Bajki z kaczej chatki

Kampania przed wyborami samorządowymi niby jeszcze nie jest formalnie ogłoszona, ale już się z wolna rozkręca. Widać to było na sobotniej konwencji Bezprawia i Niesprawiedliwości, podczas której pan premier Morawiecki i inni akolici Jarosława Kaczyńskiego – oraz oczywiście sam dyktatorek – przypomnieli społeczeństwu, jak pięknie potrafią obiecywać.
Obiecali zatem niższe stawki ZUS dla małych przedsiębiorców, 300 zł wyprawki szkolnej dla dzieci (przypominam – to ci sami ludzie, jacy zlikwidowali program darmowego podręcznika!), darmowe leki dla kobiet w ciąży (ciekawe, czy będzie z nimi tak samo, jak z darmowymi lekami dla seniorów, który to pogram pozostaje w zasadzie fikcyjny; pewnie tak) i wiele innych rzeczy, typowych raczej dla kampanii wyborczej do parlamentu, a nie do samorządów.
Cóż, wiadomo, że politycy, chcąc pozyskać wyborców, zapewniają, ile to dla nich zrobią. Taka jest po prostu istota ustroju nazywanego demokracją parlamentarną, jedną z zasad którego jest istnienie wielu partii konkurujących ze sobą o władzę. Konkretnych obietnic PiS-u ani propozycji jego sojuszników z ministrem Gowinem na czele oceniał tu nie będę. Tym bardziej, że nie wierzę w ich realizację. Lepiej spojrzeć na przyczyny, dla których wór z obiecankami znowu się rozwiązał; te najważniejsze wykraczają poza sam fakt zbliżającej się kampanii wyborczej.
Otóż, Bezprawie i Niesprawiedliwość zaczęło ostatnio szybko tracić w sondażach. Co ciekawe, bynajmniej nie przyczyniło się do tego praktycznie całkowite zniszczenie instytucji państwa prawa w Polsce, skrajne upolitycznienie prokuratury i postępujące sądownictwa, procesy polityczne, zwalczanie opozycji czy ograniczanie praw obywatelskich. Nie były to też kolejne fiaska rządu na arenie międzynarodowej i praktyczne zaprzestanie prowadzenia polityki zagranicznej. Do spadku poparcia nie przyczyniła się również destrukcja Puszczy Białowieskiej i innych polskich lasów. Ani nader szkodliwa deforma szkolnictwa. Ani nawet gwałtowny przyrost zgonów na skutek obcięcia funduszy na kardiologię i kardiochirurgię. Ani dziesiątki śmierci (samobójstwa, zawały, wylewy) ofiar zbrodniczej ustawy „dezubekizacyjnej”.
Nie, do nagłego i gwałtownego pogorszenia się notowań Bezprawia i Niesprawiedliwości walnie przyczyniła się realizacja jego sztandarowego programu, czyli Koryto Plus. Innymi słowy, wizerunkowe wtopy z nagrodami dla ministrów poprzedniego rządu. PiS-owcy udowodnili, że – wbrew temu, co głosili podczas kampanii wyborczej przed trzema laty – są jeszcze bardziej pazerni niż Platformersi i PSL-owcy (a to niezła sztuka), i mają jeszcze mniej zahamowań przy pasieniu się na własnym państwie. Do tego doszła ustawa degradacyjna (na szczęście zawetowana przez Andrzeja Adriana Dudę, aczkolwiek podejrzewam, iż to jedynie wybieg taktyczny), która wzbudziła niesmak nawet wśród sporej części wyborców PiS-u, jak również plany nowelizacji Kodeksu Pracy tak, by Polacy harowali jeszcze dłużej za jeszcze mniejsze pieniądze, a zatrudnienie było jeszcze mniej stabilne niż obecnie; Piotr Duda, lider sojuszniczej wobec partii Kaczyńskiego „Solidarności”, zapowiedział, że jeżeli deformy te wejdą w życie, wyprowadzi związkowców na ulice, co w naturalny sposób oznaczałoby dalszy spadek poparcia dla Bezprawia i Niesprawiedliwości. Na to wszystko nakładają się wewnętrzne konflikty i pierwsze rysy na teflonowej powierzchni PiS-owskiego monolitu, na które coraz baczniejszą uwagę zwracają nieprzychylni rządzącemu obozowi publicyści.
Jarosław Kaczyński zaś, jak KAŻDY dyktator, śmiertelnie obawia się utraty władzy, czyli przegranych wyborów (ewentualnie podważenia ich wyników, gdyby – czego wykluczyć zdecydowanie nie można! – zostały one sfałszowane). Toteż robi wszystko, aby jej nie stracić. Doskonale przy tym wie, iż nadchodzące wybory samorządowe, zwłaszcza te do sejmików wojewódzkich, będą sprawdzianem, który ukaże faktycznie poparcie dla jego ugrupowania (jeśli okaże się ono stosunkowo niskie, oznaczać będzie sygnał dla wyborców, aby przerzucili głosy na kogoś innego). I które przyniosą odpowiedź na pytanie, czy samorządy przypadkiem nie wyłamią się spod kontroli PiS-u.
Tak zatem, Wódz Jarosław już wycofał się, przynajmniej czasowo, z części czy to odrażających (ustawa degradacyjna), czy to skrajnie antyspołecznych (deforma prawa pracy) planów. I postanowił je przykryć obietnicami o charakterze głównie socjalnym. Bo to właśnie one zagwarantowały Bezprawiu i Niesprawiedliwości zwycięstwo w wyborach parlamentarnych w 2015 roku, a nieco wcześniej – Andrzejowi Dudzie w wyborach prezydenckich. Kaczyński liczy po prostu, że ponownie uda mu się zmydlić oczy wyborcom, zwłaszcza tym mniej zamożnym. Toteż w minioną sobotę on i jego ludzie zasypali nas bajkami z kaczej chatki.
Czy wyborcy znów je łykną, czas pokaże. Ja w każdym razie do wszelkich kampanijnych zapowiedzi polityków, zwłaszcza prawicowych, podchodzę z WIELKĄ rezerwą.
A jeśli chodzi o bajki, baśnie i tym podobne gatunki literackie, to zdecydowanie wolę Klechdy domowe, dzieła Ezopa czy – zwłaszcza – Ignacego Krasickiego. Te kacze jakoś mnie nie ruszają.

Komentarze

Popularne posty z tego bloga

Zgon fanatyczki

Współwinni

Biały fosfor