Narzucanie

W coraz liczniejszych polskich miastach odbywają się – z czego oczywiście się cieszę – pokojowe demonstracje przeciwko nienawiści, przemocy i agresji, jak również opartym na nich ideologiom: nacjonalizmowi, faszyzmowi tudzież nazizmowi. Pewna sieć księgarska odmówiła dystrybuowania pisma, w którym zamieszczono nazistowskie nalepki „Strefa wolna od LGBT”; podobnie postąpiły niektóre stacje paliw (czasem nawet wielki kapitał zachowuje się przyzwoicie, nawet jeśli za tą przyzwoitością kryje się dbanie o swój wizerunek). Organizowane są różnorodne inicjatywy, mające na celu wzajemne poznanie się ludzi różnych kultur, narodowości czy religii.
Tymczasem słowa nienawiści płyną z licznych ambon (na szczęście, nie wszystkich, bo są księża, a nawet hierarchowie sprzeciwiający się nienawiści i nacjonalizmowi), ust prawackich politykierów bądź też tekstów i filmów na łamach prawackich mediów. Skutki są widoczne już od dawna; w Polsce coraz częściej dochodzi do brutalnych napadów na obcokrajowców, zwłaszcza na osoby o ciemnej karnacji lub mówiące po niemiecku, pobito dziennikarza, któremu nie spodobały się homofobiczne bazgroły na ścianie, jak też projektanta mody, którego napastnicy uznali za geja (nie jest nim, a choćby i był, to co – bycie gejem to powód do zrobienia tej osobie krzywdy?!), jakiś czas temu podobna ponura przygoda spotkała wybitnego aktora…
Obok jednak słów nienawiści, wśród prawaków (nie mylić z cywilizowanymi prawicowcami) dostrzec można inną plagę, mianowicie plagę zakłamywania rzeczywistości. Otóż, reakcją czy to PiS-owskich, czy innych ze skrajnie prawej strony polityków, publicystów lub duchownych na Marsze/Parady Równości/Miłości oraz odbywające się właśnie w Polsce demonstracje przeciwko nienawiści, jest gardłowanie przeciwko rzekomemu „narzucaniu” nieistniejącej „ideologii gender” oraz (również nieistniejącej) „ideologii LGBT” Polakom, czym zajmować się mają: lewica (nazywana przez prawaków „lewactwem”), liberałowie, no i przedstawicielki oraz przedstawiciele mniejszości seksualnych.
Tymczasem żadnego narzucania nie ma. LGBT to wszak nie żadna ideologia – czyli system poglądów jednostki lub grupy – ale LUDZIE: lesbijki, geje, biseksualiści i transseksualiści; listę tę uzupełnia się coraz częściej o przedstawicieli innych mniejszości seksualnych. Innymi słowy, skrót ów oznacza osoby o określonej, nie-hetero orientacji seksualnej… a tej nie można nikomu narzucić, z nią bowiem człowiek się rodzi. Podobno jest możliwość, że w ciągu życia może ona ulec zmianie (częściej ponoć u kobiet, które z heteroseksualistek stają się homoseksualistkami), lecz są to nader rzadkie przypadki. Był jakiś Amerykanin (personaliów nie pomnę), który niby to opracował metodę „leczenia” z homoseksualizmu i przez lata deklarował, że korzystając z niej, sam się „wyleczył”… no i teraz podobno faktycznie się leczy z wywołanych tą „terapią” schorzeń psychicznych.
Kończąc dygresję, wszyscy – od polityków, poprzez publicystów, po księży – którzy głoszą, iż osoby LGBT pragną komukolwiek cokolwiek, a zwłaszcza swoją orientację seksualną, narzucić, zwyczajnie łżą… lub nie wiedzą, co mówią, bo i taka ewentualność wchodzi w grę.
A na demonstracjach przeciwko nienawiści też nic się nikomu nie narzuca. Co najwyżej promuje: ideę wzajemnej tolerancji, szacunku, jaki winniśmy żywić dla ludzi mino dzielących nas różnic, oraz wzajemnej miłości. Czyli dokładnie to, czego dwa tysiące lat temu nauczał pewien wędrowny robotnik z antycznej Galilei, na którego powołują się dzisiejsi katoliccy kapłani i purpuraci, mimo iż wielu z nich z tymże robotnikiem i jego ideałami nie ma absolutnie nic wspólnego.

Komentarze

Popularne posty z tego bloga

Zgon fanatyczki

Współwinni

Biały fosfor