Uziemieni na majówkę
Na
początek mała dygresja, a ściślej rzecz ujmując, sprostowanie i
uzupełnienie wczorajszej notki. Otóż, fiński urząd do spraw
socjalnych zaprzeczył, jakoby Finlandia wycofała się z
pilotażowego programu podstawowego dochodu gwarantowanego (choć,
jak napisałem wczoraj, w ramach pilotażu wdrożono raczej zasiłek
dla bezrobotnych). Będzie on kontynuowany zgodnie z planem, do końca
2018 roku, i dopiero po jego zakończeniu władze poinformują o
wynikach. Czyli niech się neoliberałowie nie cieszą.
A
teraz przechodzimy do meritum. Pracownicy Polskich Linii Lotniczych
LOT grożą strajkiem. Miałby on rozpocząć się już w
najbliższych dniach, co oznacza, że samoloty mogą zostać
uziemione ma majówkę, ku zgrozie burżujów szykujących się na
wyloty na długi weekend, będące poza finansowym zasięgiem
większości polskiego społeczeństwa. Według jego organizatorów,
za strajkiem głosowali przedstawiciele wszystkich związków
zawodowych, jakie działają w LOT (90 proc. załogi poparło protest
w referendum). Władze przedsiębiorstwa głoszą jednak, że strajk
jest nielegalny, i zapewniają, iż zrobią wszystko, by zapewnić
pasażerom komfort. Miło z ich strony, ale może lepiej by było
zacząć negocjacje z załogą i przychylniejszym okiem spojrzeć na
jej postulat? A jest nim likwidacja aneksów do umów o pracę,
zakładających obowiązek stawienia się w robocie bez względu na
okoliczności, np. chorobę, i dających pracodawcy obcinania
wynagrodzenia pracownikowi za każdy dzień absencji. Skutkuje to
tym, że pasażerów obsługują niedoleczone stewardessy, a za
sterami samolotów siedzą czasami piloci, którzy akurat powinni
leżeć w łóżkach (no, ale nie leżą, bo mają rodziny na
utrzymaniu). Nadto, kiedy linie te znalazły się przed kilku laty na
skraju upadłości, pracownicy zgodzili się na obniżki pensji (nie
licząc wspomnianych aneksów), które miały być tylko czasowe. W
2016 roku sąd orzekł, że zarząd powrócić powinien do starych,
bardziej korzystnych dla załogi zasad wynagrodzenia, ówczesne zaś
szefostwo przeznaczyło nawet odpowiednie środki na podwyżki. Tych
jednak nie wdrożono, ponieważ nie zgodziła się na to nowa
prezesura. No i stąd zapowiadany strajk. Jak najbardziej, dodajmy,
uzasadniony.
O
ile bowiem trudno nie dostrzec, że lotnictwo pasażerskie na całym
bez mała świecie przeżywa kryzys, a dochody linii lotniczych,
zarówno publicznych, jak i prywatnych, spadają, tak nawet w czasie
dekoniunktury nie można zakładać, iż ludzie będą pracowali za
darmo lub za marne pieniądze i zadowolą się kiepskimi warunkami
zatrudnienia. Człowiek podejmuje wszak pracę po to, aby zarobić na
utrzymanie; pilotów, stewardów i stewardessy, mechaników,
kontrolerów i pracowników obsługi lotnisk dotyczy to tak samo jak
górników, hutników, urzędników czy policjantów, że o księżach
nie wspomnę. Ograniczanie dochodów z pracy jest więc zwykłym
złodziejstwem, pozbawianiem człowieka tego, co mu się należy, a
strajk – walką o swoje.
Skuteczność
tej formy protestu zasadza się zaś na jej dolegliwości, która
uderzyć ma nie tylko w pracodawcę, ale i w klientów danej firmy.
Proletariat musi po prostu rąbnąć ręką w stół, aby zwrócić
uwagę na siebie, swoje postulaty oraz potrzeby. Wypraktykowali to
już robotnicy budujący świątynie w starożytnym Egipcie – to
właśnie tam odbył się pierwszy historycznie potwierdzony strajk,
kiedy to budowniczowie odmówili pracy, dokąd nie dostaną
stanowiącego ich wynagrodzenia jedzenia oraz piwa; ich żądania
zostały zaspokojone, protest zakończył się więc sukcesem.
Pracownicy
szeroko pojętego sektora transportowego, w tym oczywiście linii
lotniczych, są w o tyle komfortowej sytuacji, że ich strajki
cechują się naprawdę wysoką dolegliwością, grożą bowiem
paraliżem komunikacyjnym, np. uziemieniem samolotów. A to poważny
argument w negocjacjach z zarządem.
Oczywiście
solidaryzuję się z pracownikami LOT-u, popieram ich postulaty.
Samolotami wprawdzie nie podróżuję, niemniej jednak, gdyby mi się
to kiedyś zdarzyło, za pewnością chciałbym, aby piloci byli
zdrowi, wypoczęci i godnie wynagrodzeni, podobnie jak stewardessy
czy ludzie w okienkach na lotniskach. Oby zatem groźba strajku
podziałała na zarząd LOT-u, powodując, że spełni on żądania
zatrudnionych.
Komentarze
Prześlij komentarz