Wyprawka od premiera
Pan
premier Morawiecki, Mateusz swoją drogą, obiecał podczas ostatniej
konwencji Bezprawia i Niesprawiedliwości nowy program socjalny,
konkretnie wyprawkę szkolną. Jej wysokość wynieść ma 300 zł;
pieniądze te, wedle rządowych zapowiedzi, popłynąć też mają do
wszystkich edukujących się dzieci.
Oczywiście,
na razie jest to tylko obietnica (obiecanka?), która wypłynęła z
ust premiera stojącego na czele rządu Jarosława Kaczyńskiego.
Konkretów, czyli przynajmniej projektu odpowiedniej ustawy, brak.
Nie wiadomo więc, czy program ów dojdzie do skutku. Ale już dziś
warto się nad nim pochylić.
Oczywiście,
w planach tych (nie wiadomo, zaznaczam, czy mających szansę na
urzeczywistnienie) chodzi o to, że PiS, walcząc o wyborców,
chciałoby powtórzyć sukces programu 500 Plus. Czyli skusić
obywateli kolejnymi świadczeniami finansowymi, znów adresowanymi do
dzieci i młodzieży. Oraz, rzecz jasna, do ich rodziców i w ogóle
opiekunów prawnych, którzy ponoszą koszta – i to niemałe! –
nauki szkolnej swoich potomków. Ta ma być w Polsce konstytucyjnie
bezpłatna, w istocie jednak oznacza naprawdę pokaźne wydatki.
Same
podręczniki do poszczególnych klas stanowią koszt kilkuset
złotych, szczególnie zaś drogie są (a przynajmniej w moich
czasach były) te do języków obcych. Do tego dochodzą jeszcze ceny
przyborów szkolnych, ubrań, obuwia i tego typu rzeczy. Dla rodzin
żyjących w biedzie lub permanentnym niedostatku wydatki te to
coroczny horror, i z tego punktu widzenia obietnica pana
Morawieckiego faktycznie brzmi kusząco. Przynajmniej na pierwszy
rzut oka, bo kiedy zagłębimy się w szczegóły…
No
właśnie. Z tego, co mówił premier, wynika, iż wyprawka będzie
świadczeniem czysto finansowym, które trafi bezpośrednio do
rodzin. Trzy stówki wystarczą, aby pokryć część wydatków
związanych z posłaniem dziecka do przybytku wątpliwej
(przynajmniej w ostatnich czasach) oświaty, toteż dla osób mniej
zamożnych będzie to spora ulga. Chyba, że kapitaliści, czyli w
tym wypadku wydawcy podręczników i producenci przyborów szkolnych,
zwietrzą złoty interes i korzystając z wprowadzenia nowego
rządowego świadczenia, podniosą ceny swoich wyrobów (czego
przecież wykluczyć nie można). Wówczas 300 zł wyprawki zostanie
pochłonięte przez inflację, skutkiem czego beneficjenci tak
naprawdę pomocy nie odczują. Może się wręcz okazać, że ich
całościowe wydatki – te, których wyprawka akurat nie pokryje –
związane z rozpoczęciem roku szkolnego, będą jeszcze WYŻSZE niż
przed wejściem w życie programu.
Dalej,
pewne wątpliwości budzi, iż wedle premiera wyprawka trafiać
miałaby do wszystkich dzieci, także tych z rodzin zamożnych, dla
których koszta szkolnej edukacji problemu nie stanowią. Tymczasem,
jeśli władza kreuje tego typu programy finansowe, to pieniądze
winny być adresowane do ludzi mało i średniozamożnych, czyli
tych, którzy REALNIE potrzebują takiego wsparcia. Przelewanie
kolejnej transzy na konto obywateli z zasobnymi portfelami (z całym
szacunkiem dla nich; niedawno spotkałem ojca rodziny wielodzietnej,
który stwierdził, że 500 Plus nie pobiera, bo nie potrzebuje –
szacun!) będzie zwykłym marnotrawstwem.
Należy
się też zastanowić, czy środki powinny trafiać BEZPOŚREDNIO do
rodzin; wówczas należałoby powołać jakieś ciało, by
monitorowało, czy faktycznie pieniążki te idą na szkolne potrzeby
dzieci. W tym zakresie, jak sądzę, znacznie lepszy pomysł miał
pan Sławomir Broniarz, prezes Związku Nauczycielstwa Polskiego,
który zaproponował, aby środki z omawianego świadczenia szły do
szkół, celem sfinansowania podręczników czy przyborów dzieciom w
rzeczywiście trudnej sytuacji finansowej.
No
i jeszcze jedno. Bezprawie i Niesprawiedliwość obiecuje wyprawkę
szkolną, a tymczasem to właśnie ta partia zlikwidowała program
bezpłatnego podręcznika; było to jedno z nielicznych dobrych
rozwiązań wdrożonych przez Platformę (anty)Obywatelską. Sprawia
to, że zapowiedź pana Morawieckiego brzmi cokolwiek fałszywie,
kojarząc się niemile z kiełbasą wyborczą.
Nie
ma się jednak co oszukiwać. W kapitalistycznej Polsce wciąż wiele
dzieci żyje w biedzie, a nawet w nędzy, dalej aż nazbyt dużo
rodzin nie dysponuje środkami finansowymi wystarczającymi do
zapewnienia pociechom godnych warunków edukacji szkolnej. Owszem,
wdrożenie programu 500 Plus pomogło znacznej części z nich,
niemniej świadczenie to do znacznego odsetka milusińskich nie
dociera, ze względu chociażby na absurdalny dolny próg dochodowy.
Toteż inne działania socjalne na rzecz biednych i niezamożnych
dzieci i młodzieży SĄ jak najbardziej potrzebne, wręcz konieczne.
Tyle, że powinny być przemyślane i skuteczne. I przyjęte z myślą
o realnym udzielaniu pomocy, a nie o pozyskaniu wyborców.
Komentarze
Prześlij komentarz