Dobrobyt i praca

Rozmawiałem niedawno ze zwolenniczką PiS-u – aczkolwiek raczej nie fanatyczną – która nie mogła uwierzyć, że w Polsce rośnie skala ubóstwa zarówno skrajnego, jak i relatywnego (na co jednoznacznie wskazują dane GUS-u; niedawno na ten temat pisałem), skoro jest 500 Plus. Przyjęła jednak do wiadomości, że wzrost ubóstwa w Polsce to skutek tego, że nasz rynek pracy jest pogrążony w pladze umów śmieciowych i krótkoterminowych (te drugie na dłuższą metę sprawiają, że wypłaty nie rosną, a jeśli już, to bardzo wolno), coraz więcej osób zarabia kwoty poniżej płacy minimalnej, a pozytywny efekt 500 Plus radośnie zżera rosnąca inflacja.
Do tego jeszcze należałoby doliczyć formalnie progresywny, a de facto regresywny (co jest wątpliwą zasługą poprzednich rządów Bezprawia i Niesprawiedliwości) system podatkowy (im polski obywatel biedniejszy, tym wyższe – procentowo, a nieraz i kwotowo – w stosunku do swoich dochodów płaci podatki), przyczyniający się do rozwarstwienia społeczno-ekonomicznego, orzynanie przez PiS-owski rząd emerytów na waloryzacjach, cięcia refundacji leków… A i samo 500 Plus nie dociera do osób, które najbardziej go potrzebują…
Prawda jest taka, że nawet najlepszy socjal (tzn. skierowane do obywateli świadczenia pieniężne: zasiłki, zapomogi, dodatki, becikowe czy programy w stylu 500 Plus) sam w sobie na dłuższą metę nie spowoduje poprawy sytuacji bytowej społeczeństwa. Daje, owszem, pozytywne efekty, ale raczej krótkoterminowe. Inaczej, niż finansowane z wysokich podatków, płaconych przez najbogatszych obywateli i największe korporacje, dobrze działające darmowe usługi publiczne, do których dostęp ma każdy, dzięki czemu może przyoszczędzić. Socjal to co najwyżej dodatek do polityki społecznej, i powinien być kierowany – jako część rozwiązać systemowych – do obywateli i grup najbardziej potrzebujących.
Jedynym skutecznym i trwałym sposobem na wzrost ogólnospołecznego dobrobytu jest praca. Nie może ona jednak służyć – jak to się dzieje w kapitalizmie, zwłaszcza jego modelu opartym na barbarzyńskich, neoliberalnych wzorcach – bogaceniu się nielicznych prywatnych właścicieli środków produkcji, czyli kapitalistów, lecz dochód z niej trafiać musi PRZEDE WSZYSTKIM do wykonujących ją osób – pracowników/robotników, twórców i artystów, rzemieślników, itd. Innymi słowy, musi ona być stabilna i jak najlepiej płatna, co oznacza, że bez wdrożenia prawa, jakie doprowadzi do likwidacji umów śmieciowych, wymuszonego i często fikcyjnego samozatrudnienia, bezpłatnych staży oraz innych form wyzysku, bogactwa i dobrobytu w skali całego społeczeństwa nie będzie. I żaden, choćby najlepiej dopracowany, szczodry system świadczeń socjalnych tu nie pomoże.
Ale sama walka o wyższe wynagrodzenia i stabilne zatrudnienie to nie wszystko; już Karol Marks zauważył, że jeśli robotnicy wywalczą TYLKO lepsze zarobki, ich sytuacja na dłuższą metę się nie zmieni, bo to nadal będzie lepiej opłacone niewolnictwo (w starożytnym Rzymie gladiator czy woźnica rydwanów zarabiali znacznie lepiej niż większość wolnych rzemieślników, ale co z tego?). Aby przeobrażenia na rynku pracy były trwałe, dobrobyt całego społeczeństwa zaś wzrastał, potrzebne są gruntowne zmiany systemu społeczno-ekonomicznego, polegające na tym, aby robotnicy mieli udział w zyskach (w kapitalizmie z reguły nie mają; wypłata za ich pracę to tak naprawdę cena, i to zaniżona, za jaką kapitalista jest skłonny kupić ich siłę roboczą), co umożliwiają formy wspólnej własności środków produkcji, np. spółdzielnie (prawdziwe, nie znacjonalizowane, jak to było w Polsce Ludowej!) czy akcjonariat pracowniczy.
System społeczno-ekonomiczny, w którym taka właśnie wspólna (nie mylić z państwową!) własność środków produkcji dominuje – jakkolwiek istnieją też własność prywatna oraz państwowa – to oczywiście socjalizm.
W socjalizmie zysk pochodzący z pracy jest sprawiedliwie dzielony między wykonujących ją robotników, i właśnie to jest warunkiem ogólnego dobrobytu. Oczywiście, w systemie tym również będą nierówności dochodowe, czyli ludzie biedniejsi i bogatsi, niemniej jednak różnice płacowe między tymi warstwami społecznymi nie będą aż tak rażące jak w kapitalizmie, wszyscy zaś obywatele będą mogli dzięki swojej pracy uzyskać środki pozwalające na życie w dobrobycie, zwłaszcza, że zatrudnienie będzie powszechne. Ci zaś, którzy z różnych przyczyn, np. zdrowotnych, nie będą mogli podjąć pracy, otrzymają pomoc pieniężną od państwa, zabezpieczającą ich byt. No, chyba, że postęp robotyzacji wymusi wprowadzenie podstawowego dochodu gwarantowanego, ale to inna nieco para kaloszy.
Tak zatem, bez przeobrażenia kapitalizmu w socjalizm większość ludzkości o dobrobycie może sobie jedynie pomarzyć, i żaden socjal typu 500 Plus tego nie zmieni.

Komentarze

Popularne posty z tego bloga

Zgon fanatyczki

Współwinni

Biały fosfor