Bo zabetonowane
Na
początek mała, acz nader pozytywna dygresja. Składam oto
serdecznie wyrazy szacunku dla wszystkich organizatorów,
uczestniczek oraz uczestników marszów, demonstracji, parad i innych
wydarzeń mających na celu promowanie miłości i sprzeciw wobec
przemocy tudzież agresji, jakie odbywały się w ostatnich dniach w
licznych polskich miastach. Szczerze przyznam, że tego typu akcje
napawają mnie nadzieją, świadczą bowiem, iż nie wszyscy młodzi
Polacy przesiąknęli pełnymi nienawiści, prawackimi ideologiami.
A
teraz do meritum. Lato mamy w pełni, nadeszła też kolejna fala
upałów (i niestety suszy), wraz z którymi przypełzły nad Polskę
fronty burzowe. Nic w tym dziwnego; zawsze tak jest o tej porze roku,
niemniej zachodzące w zbyt szybkim, na skutek działalności
człowieka, tempie zmiany klimatyczne zwiększają intensywność
tychże zjawisk atmosferycznych. A burza jak to burza – szkód może
narobić, zaś niedoborów (wysychających!) wód, w tym gruntowych,
na dłuższą metę nie uzupełni.
No
właśnie, szkody… Po co większych ulewach media informują nie
tylko o pozrywanych dachach (zwłaszcza starych budynków lub nowych,
jeszcze niedokończonych) oraz przerwanych liniach energetycznych,
ale też o podtopieniach. Te ostatnie w minioną sobotę dotknęły
Górny Śląsk, a zwłaszcza Katowice. Chyba nie było stacji
telewizyjnej, która nie pokazywałaby zalanego podziemnego parkingu,
gdzie podczas burzy (podobno rekordowej, ale śmiem w to wątpić)
wlała się woda, zatapiając samochody. Ponoć jeden z nich – nowy
i dlatego szczelny – dosłownie pływał, uderzając o inne auta.
Szkody w każdym razie są naprawdę spore; właścicielom
zniszczonych pojazdów serdecznie współczuję i życzę im, aby ich
ubezpieczyciele okazali się uczciwi i nie kombinowali przy wypłacie
odszkodowań.
Niestety,
takie smutne wydarzenia będą się powtarzały, bynajmniej nie, a
raczej nie tylko z powodu zachodzących zmian klimatu. Podtopienia po
co większej burzy stanowią bowiem ponury skutek przede wszystkim
jednej z głównych polskich plag w ostatnich latach, czyli betonozy.
(K)raj
nad Wisłą betonuje się i asfaltuje w zaiste ogromnym tempie, które
przyspieszyło, odkąd wstąpiliśmy do Unii Europejskiej, a do
samorządów gminnych popłynął strumień unijnych pieniędzy na
rewitalizację (pod którym to pojęciem, niestety, włodarze wsi,
miasteczek i miast przedstawiają działania z PRAWDZIWĄ
rewitalizacją niewiele mające wspólnego, jak choćby zwykłe
remonty). Co przebudowa jakiegoś rynku czy placu, a od razu znika z
niego wszelka zieleń (najwyżej zostawia się jakieś mizerne
roślinki w ceglanych lub betonowych donicach), lawinowo przybywa za
to bruku, betonu i asfaltu. Dotyka to przede wszystkim duże miasta,
gdzie powierzchnie betonowe i asfaltowe są, co oczywiste,
największe, ale też małe miasteczka, które brukują się i
betonują z uporem godnym lepszej sprawy. W słoneczny dzień na tych
zabrukowanych, wręcz przepełnionym betonem placach praktycznie nie
da się wysiedzieć, bo za gorąco, a słońce, odbijając się od
lśniącej kostki, dosłownie razi po oczach.
Betonowanie
przy okazji „rewitalizacji” to wszelako nie wszystko. W Polsce
wyrastają coraz to nowe centra handlowe, od dyskontów i
supermarketów po wielkie galerie. A wszystkie one, zwłaszcza
oczywiście te ulokowane na obrzeżach aglomeracji, otoczone są
asfaltowymi i betonowymi placami oraz parkingami, niekiedy o naprawdę
ogromnych powierzchniach. Dodajmy, że budowane są one często na
terenach jeszcze do niedawna zielonych, gdzie kilka lat temu rosły
łąki, a niekiedy również szumiały lasy. Przyrost betonozy jest
zatem nierozerwalnie związany z rozrostem powierzchni handlowych,
jednocześnie zaś – z redukcją zieleni. Jeśli do tego dołożymy
rabunkowy wyręb lasów, który ruszył z kopyta pod rządami
Bezprawia i Niesprawiedliwości, i nie chce się zatrzymać… Cóż,
im mniej lasów, tym więcej powodzi i podtopień.
No,
ale wróćmy do betonu, bruku tudzież asfaltu, pokrywających coraz
większą część terytorium Polski. Kiedy przyjdzie burza lub
ulewa, nawet nieszczególnie duża… to przecież woda, jaka napada,
w żadną z tych substancji nie wsiąknie, a jeśli zjawisko ma
charakter punktowy, tzn. leje intensywnie, lecz na małym obszarze,
ŻADNA kanalizacja nie jest w stanie odprowadzić wody. Która
radośnie płynie po bruku, asfalcie i betonie rzekami całymi,
spływając tam, gdzie znajdzie pierwsze lepsze ujście… na parking
podziemny chociażby (pewnie zresztą ktoś nie pomyślał, żeby
odprowadzić od niego odpływ, co tylko spotęgowało zniszczenia).
Jako
że najbardziej zabetonowane i zaasfaltowane są duże miasta, to one
pozostają najmocniej zagrożone burzowymi podtopieniami. Skoro
jednak omawiana plaga dotyka także mniejsze ośrodki miejskie, a
nawet wsie (tak, tak!), to i ich mieszkańcy liczyć się muszą, że
po burzach, niezbyt nawet gwałtownych, zalewało im będzie piwnice
czy garaże. A im więcej wyrąbanych lasów i zlikwidowanych terenów
zielonych, tym większe będzie owo zagrożenie. Osoby, które na
skutek ulew stracą swoje mienie, powinny mieć pretensje do
włodarzy, decyzje których stoją za betonozą, politykierów, jacy
dopuścili do masowego wyrębu lasów i jeszcze się na nim pasą, no
i do kapitalizmu jako systemu. Jak wiemy, głównym celem
działających w jego ramach prywatnych podmiotów gospodarczych jest
maksymalizacja zysku. A przecież z betonowania wszystkiego, co się
da, właściciele licznych firm czerpią zyski i pewnie jeszcze
lobbują za betonozą…
Komentarze
Prześlij komentarz