O koalicjach
Kiedy
przed wyborami do Parlamentu Europejskiego powstała Koalicja
Europejska, zrzeszająca główne (poza, niestety, Wiosną, co było
ogromnym błędem Roberta Biedronia, oraz mniejszymi partiami
lewicowymi) ugrupowania demokratyczne w Polsce, ucieszyłem się. Oto
bowiem zaczęła się tworzyć siła zdolna do przeciwstawnia się
faszystowskiej mafii/sekcie, czyli oczywiście Bezprawiu i
Niesprawiedliwości. To, że tworzące KE ugrupowania były pod
względem ideologicznym zróżnicowane – od prawicy po lewicę –
bynajmniej nie stanowiło, w moim przynajmniej przekonaniu, jej
słabości. Przeciwnie, była to siła, bo formacja ta miała ofertę
dla różnych elektoratów (program, jakkolwiek czerpał po trochu z
każdej z wchodzących w skład koalicji partii, okazał się całkiem
spójny, o czym kiedyś pisałem).
Źle,
bardzo źle się stało, że owa formacja się rozpadła. Współpraca
tworzących ją ugrupowań powinna nie tylko być kontynuowana –
oczywiście, jako Koalicja już nie Europejska, lecz Demokratyczna
bądź Antyfaszystowska – ale też rozszerzona o inne podmioty
polityczne, zwłaszcza oczywiście te z lewej strony. I (o czym też
niedawno pisałem, powtarzając zresztą za mądrymi publicystami)
wcale nie musiałaby mieć JEDNEGO programu, lecz kilka – w sferach
światopoglądowych oraz społecznych – dzielących wspólny rdzeń,
czyli odbudowę demokracji, państwa prawa i niezawisłego
sądownictwa w Polsce.
Niestety,
KE w wyborach do Europarlamentu zajęła drugie miejsce (choć
uzyskała tylko o jeden mandat mniej niż Bezprawie i
Niesprawiedliwość!), co wzbudziło postrach i żałość u rzekomo
liberalnych, prodemokratycznych komentatorów, którzy zaczęli
jęczeć o jej „nieskuteczności” (przypominam, że mówimy tu o
formacji, która istniała od trzech zaledwie miesięcy, w związku z
czym dopiero się docierała!), i przepowiadać, iż „PiS na pewno
wygra wybory parlamentarne”.
Takie
głosy służyły oczywiście mafii/sekcie Kaczyńskiego, a nie
polskiej demokracji. I podziałały na Polskie Stronnictwo niezbyt (a
jednak!) Ludowe, które nagle zaczęło się brzydzić lewicą, za
którą uznało zarówno SLD (dziwnym trafem, o Zielonych mowy nie
było, choć i oni są partią lewicową, no i też wchodzili w skład
KE), jak również… centroprawicową PO, zwłaszcza zaś ich
światopoglądem. Ogłosili się oto PSL-owcy wielkimi
chrześcijanami, obrońcami wartości chrześcijańskich (dziwnym
trafem, o naczelnej, czyli miłości bliźniego, jakoś milczą…)
oraz sojusznikami Kościoła (Wincenty Witos, sam będący
antyklerykałem i mający przerąbane od hierarchów kościelnych, w
grobie się przewraca!), a potem zaczęli grać na rozwalenie
Koalicji Europejskiej, co im się ostatecznie udało. Władysław
Kosiniak-Kamysz ogłosił, że będzie tworzył własną koalicję,
którą nazwał… centrową. Cóż, żadne centrum to nie będzie,
lecz kopia PiS-owskiego klerykalnego prawactwa, tyle że pewnie z
łagodniejszym przekazem werbalnym. Gra jest czytelna – PSL-owcy
zakładają, iż PiS wygra jesienne wybory, a oni wejdą z nim w
koalicję. Będzie to wyrok śmierci dla Stronnictwa; z reguły
szanuję samobójców, a nawet podziwiam ich za odwagę, ale w tym
wypadku…
Odpadnięcie
PSL-u z KE nie byłoby jeszcze tragedią, lecz, niestety, na jego
skutek lider PO, Grzegorz Schetyna, wyraźnie się pogubił. Zamiast,
co byłoby logicznym i pozytywnym wyjściem z sytuacji, kontynuować
współpracę z SLD oraz Zielonymi, a także wysłać zaproszenie do
Razem, Wiosny, RSS, PPS, organizacji kobiecych, itd., on radośnie
rzecz całą rozwalił i ogłosił powstanie Koalicji Obywatelskiej,
w skład której wejdą tylko: PO, Nowoczesna i chyba jeszcze
Inicjatywa Polska. Zieloni najpewniej przejdą do…
No
właśnie. Wobec rozpadu KE WRESZCIE podali sobie ręce pan
Czarzasty, pan Zandberg i pan Biedroń, czyli liderzy SLD, Razem i
Wiosny, którzy ogłosili zjednoczenie centrolewicy. W internecie
widziałem informacje, że mają przystąpić do nich jeszcze
Zieloni, a Włodzimierz Czarzasty zapowiedział zaproszenie również
innych formacji lewicowych, organizacji kobiecych i ruchów
miejskich.
Owo
długo wyczekiwanie zjednoczenie (oby trwałe!) polskiej centrolewicy
jest bodaj jedynym pozytywnym efektem rozpadu KE. Ma tę zaletę, że
oddzielna koalicja/partia (o formule startu w wyborach dopiero
zapadnie decyzja) lewicowa będzie miała spójny program, bez
dzielenia postulatów z centroprawicą. Wada jest taka, że owej
oddzielnej lewicy trudniej będzie wejść do Sejmu niż w ramach
Koalicji Europejskiej czy tego, co mogłoby ją zastąpić. A bez
parlamentarnej reprezentacji lewica, nie czarujmy się, nie będzie
mogła działać skutecznie.
Cóż,
jako wyborca Lewicy, jak najbardziej cieszę się, iż następuje jej
zjednoczenie, jakkolwiek nie przeczę, że wolałbym, gdyby
zjednoczona Lewica startowała w najbliższych wyborach w ramach
zjednoczonej opozycji demokratycznej.
Ale
o nowej lewicowej formacji napiszę następnym razem.
Komentarze
Prześlij komentarz