O dochodzie gwarantowanym

Przedwczoraj na antenie TVN24 Bis z wielką radością podano informację, że Finlandia wycofała się z eksperymentu z podstawowym dochodem gwarantowanym, gdyż ten nie wypalił, nadto spowodował negatywne reakcje społeczne. Przy okazji pojechano po idei samego tego dochodu, określając ją jako złą, bo oznacza „płacenie ludziom za nicnierobienie”. Oczywiście w newsie zabrakło rzetelnej informacji, co to jest (czy raczej ma być) podstawowy dochód gwarantowany, na czym rzecz cała ma polegać.
Zacznijmy jednak od fińskiego eksperymentu, który rzeczywiście zakończył się fiaskiem (była to jedyna prawdziwa informacja w rzeczonym newsie), bo zakończyć się nim musiał. Miał bowiem tyle wspólnego z podstawowym dochodem gwarantowanym, co Zagłoba z trzeźwością. Polegał otóż na tym, że losowo wybrano pewną grupę bezrobotnych, którym płacono świadczenie w wysokości pozwalającej się utrzymać na w miarę przyzwoitym (biorąc, rzecz jasna, pod uwagę fińskie warunki) poziomie. Miało być to próbą znalezienia sposobu na walkę z wysokim – w momencie wdrożenia eksperymentalnego programu wynoszącym ok. 9 proc. – bezrobociem; sprawdzano mianowicie, czy beneficjenci znajdą robotę. Nie znaleźli, zaś pracujący się wkurzyli. I nie ma się im co dziwić, bo to wcale nie był żaden podstawowy dochód gwarantowany, lecz zwykły zasiłek, tylko przyznawany losowo wybranym ludziom.
Omawiana idea natomiast nie polega na płaceniu pieniędzy TYLKO bezrobotnym, ale WSZYSTKIM obywatelom, w tym również tym, którzy mają pracę (czyli o „płaceniu za nicnierobienie” mowy nie ma). Celem jest zagwarantowanie, aby żaden z obywateli danego państwa nie popadł w nędzę, lecz miał zapewnione środki do życia, nawet jeśli nie na luksusowym poziomie. W kapitalistycznych bowiem realiach dziś ma się zatrudnienie, jutro zaś szef może nam za robotę podziękować. Albo firma, gdzie pracujemy, radośnie sobie zbankrutuje. Lub też przedsiębiorstwo, jakie sami prowadzimy, nie przyniesie dochodu. Obywatel może także czasowo zrezygnować z aktywności zawodowej, np. chcąc opiekować się dzieckiem albo chorym rodzicem. I tak dalej. Rzecz jasna, ci, którzy pracują, będą mieli wyższy poziom życia niż ci, co ograniczają się do podstawowego dochodu gwarantowanego.
Z takim świadczeniem eksperymentowano w wielu miejscach świata, nie tylko w Finlandii (gdzie, jak wspomniałem, w praktyce wprowadzono kiepski zasiłek dla bezrobotnych), ale też w niektórych państwach afrykańskich (np. w Namibii) czy azjatyckich (Iran). Swego czasu rozwiązanie to próbowano wdrożyć w Kanadzie, lecz na przeszkodzie stanął thatcherystowski zwrot w polityce społecznej (czyli de facto znaczące wycofanie się z jej prowadzenia przez władze państwowe). Rzecznikami podstawowego dochodu gwarantowanego są również Mark Zuckerberg i Elon Musk (kapitaliści pełną gębą!).
Kiedy pilotażowo wdrażano podstawowy dochód gwarantowany w co biedniejszych krajach (lub ich wybranych regionach), najczęściej okazywało się, że – wbrew negatywnie nastawionej do tego rozwiązania propagandzie neoliberalnej – bezrobocie nie wzrastało (jeśli już, to w stopniu bardzo niewielkim; część matek po prostu czasowo rezygnowała z pracy na rzecz opieki nad dziećmi), a wręcz spadało, bo spory odsetek dotychczasowych bezrobotnych po otrzymaniu zastrzyku gotówki zabrał się za rozkręcanie własnych biznesów albo zainwestował ją w zwiększenie swoich kwalifikacji zawodowych, co pomogło znaleźć zatrudnienie.
W Polsce, niestety, dominuje głupie neoliberalne myślenie, że człowiek weźmie się za robotę dopiero wówczas, gdy nie będzie miał co do gara włożyć, toteż wszelkie świadczenia finansowe skierowane do ludzi żyjących w biedzie są z gruntu złe, albowiem „rozleniwiają”. To nieprawda; życie w nędzy (np. wywołanej długotrwałym bezrobociem) powoduje poczucie beznadziei, marazm, depresję, a one bynajmniej nie przyczyniają się do zwiększenia aktywności zawodowej, lecz wręcz przeciwnie.
Rzecz jasna, podstawowy dochód gwarantowany niesie ze sobą pewne pytania. Przede wszystkim to, co po jego wprowadzeniu trzeba będzie zrobić z innymi świadczeniami, takimi jak: zasiłki, emerytury, renty? Pozostawić je? Znieść? Jakoś przemodelować?
Nie ma co jednak ukrywać, poważana dyskusja na temat podstawowego dochodu gwarantowanego czeka nas już wkrótce, i to nie tylko w skali poszczególnych państw, ale CAŁEGO ŚWIATA. Dyskutować zaś będzie się nie nad tym, CZY wdrażać to rozwiązanie, ale KIEDY. Dlaczego? Jego rzecznicy, np. wspomniany Mark Zuckerberg, podobnie jak wielu ekonomistów, podkreślają, iż zachodzący stale postęp w informatyzacji i robotyzacji – w tym robotyzacji produkcji – sprawi (co jest wprawdzie kwestią przyszłości, ale bardzo nieodległej), że dla większości ludzkości zabraknie pracy, przynajmniej w dotychczasowym znaczeniu tego słowa. Wiele aktywności, jakie dziś wykonują ludzie, scedowane zostanie na maszyny (co już się dzieje). Sporo zawodów zaniknie. Ludzie będą zatem musieli odnaleźć swój potencjał (twórczy, artystyczny, sportowy, intelektualny, itd.) gdzie indziej niż w miejscu dotychczasowego zatrudnienia. A nie zrobią tego bez pieniężnej pomocy, która pomoże im zapewnić byt na choćby minimalnym poziomie.
Mówiąc krótko, niech się neoliberałowie nie cieszą z fiaska fińskiego eksperymentu. Bo może się okazać, i to już niedługo, że bez podstawowego dochodu gwarantowanego ludzkość czeka zagłada.

Komentarze

Popularne posty z tego bloga

Zgon fanatyczki

Współwinni

Biały fosfor