Marzenia o Polskim Fiacie
Wolny
Związek Zawodowy „Sierpień’80” zaapelował ostatnio do rządu,
aby ten wpłynął na właścicieli tyskiej (choć de facto leży ona
w Bieruniu, ale zostawmy na boku te dywagacje terytorialne) fabryki
Fiata i gliwickiej Opla (marki należącej do koncernu PSA, czyli do
Peugeota), by te zwiększyły produkcję, a zatem zatrudnienie. W
przeciwnym razie – proponując związkowcy – rząd mógłby
znacjonalizować oba zakłady i uruchomić w nich produkcję szumnie
zapowiadanych przez premiera Morawieckiego samochodów elektrycznych.
Cóż,
sytuacja w tychże fabrykach rzeczywiście nie prezentuje się
ciekawie. Zwłaszcza w tej fiatowskiej, gdzie produkcja w ostatnich
latach mocno spadła, a wraz z nią zatrudnienie; zakład ten
sukcesywnie pomijano również jako ewentualne miejsce produkcji
popularnych modeli, takich jak Panda czy nowe Tipo; obecnie składa
się tam dość mocno przestarzałe i coraz mniej popularne Fiaty 500
i Lancie Ypsilon. Z kolei w gliwickiej fabryce Opla skasowano jedną
zmianę, zaś część robotników przeniesiona została do pracy w
zakładach Opla, tyle że w Niemczech. Za to szefostwo PSA zapowiada
otwarcie fabryki silników w Tychach.
Z
troską związkowców o wspomniane fabryki i ich pracowników trudno
się nie zgodzić. Ale warto pamiętać, że światowy przemysł
motoryzacyjny jest na zakręcie, zza którego nader niewiele widać.
Coraz głośniej mówi się o odejściu od tradycyjnego napędu, nie
wiadomo jednak, jaki inny miałby go zastąpić: hybrydowy,
elektryczny, a może wodorowy? Wiele światowych koncernów
motoryzacyjnych przeżywa też obecnie, delikatnie mówiąc,
niewesołe chwile. PSA wyszedł wprawdzie na swoje po tym, jak
zainwestował w niego rząd francuski i jedna z chińskich firm, ale
kupiony za grosze (tzn. oczywiście w skali wielkiego kapitału) Opel
wciąż jest deficytowy i nie wiadomo, co na dłuższą metę będzie
z jego fabrykami, ulokowanymi nie tylko w Niemczech czy Polsce, ale
też w Wielkiej Brytanii – a tamtejsi robotnicy też przecież
martwią się o swoje miejsca pracy i również stawiają żądania.
Z
kolei holendersko-amerykański Fiat-Chrysler Automobiles chyba za
bardzo nie wie, co ze sobą zrobić. Po przejęciu Jeepa (obecnie
najwyżej wyceniona marka koncernu) i Chryslera skoncentrował się
na rynku amerykańskim, Europę mocno zaniedbując. Baza modelowa
Fiata, w przeciwieństwie np. do Alfy Romeo czy właśnie Jeepa, jest
w większości dość mocno przestarzała. Dla każdej marki koncernu
tworzy się oddzielne spółki, co wróży raczej, iż zostanie on po
kawałku wyprzedany. Co dalej będzie z tyską fabryką, trudno zatem
dywagować.
Jeśli
zaś chodzi o polskie samochody elektryczne, to na razie istnieją
one na papierze i na dyskach twardych grafików komputerowych,
niełatwo też orzec, czy dotyczący ich plan Morawieckiego w ogóle
jest realistyczny. No i nie wiadomo, czy rozwój motoryzacji pójdzie
w kierunku „elektryków”.
Znając
politykę pana Morawieckiego, nastawioną na dopieszczanie
prywatnego, głównie zresztą zagranicznego kapitału (np. dotacje
dla obecnych w Polsce międzynarodowych koncernów), jakoś trudno mi
też przypuszczać, by był chętny do nacjonalizacji omawianych
zakładów.
Z
drugiej strony, postulat „Sierpnia’80” zwraca uwagę na bardzo
ważną rzecz. Tak zwany „polski” przemysł samochodowy znajduje
się niemal w całości w rękach zagranicznego kapitału, do
międzynarodowych koncernów należą zatem ulokowane w (k)raju nad
Wisłą fabryki, toteż nasze państwo ani społeczeństwo
praktycznie nie ma nad nimi kontroli. Od woli zagranicznych
kapitalistów zależy, czy produkcja wzrośnie, czy zmaleje oraz czy,
a raczej kiedy dany zakład będzie zamknięty. Ogromnym błędem
było sprzedanie Fiatowi tyskiej fabryki, dawnego FSM, na początku
lat 90. ubiegłego stulecia, kiedy to szał prywatyzacyjny był
najsilniejszy (aczkolwiek wciąż nie wygasł). Tymczasem od lat
koncern ów pokazuje, w jak głębokim poważaniu ma Polskę, i to
pomimo tego, że pod względem jakości tyska fabryka plasuje się w
ścisłej czołówce fiatowskich zakładów.
Pytanie
jednak, czy dzisiaj, po tylu latach, jej ewentualna nacjonalizacja w
ogóle miałaby sens, czyli czy pomogłaby uzdrowić sytuację, skoro
motoryzacja jako dziedzina przemysłu znalazła się na ostrym
zakręcie, i to na całym świecie. Nie wiadomo, czy Polskiego Fiata,
święcącego wszak triumfy w poprzednim systemie, da się jeszcze
wskrzesić. Wiele wskazuje, iż w kapitalistycznych realiach jego
szanse byłyby marne.
Cała
sprawa pokazuje dobitnie, że kapitalistyczna Polska, w wyniku
rabunkowej prywatyzacji (czyli wyprzedaży obcemu kapitałowi) naszej
gospodarki, stała się państwem peryferyjnym uzależnionym od
międzynarodowych koncernów. A władze, bez względu, z jakiej ekipy
politycznego się wywodzą, mają wielki problem, żeby cokolwiek z
tym zrobić. Chyba nawet za bardzo nie chcą problemu w ogóle
ruszać…
Komentarze
Prześlij komentarz