Kongo

Na przełomie lat 1884-1885 w Berlinie odbyła się konferencja europejskich mocarstw kolonialnych, na której obradowano o wytyczeniu granic pomiędzy ich koloniami w Afryce (czego ponurym pokłosiem są chociażby dzisiejsze krwawe wojny, domowe i międzypaństwowe, tudzież akty ludobójstwa na Czarnym Kontynencie). Jednym z jej głównych postanowień było przyznanie NA WŁASNOŚĆ królowi Belgii, Leopoldowi II, dorzecza rzeki Kongo.
Monarcha założył tam Wolne Państwo Kongijskie, którego był władcą i – jako się rzekło – właścicielem na identycznej zasadzie, jak dzisiejsze koncerny są prywatną własnością posiadaczy największego pakietu akcji; w roku 1908 odsprzedał ów polityczny twór… Belgii (tak, SWOJEMU PAŃSTWU!) za kwotę 50 mln franków, i tak powstała już formalna kolonia pod nazwą Kongo Belgijskie, która wywalczyła sobie niepodległość w XX wieku.
Co ciekawe, król Leopold zobowiązał się w Berlinie do zagwarantowania handlu wolnego od protekcjonizmu, zwalczania niewolnictwa i przeciwdziałania handlowi ludźmi. Brzmi to fajnie, ale praktyka była zupełnie inna. Otóż, Wolne Państwo Kongijskie funkcjonowało jako gigantyczne, działające rzecz jasna dla zysku właściciela (czyli króla Leopolda II i jego administracji) przedsiębiorstwo, eksportujące głównie kauczuk (na potrzeby dynamicznie rozwijającego się wówczas przemysłu oponiarskiego) oraz kość słoniową. Kongijczycy formalnie niewolnikami nie byli… lecz Belgowie odebrali im ziemię i uczynili ich darmową, przymusową siłę roboczą – czyli niewolnictwo tam istniało, tyle że nieformalne. „Wolny” Kongijczyk musiał dostarczyć białym „pracodawcom” odgórnie narzuconą ilość kauczuku; jeśli w okolicach wioski, gdzie mieszkał, brakowało pnączy, musiał się udać do dżungli na ich poszukiwania. W tym czasie jego rodzina – kobiety, w tym także karmiące czy brzemienne, oraz dzieci – przebywała w specjalnym obozie jako zakładnicy. Ludzie ci byli tam skuwani, belgijscy zaś żołnierze dopuszczali się gwałtów na kobietach oraz innych aktów okrucieństwa. Jeśli „wolny” Kongijczyk nie dostarczył wyznaczonej mu ilości kauczuku lub uciekł, członków jego rodziny mordowano, albo obcinano im kończyny. Istniały też inne metody wymuszania przez białasów posłuszeństwa na formalnie „wolnych” kongijskich Murzynach, a zarazem atrybuty władzy Europejczyków – zwłaszcza chicotte, czyli spiralny bicz z wysuszonej skóry hipopotama, tnący ludzkie ciało do kości. Instrukcje, jakimi dysponowali belgijscy administratorzy, pozwalały na wymierzenie Kongijczykowi maksymalnie pięćdziesiąt razów tymże batogiem w pośladki, w dwóch seriach po dwadzieścia pięć (dla porównania, polski szlachcic czy magnat zwyczajowo karał chłopa pańszczyźnianego, czyli niewolnika, swoją własność, stu pięćdziesięcioma razami bicza za byle przewinienie). Kara to zatem była okrutna, ale nijak miała się do przerażającej praktyki zadawania nawet kilkuset uderzeń chicotte – jednej osobie! – po całym ciele, wliczając genitalia. Mało tego, chłostanego Kongijczyka przywiązywano najczęściej do słupa i wystawiano na palące słońce, co kończyło się śmiercią. Była to oczywiście kara wymierzana „wolnym” ludziom za niedostarczenie narzuconej ilości kauczuku albo kości słoniowej. Do bicia Kongijczyków służyła też – dla odmiany, bez żadnych formalnych ograniczeń – trzcinowa rózga, która powodowała płytkie wprawdzie, lecz bolesne i trudno gojące się rany.
Nie dziwi, że Wolne Państwo Belgijskie, którego eksploatacja przez Belgów w latach 1885-1908 pochłonęła 8-10 mln ofiar śmiertelnych, stało się w Europie symbolem krwawego terroru kolonialnego, a króla Leopolda II w karykaturach przedstawiano jako zbrodniczego ludobójcę. W praktyce wszelako podobne zbrodnie na równie masową skalę popełniały w swoich koloniach WSZYSTKIE europejskie mocarstwa; Brytyjczycy trzymali w obozach koncentracyjnych i mordowali Kenijczyków jeszcze w latach 50. XX wieku. Ogólna liczba ofiar śmiertelnych trwającego przez kilka stuleci kolonializmu oraz handlu niewolnikami jest chyba niemożliwa do oszacowania, ale z pewnością idzie w setki milionów… czyli była to jeszcze większa masakra (nadto, podkreślam, rozciągnięta na kilkaset lat!), niż II wojna światowa i Holocaust. Kolonializm stanowił prawdopodobnie najstraszliwszą zbrodnię przeciwko ludzkości, jaką w swoich dziejach popełnił nasz barbarzyński gatunek. I nie chodzi tylko o zniewalanie i mordowanie; Afrykańczyków traktowano dosłownie jak zwierzęta, zamykano ich w zoo i równego rodzaju „parkach etnograficznych”, gdzie musieli bawić białą publiczność.
Kolonializm i handel niewolnikami stanowiły też, obok Rewolucji Przemysłowej, główny filar kapitalizmu jako systemu społeczno-ekonomicznego, który zaczął rozwijać się pod koniec XVII wieku (najpierw w Holandii i Anglii), a najpaskudniejszą, najbardziej zbrodniczą postać osiągnął w stuleciu XIX i XX. Warto zaznaczyć, że dzisiejsze państwa afrykańskie, czyli dawne kolonie, formalnie są niepodległe, ale większość z nich wciąż niemiłosiernie eksploatują koncerny z Europy, co często pociąga za sobą podporządkowanie polityczne. Nadto państwa te mają sztucznie wytyczone granice (spadek po konferencji berlińskiej właśnie), skutkiem czego w ich obrębie żyją nienawidzące się ludy i religie (nienawiść ta nie tylko efekt odwiecznych plemiennych waśni, ale również stosowania przez kolonialistów polityki „dziel i rządź”), co prowadzi do wojen i masakr. Pokłosiem kolonializmu jest też skrajna afrykańska nędza, korupcja, przestępczość i niewydolne systemy polityczne.
Mówiąc krótko, tak gloryfikowany przez prawicowców i neoliberałów kapitalizm wyrósł na bodaj największej w dziejach ludzkości, masowej zbrodni, której krwawe praktyki w Kongu stanowiły zaledwie jeden z epizodów. Właśnie w koloniach wypracowano metody wyzysku, dziś stosowane – w złagodzonej, co prawda, formie – przez wielkie korporacje wobec ich pracowników.

Komentarze

Popularne posty z tego bloga

Zgon fanatyczki

Współwinni

Biały fosfor