszyła, lecz jeszcze wzrosła, tyle że kontrolowana jest przez Putina i jego ekipę; podobnie rzecz się ma z oligarchami, którzy spokojnie funkcjonują w powiązaniu z prezydentem. Gospodarka niby stanęła na nogach, ale nadal opierała się na eksporcie surowców, uzbrojenia i udostępnianiu technologii kosmicznej, nie było żadnych modernizacji modelu ekonomicznego, ani też walki ze skrajnym ubóstwem, jakiego skala gwałtownie narosła po rozpadzie ZSRR.

Finał tego wszystkiego obserwujemy na wschód od naszych granic, gdzie spadają bomby i leje się krew, co może rychło obrócić się przeciwko Moskwie. Władimir Putin, cokolwiek by mówić, poszedł złą drogą. Tylko, czy REALNIE mógł wybrać inną?

Politycy, naukowcy, publicyści oraz inni analitycy często podkreślają, iż Zachód popełnił wobec Rosji liczne błędy, polegające głównie na niedoszacowaniu zagrożenia ze strony Putina i jego imperialnych tendencji, a wręcz akceptowaniu patologii jego władzy w zamian za tanią ropę oraz gaz. Owszem, i takie popełniono, lecz główne widziałbym gdzie indziej.

Otóż, jak pisałem wyżej, przed dwudziestoma laty wcale nie było niemożliwe, by Rosja zintegrowała się z szeroko pojętym Zachodem, a przynajmniej politycznie tudzież gospodarczo ku niemu zbliżyła. Putin i jego ludzie kroczyli wszak wiodącą do tego ścieżką… lecz zetknęli się ze ścianą.

Bo Zachodowi Rosja, owszem, bardzo pasowała, ale taka, jak za kadencji Jelcyna – ogarnięta wielką smutną, słaba, wręcz upadająca, wyprzedająca własną gospodarkę (przez co podatna na kolonizację)… za to z oligarchami-miliarderami, stanowiącymi idealnych partnerów biznesowych dla zachodnich kapitalistów, zwłaszcza tych z finansjery.

Kiedy jednak Putin zaczął Rosję stabilizować wewnętrznie – co oznaczało wdrożenie z biegiem czasu coraz brutalniejszego autorytaryzmu – i odbudowywać jej siłę militarną (Ukraina udowadnia, że udało się to jedynie na papierze, lecz oddzielny to temat), okazało się, że Zachód wcale taki chętny do współpracy nie jest, tzn. innej niż interesy z oligarchami czy inwestowanie na chłonnym (dzięki Putinowi i jego ekipie!) rosyjskim rynku w poszukiwaniu taniej siły roboczej. Państwo za to moskiewskie traktowane zaczęło być coraz bardziej nieufnie, a nawet wrogo… co zaowocowało przebudzeniem, typowych dla naszego wielkiego sąsiada gdzieś tak od XIII wieku, nieprzyjacielskich tendencji wobec wszystkiego, co zachodnie. Właśnie na nich pojechał Putin, gdyż stanowiły one dla niego idealne uzasadnienie do restauracji carskich praktyk ustrojowych, z tyranią oraz korupcją na czele, nie wspominając o klerykalizmie i mentalnym zacofaniu. A ekspansja międzynarodowego kapitału, głównie amerykańskiego (za czym szła również obecność militarna), do strefy postradzieckiej, głównie Ukrainy i Gruzji, poskutkowała odpowiedzią w postaci odrodzenia rosyjskiego imperializmu w wydaniem wojennym, czego ofiarami padły oba te państwa.

Owszem, Rosja mogła się powoli, acz pewnie skutecznie demokratyzować oraz modernizować. Mogła integrować się, lub choćby mieć przyjazne relacje, z Unią Europejską. Jednakże właśnie państwa zachodnie to uniemożliwiły, spychając ją na drogę dyktatury, korupcji i krwawych wojen. Bo to one odepchnęły wciągniętą rosyjską dłoń. I wcale nie przeszkadzały im antydemokratyczne zapędy Putina (tak jak nie przeszkadzają zbrodnie popełniane przez władze Kolumbii, Izraela, Arabii Saudyjskiej, USA, Francji…), lecz to, iż próbował on wzmocnić swój kraj, wydobyć go z wielkiej smuty, co mu się początkowo udało.

Albowiem Zachód nie chce Rosji, lecz wielką czarną dziurę w jej miejscu, z której pozyskiwać może (pół)darmowe surowce tudzież bardzo tanią siłę roboczą. Rosja usiłująca być Rosją zawsze będzie stała Zachodowi okoniem… czego skutki są tragiczne.

Komentarze

Popularne posty z tego bloga

Zgon fanatyczki

Współwinni

Biały fosfor