Pod pełną kontrolą
Pod
koniec lat 40. XX wieku George Orwell, brytyjski pisarz o
socjalistycznej orientacji polityczno-społecznej, opublikował
powieść Rok 1984 – bodaj najsłynniejszą (i, moim skromnym
zdaniem, najlepszą) dystopię, modelowe dzieło dla tego podgatunki
science-fiction. Czytelnikom niezorientowanym w temacie wyjaśniam
niniejszym, że dystopia to literacki utwór fabularny zaliczający
się do fantastyki naukowej, przestawiający czarną, ponurą wizję
przyszłości, wewnętrznie spójną, ale – co ważne –
wynikającą z krytycznej obserwacji rzeczywistości społecznej,
politycznej, gospodarczej, itd. współczesnej autorowi. Innymi
słowy, dystopia, jakkolwiek fabularnie odnosi się do przyszłości,
jest pesymistyczną oceną teraźniejszości, zastanego przez twórcę
ładu, wyrażającą brak nadziei na poprawę tegoż, a nawet obawę,
że jeszcze się on pogorszy.
I
tak, Rok 1984 w zamierzeniu był krytyką systemu stalinowskiego,
stanowiącego skrajne, zbrodnicze wypaczenie pięknych idei
komunistycznych. W wymiarze bardziej uniwersalnym powieść ta jest
też negatywną oceną w ogóle wszystkich dyktatur i systemów
społecznych bazujących na kontroli.
Fabuły
streszczał tu nie będę; odsyłam do książki, którą niniejszym
polecam. Z punktu widzenia dzisiejszej notki ważne jest to, iż jej
akcja dzieje się w fikcyjnym państwie o nazwie Oceania, gdzie
panuje totalitarna dyktatura Partii, na czele której stoi Wielki
Brat (Orwell faktycznie był więc prorokiem; przepowiedział
nadejście Jarosława…); nie wiadomo, czy jest to postać – w
powieściowym świecie – fikcyjna, czy jak najbardziej realna.
Społeczeństwo poddane jest absolutnej kontroli, obywatele (o ile
można ich tak nazwać) nie mają możliwości samodzielnego
działania ani nawet myślenia, nad każdym ich krokiem i myślą
czuwa system wszechobecnej inwigilacji, w skład którego wchodzą
nie tylko służby państwowe określane jako Policja Myśli i siatka
donosicieli, ale też teleekrany, czyli telewizory, stanowiące
obowiązkowe wyposażenie każdego domu (przynajmniej domu każdego
członka Partii, bo to oni poddawani są najściślejszej kontroli),
umożliwiające nie tylko oglądanie rządowych propagandowych
programów TV, ale też podglądanie i podsłuchiwanie obywateli
przez funkcjonariuszy władz. Na podobnej zasadzie działają dziś
jak najbardziej realne telewizory z funkcją Smart TV (dobrze, że
takiego nie posiadam).
Stalinizm
radośnie sobie upadł, ale świat opisany w Roku 1984 ma się
świetnie, lepiej nawet, niż to Orwell opisał. Jesteśmy non stop
inwigilowani nie tylko przez wspomniane odbiorniki Smart TV, ale i
przez portale społecznościowe, na których mamy konta (nikt nie wie
dokładnie, komu przekazują one nasze dane, co ukazała ostatnia
afera z Facebookiem w roli głównej), oprogramowanie komputerów i
telefonów, nawigacje GPS śledzące trasy, jakie przebywamy, o
monitoringu ulicznym i fotoradarach nie wspominając. Wszystko to,
inaczej niż w powieści, dzieje się nawet w warunkach politycznej
demokracji. Bo inwigilują nas nie tyle politycy, ile szefowie
wielkich korporacji, którzy chcą dzięki temu, rzecz jasna,
zwiększyć swoje zyski.
Ostatnio
na nowe pomysły w tej dziedzinie wpadać zaczęli polscy
przedsiębiorcy. Na jednym ze swoich forów – konkretnie na V Forum
Nowoczesnej Przedsiębiorczości – omawiali sposoby zwiększenia
wydajności w pracy. W tym i takie, jak montowanie czujników w
siedzenia foteli (sic!), badających, czy pracownik przybiera
odpowiednią pozycję przy biurku (to z kolei ma automatycznie
regulować wysokość blatu tak, aby pracowało się przy nim
wydajniej) i nie wstaje zbyt często (wiadomo, im więcej przerw w
robocie, tym wydajność gorsza). Firma, która zamierza produkować
i wdrażać takie technologie inwigilacyjne, promuje również
aplikacje do lokalizowania bieżącego miejsca pobytu pracownika na
terenie zakładu. Dalej, na Tajwanie tamtejsi konstruktorzy pokazali
niedawno kamerę, która skanuje twarz pracownika i analizuje jej
mimikę, badając jego emocje; można w ten sposób sprawdzić, czy
odpowiednio angażuje się on w pracę i jest z niej zadowolony.
Polscy kapitaliści są tym pomysłem zachwyceni i szykują się do
instalacji takiego systemu w swoich przedsiębiorstwach. Zarobią też
na tym programiści znad Wisły, którzy będą musieli napisać
programy do analizy mimiki Polaków – te same grymasy mogą bowiem
co innego oznaczać w Polsce, a co innego na Dalekim Wschodzie.
To
nie są bynajmniej żarty. Takie technologie naprawdę powstają, zaś
kapitaliści na poważnie chcą wdrażać je w swoich firmach.
Proletariat zostanie więc poddany pełnej kontroli ze strony
kapitału, będzie monitorowany na każdym kroku – oczywiście
„jedynie” celem badania wydajności – a wobec tych
proletariuszy, co oczekiwań szefostwa odnośnie jakości swojej
pracy nie spełnią, wyciągnięte zostaną konsekwencje, ze
zwolnieniem włącznie.
Są
już państwa, w których przedsiębiorstwa szykują się do
wszczepiania w ciała swoich pracowników chipów, które niby to
mają ułatwić logowanie do firmowych systemów informatycznych,
otwieranie zamków szyfrowych, płacenie za posiłki na stołówce,
itd., ale de facto one również posłużą do inwigilowania i
kontrolowania proletariatu. Tyle, że to już bardziej Ghost in the
Shell niż Rok 1984.
A
jeśli chodzi o wydajność pracowniczą, to można ją bardzo łatwo
zwiększyć. Wystarczy zaproponować pracownikom atrakcyjną płacę
i ogólnie warunki zatrudnienia. Zadowolony robotnik sam z siebie
będzie pracował lepiej, bez żadnej kontroli.
Komentarze
Prześlij komentarz