Nie ma ryb w jeziorze
Neoliberalna,
prokapitalistyczna propaganda, jeśli w ogóle porusza temat pomocy
dla potrzebujących (chodzi tu głównie o bezrobotnych,
niezamożnych, wykluczonych społecznie), najczęściej mówi o
„dawaniu wędek zamiast ryb”. Czyli nie o przekazywaniu ludziom
bezpośrednich środków pomocowych (finansowych, rzeczowych, itd.),
lecz o wykreowaniu dla nich warunków rozwoju. Jeżeli bowiem ktoś
dostanie rybę, to ją zje, i po jakimś czasie znów będzie głodny,
natomiast mając wędkę, sam nałowi sobie karpi, karasi czy
szczupaków. Przykładowo, według neoliberałów, jeśli łatwo
będzie zakładać firmy, to bezrobotni pootwierają własną
działalność i się wzbogacą. Można im ewentualnie zagwarantować
jakieś preferencyjne kredyty na rozkręcenie mikroprzedsiębiorstw,
to wówczas i sektor bankowy zyska.
Pozornie
to wszystko jest logiczne i nawet kuszące. Wydaje się też, iż
piewcy tego typu propagandy sami w te tezy wierzą. Jak to jednak w
życiu bywa, sprawa nie wygląda tak prosto.
Nie
wystarczy mieć wędkę, żeby łowić ryby. Trzeba jeszcze umieć z
niej korzystać, a nie każdy nauczy się robić to samodzielnie.
Należy też wiedzieć, gdzie są łowiska, jakie ryby są jadalne,
jakich przynęt używać, itd. No i mieć cierpliwość, by siedzieć
nad stawem, jeziorkiem czy rzeką, czekając, aż karp, karaś lub
pstrąg capnie w końcu za haczyk. Co jednakże będzie, jeśli tego
nie zrobi?
Trzymając
się przykładu przedsiębiorczości, w każdym społeczeństwie
najwyżej około dziesięciu procent jego członków wykazuje cechy
osobowe, warunkujące bycie dobrym przedsiębiorcą (np.
samodyscyplina, poczucie odpowiedzialności, gotowość do ryzyka,
odpowiednio ukierunkowana kreatywność, cierpliwość, itd.), czyli
tym wędkarzem z propagandy, gotowym do siedzenia przy brzegu i
zarzucania wędki. Większość z nas woli jednak dostawać ryby,
przy czym oczywiście nie za darmo, lecz za pracę. Innymi słowy,
nie każdy chce i może podjąć się prowadzenia własnej firmy –
takie jednostki to raczej wyjątki niż reguła – i nie każdy z
tych, co jednak się podejmą, będzie w stanie osiągnąć rynkowy
sukces. Zdecydowana większość ludzi chce po prostu iść do roboty
na osiem godzin i najzwyczajniej w świecie spokojnie zarobić na
chlebuś. Neoliberał powie, że w takiej sytuacji wędką będzie
możliwość edukacji i podnoszenia kwalifikacji, aby łatwiej można
było później znaleźć (lepsze) zatrudnienie. Niby tak, ale i tu
wędka nie zawsze wystarcza, do czego wrócę za chwilę.
Nie
chodzi mi tu, rzecz jasna, o to, by tłumić przedsiębiorczość,
czyli żeby nie rozdawać wędek, lecz o to, by pomagać w tym
zakresie osobom dysponującym odpowiednimi kwalifikacjami,
umiejętnościami i cechami osobowości – zatem, aby wędki
dostawali ci, co faktycznie chcą i potrafią samodzielnie łowić
ryby, a nie ci, którzy o wędkarstwie nie mają bladego pojęcia, bo
oni i tak niczego nie złowią.
No
i bywają sytuacje, kiedy wędka nie wystarcza. W jeziorze czy innym
akwenie może bowiem nie być ryb – wówczas nawet najlepszy
wędkarz zostanie z ręką w nocniku. Innymi słowy, co z tego, że
ktoś założy sobie firmę, przygotowawszy wcześniej dobry
biznesplan, jeśli na rynku nie znajdzie się miejsce dla tej akurat
działalności, toteż nie przyniesie ona spodziewanych zysków? Co z
tego, że ktoś będzie dobrze wyedukowany i wykwalifikowany, jeśli
nie będzie dla niego pracy (wówczas ktoś taki albo znajdzie się
na bezrobociu, albo będzie musiał podjąć jakieś kiepskie,
niezgodne z jego kwalifikacjami zatrudnienie, czyli wędka będzie
bezużyteczna)?
Wtedy
nie będzie innego wyjścia, jak tylko zarybić jezioro. A to już
zadanie państwa, które po to pobiera podatki, aby prowadzić dobrą
politykę społeczną (jeżeli jej nie prowadzi, czy to za sprawą
nieudolności polityków, czy to poprzez wycofanie się z niej z
powodów ideologicznych, staje się strukturą całkowicie zbędną,
wręcz szkodliwą). Zadaniem państwa jest tworzenie takiego systemu
gospodarczego, w którym nie zabraknie ryb ani tym z wędkami, ani
tym, co wędek nie mają. Czyli państwo z jednej strony powinno
gwarantować możliwość zakładania i prowadzenia przedsiębiorstw,
z drugiej zaś musi kreować miejsca pracy dla tych ludzi, którzy
nie chcą lub nie mogą mieć własnych firm. Jego rolą jest takie
gospodarowanie, by wszyscy – i pracownicy, i przedsiębiorcy, mieli
godne życie. A jeżeli ktoś nie może pracować, np. z przyczyn
zdrowotnych, również musi mieć dostęp do ryb (zabezpieczenia
bytowego), i to państwo ma obowiązek mu je zapewnić.
Neoliberałowie,
będąc zwolennikami państwa minimum, ograniczonego jedynie do
policji, wojska i obciążającego najmniej zamożnych obywateli
aparatu podatkowego, sprzeciwiają się jednakowoż zarybianiu
jezior, czyli aktywnej polityce społecznej. Uważają, iż
zagwarantowanie komuś dostępu do ryb rozleniwi tę osobę. Twierdzą
też, że jeśli ktokolwiek ma dystrybuować ryby, to tylko tzw.
„wolny rynek”, w żadnym wypadku państwo. I w swoim zaślepieniu
nie zauważają, że nie we wszystkich jeziorach są karpie,
szczupaki i inne gatunki ryb, a na rynku, owszem, można je kupić,
ale nie każdego na to stać.
Komentarze
Prześlij komentarz