Dzień bezpańskich zwierząt
Dziś
nie będzie o polityce, kwestiach społecznych ani o gospodarce. Mamy
bowiem 4 kwietnia, czyli dzień bezpańskich zwierząt.
Wychodząc
czy to na zakupy, czy to z pieskiem na spacer, czy to w jakimś innym
celu (jako pisarz i bloger mam ten komfort, że pracuję w domu),
często widzę na ulicach swojej miejscowości porzucone zwierzęta,
głównie pieski. Niektórych pozbyli się właściciele, inne
właścicieli niby mają, lecz są przez nich zaniedbywane i ot, tak
wypuszczane na pole. Niektóre uciekły lub się zgubiły,
wystraszone np. petardami w Sylwestra bądź w dzień odpustu
(zaprawdę powiadam wam, to hałaśliwe i śmierdzące dziadostwo
powinno zostać zakazane!). Jeśli czworonogi te mają szczęście,
trafiają do schroniska (w tym miejscu zauważyć muszę, iż
działające w moim miasteczku schronisko bynajmniej nie jest „obozem
koncentracyjnym”, lecz panują tam dobre warunki, oczywiście jak
na tego typu placówkę) i zyskują szansę na adopcję. Wiele jednak
skończy pod kołami samochodów, niektóre padną po zjedzeniu
jakichś śmieci bądź trutki na lisy w pobliskim lesie, inne
zatłuką ludzie. Tak, najgorsze bestie, jakie żyją na tym świecie,
są akurat dwunożne.
Na
szczęście, tych bezpańskich zwierząt, jakie ma okazję obserwować
w swojej miejscowości, jest zdecydowanie mniej niż jeszcze kilka
czy kilkanaście lat temu. Świadomość ludzka w tym zakresie uległa
poprawie i coraz więcej osób, nie chcąc bądź nie mogąc utrzymać
czworonoga (słyszałem na przykład o starszym panu, który otrzymał
w prezencie beagle’a i chociaż bardzo go lubił, musiał go oddać;
pies okazał się po prostu… za silny i nazbyt aktywny dla tego
człowieka), oddaje go do schroniska, zamiast wyrzuć czy zabić. I
dobrze! Niestety, bezpańskie zwierzaki wciąż się trafiają.
Generalnie
dobrze jest mieć psa. Jego obecność koi nerwy, psi uśmiech i
merdanie ogonkiem wywołują radość, a konieczność wyprowadzania
na spacer umożliwia kontakt z naturą i pozytywnie wpływa na
zdrowie; zresztą spacer bez psa to żaden spacer. Przede wszystkim
zaś pies, w odróżnieniu od człowieka, nigdy, ale to przenigdy nie
złamie serca ani nie zdradzi. No i, podobnie jak to było z Bangą
(pies Piłata z Mistrza i Małgorzaty Bułhakowa, najbardziej moralna
postać z tej powieści) nie zgrzeszy „najgorszą z ułomności”,
czyli tchórzostwem.
Obecnie
mam już drugiego czworonoga; pierwszy dożył blisko osiemnastu lat,
ale nie dane mu było przetrwać tamtych okropnych sierpniowych
upałów z 2015 roku. Kilka miesięcy po jego zgonie zdecydowałem
się na adopcję pieska ze schroniska. I był to wspaniały wybór.
Piesek cudownie się odwdzięcza za przygarnięcie: broni domu
(szczeka, słysząc dzwonek do drzwi lub nawet domofon), przytula
się, cieszy, ofiaruje swoje towarzystwo, nie zanieczyszcza domu…
Owszem, futrzak ma swoje traumy, przede wszystkim boi się
rowerzystów, motocykli, quadów i biegaczy, ale nie jest agresywny
wobec ludzi.
Dlatego,
z okazji dnia bezpańskich zwierząt, wszystkim Czytelniczkom i
Czytelnikom mojego bloga z serca polecam adopcję zwierza ze
schroniska, pieska lub kotka, jeśli je akurat lubicie. Pamiętajmy,
że zwierzę też ma uczucia, też czuje ból i też cierpi, zatem
podobnie jak człowiek (a niekiedy wręcz bardziej niż co poniektóre
istoty będące ludźmi, ale tylko z biologicznego punktu widzenia,
bo z pewnością nie z moralnego czy intelektualnego) zasługuje na
miłość, ciepło i komfort. Zapewniając je zwierzakowi ze
schroniska, spełniamy dobry uczynek.
No
i, choćby schronisko było najlepsze na świecie, psu czy kotu
zawsze lepiej będzie w domu, na kanapie u naszego boku. A nam będzie
lepiej w jego towarzystwie.
Komentarze
Prześlij komentarz