Adrian i degradacja

Prezydent Andrzej Duda, ksywa Adrian, zawetował w Wielki Piątek tzw. ustawę degradacyjną. Umożliwiała ona degradowanie generałów i oficerów Wojska Polskiego, jacy pełnili służbę w okresie Polskiej Rzeczypospolitej Ludowej, w szczególności zaś członków Wojskowej Rad Ocalenia Narodowego. Na celowniku znaleźć się mieli przede wszystkim nieżyjący już generałowie Wojciech Jaruzelski i Czesław Kiszczak, którym pełni nienawiści, pogardy oraz żądzy zemsty politykierzy Bezprawia i Niesprawiedliwości zamierzali – POŚMIERTNIE! – odebrać stopnie.
I właśnie to wzbudziło wielkie oburzenie w społeczeństwie. Wielu Polaków o tych haniebnych planach (przypominam po raz kolejny, że nawet w okresie najczarniejszego stalinizmu nikomu nie strzeliło do głowy, aby pośmiertnie degradować marszałków Piłsudskiego i Rydza-Śmigłego) na łamach różnych forów internetowych wypowiedziało się w jednoznacznie negatywnym tonie, zaś sondaże wyraźnie wskazywały, iż nawet znacznej części elektoratu PiS-u ustawa degradacyjna bynajmniej się NIE podobała (nic dziwnego, w gronie tym znajdują się wszak również przyzwoici ludzie).
Podejrzewam, że właśnie to ostatnie przesądziło o takim, a nie innym zachowaniu pana Adriana. I jakkolwiek, uzasadniając weto, przytoczył jak najbardziej słuszne argumenty (z braku miejsca nie będę ich teraz analizował; odsyłam do przemówienia prezydenta), to szczerze wątpię, by podjął tę decyzję samodzielnie.
Nie jest wszak tajemnicą, iż cały obóz Zjednoczonej Prawicy, zgrupowany wokół Bezprawia i Niesprawiedliwości, którego to obozu formalnie bezpartyjny pana Duda Andrzej pozostaje wszak częścią, jest całkowicie podporządkowany Jarosławowi Kaczyńskiemu. To Wódz Jarosław decyduje, co muszą, powinni i mogą robić konkretni politycy, w tym oczywiście Adrian. Tak zatem decyzja o zawetowaniu ustawy degradacyjnej najprawdopodobniej zapadła nie w Pałacu Prezydenckim, lecz na Nowogrodzkiej. Panu Dudzie pozostawiono jedynie przygotowanie uzasadnienia (i tu jego autor, trzeba przyznać, się popisał).
Jeżeli faktycznie to Jarosław Kaczyński zadecydował o wecie – a nie sądzę, by było inaczej – to najpewniej nie kierował się przyzwoitością.
Liderowi Bezprawia i Niesprawiedliwości wiele, bardzo wiele można zarzucić, ale z pewnością nie braku instynktu politycznego i umiejętności wyciągania wniosków, z tego, co się dzieje wokół niego. Wódz Jarosław obserwuje przecież sondaże (a coś mi się wydaje, że dysponuje takimi, które znacznie wierniej odzwierciedlają realne preferencje polityczne Polaków niż te propagandowe, publikowane w mediach masowych) i widzi zachodzący już od kilku miesięcy spadek poparcia dla swojej partii, i to w ostatnim czasie – nawet wedle oficjalnych sondaży – niemały. Z pewnością zauważył również negatywne reakcje znacznej części PiS-owskiego elektoratu – tego żelaznego i tego potencjalnego – na plany ustawy degradacyjnej. Poza tym, pewnie dostał sygnały z Brukseli, że ów akt prawny absplutnie NIE przyczyni się do pozytywnej oceny polskiej praworządności, od której zależało będzie przyznanie Polsce środków z budżetu unijnego (a bez nich, rzecz jasna, polityka PiS-u się posypie). No i stało się to, co się stało.
Nie po raz pierwszy Jarosław Kaczyński cofnął się o kilka kroków. Kiedyś wycofał się przed Czarnymi Protestami, a latem zeszłego roku (wtedy również posłużył się wetami Adriana) przed masowymi demonstracjami przeciwko deformie sądownictwa. Kiedy jednak nastroje się uspokoiły, lider Bezprawia i Niesprawiedliwości do swoich czasowo zarzuconych planów wracał. Ustawa zaostrzająca prawo antyaborcyjne znów jest w Sejmie, zaś sądownictwo mimo protestów społecznych zostało zdeformowane i upolitycznione. Boję się, że tak też będzie z degradacjami.
Nie oszukujmy się, PiS-owcy, w tej liczbie sam Kaczyński, są nazbyt przesiąknięci chorą, fanatyczną nienawiścią wobec wszystkiego, co PRL-owskie, by zrezygnowali z degradowania generałów i oficerów z tamtego okresu. Nie mieści im się w głowie, aby mogli im odpuścić albo porzucić plany defekacji na ich groby. Kiedy wzbierające negatywne nastroje obywateli ostudzą się na skutek Adrianowego weta, temat znów wróci, tym razem jednak pewnie będzie o nim ciszej. Oficerowie i generałowie – żyjący i zmarli – będą tracili swoje stopnie, ale wówczas na reakcję ze strony społeczeństwa będzie już za późno.
Dlatego też z jednej strony cieszę się, że prezydent zawetował tę haniebną, zwyrodniałą moralnie ustawę, niemniej jednak twierdzę, iż właśnie teraz trzema PiS-owcom tym uważniej patrzeć na ręce.

Komentarze

Popularne posty z tego bloga

Zgon fanatyczki

Współwinni

Biały fosfor