Instytut Fałszowania Historii i Braku Kultury
Dziś
przeniesiemy się do gminy Czarne na Pomorzy. Na jej terenie stanąć
miał pomnik morderców ze zbrodniczego wojennego i powojennego
podziemia tzw. antykomunistycznego, w prawicowej załganej
propagandzie określanych mianem „żołnierzy wyklętych”. Ale
nie stanie, a to za sprawą wspaniałej formy demokracji
bezpośredniej, jaką jest referendum lokalne. Mieszkańcy rzeczonej
miejscowości po prostu oddali swe głosy przeciwko budowie pomnika.
I chwała im za to.
Zanim
jednak referendum się odbyło, w Czarnem zorganizowano spotkanie
konsultacyjne, udział w którym wziął pan Piotr Szubarczyk – od
wielu lat pracownik Instytut Pamięci Narodowej… znaczy,
przepraszam, Fałszowania Historii (IPN) oraz skrajnie prawicowego
publicysty, który za chwalenie „żołnierzy wyklętych” w roku
2011 otrzymał Krzyż Kawalerski Orderu Odrodzenia Polski, przyznany
przez Bronisława Komorowskiego (który to już dowód, że PO i PiS
to jedna i ta sama prawica?).
Funkcjonariuszowi
IPN-u najwyraźniej nie spodobało się, że mieszkańcy gminy
Czarne, którzy wzięli udział w konsultacjach, wykazywali obiekcje
co do budowy pomnika „wyklętych”. Od samego początku spotkania
IPN-owiec zachowywał się wobec jego uczestników agresywnie,
obrażał ich, a nawet stosował szantaż moralny, że dostanie
zawału, bo ma słabe serce (jeśli tak, powinien skorzystać z usług
kardiologa, zamiast sprzeczać się z obywatelami). Zakwestionował
też fakt, że Żydzi byli „bratnią krwią”, co zszokowało
zebranych. Po spotkaniu zaś napisał, iż w Czarnem spotkał
„sowieckich agentów” (ciekawe, swoją drogą, jak można być
takim agentem, skoro Związek Radziecki od dawna nie istnieje?),
„tchórzliwych agentów” (co ma tchórzostwo do agentury?) i
„wyjątkową swołocz” (tego komentował nie będę).
Dlaczego
pan Szubarczyk aż tak się wściekł? Ano, jeden z uczestników
konsultacji, pan Benedykt Lipski, emerytowany nauczyciel, stanął po
stronie prawdy historycznej, kwestionując świętość „żołnierzy
wyklętych”. Powołał się przy tym – zgodnie z faktami
historycznymi! – na postać Zygmunta Szendzielarza „Łupaszki”,
który na czele swojej bandy (wedle propagandy – oddziału
partyzanckiego) popełniał zbrodnie na ludności cywilnej.
Całą
sprawę nagłośnił Ośrodek Monitorowania Zachowań Rasistowskich i
Ksenofobicznych, który złożył też skargę przeciwko
Szubarczykowi do prezesa IPN. Ten miał na jednym z portali
społecznościowych odciąć się od stosowania tego typu „metod
polemicznych”, zaznaczając jednocześnie, że nie on odpowiada za
zatrudnienie poszczególnych pracowników Instytutu.
Cóż,
swoim ordynarnym zachowaniem pan Szubarczyk wystawił negatywne
świadectwo jedynie sobie i instytucji, w której pracuje. Pokazał,
iż nie tylko obce są mu podstawowe zasady kultury osobistej, ale
też nie potrafi prowadzić cywilizowanej polemiki czy dyskusji,
merytorycznie odpowiadać na przedstawiane mu argumenty. Ot, prawak
typowy, umysł którego zanurzony jest w takich czy innych
fanatycznych wyobrażeniach o otaczającej rzeczywistości i
historii, i który nie potrafi zrozumieć ani zaakceptować, że
ludzie mają różne poglądy na określone tematy.
Z
drugiej strony, nie ma się czemu dziwić. Instytut Fałszowania
Historii NIE JEST instytucją badawczą, lecz czysto propagandową,
połączoną z aparatem ścigania, czyli pionem śledczym. Jest to
odpowiednik Ministerstwa Prawdy z powieści Rok 1984 George’a
Orwella. Jego zadanie nie polega na badaniu i rzetelnym opisywaniu
dziejów Polski, lecz na szerzeniu ich zakłamanej, prawicowej wizji,
uznawanej oczywiście za jedynie słuszną, a nawet jedynie legalną,
jak również tępienie innych opinii czy poglądów. Do tego
dochodzi jeszcze wykańczanie przeciwników politycznych rządzącej
prawicy przy użyciu zgromadzonych w IPN-ie esbeckich teczek (nie
wiadomo zresztą, czy autentycznych).
Zachowanie
pana Szubarczyka podczas konsultacji w Czarnem doskonale wpisuje się
w zadania Instytutu Fałszowania Historii. On po prostu dostrzegł
tam wrogów, za jakich prawica uważa każdego, kto nie podziela jej
wizji świata i jego dziejów. Ludzie operujący w publicznej
dyskusji faktami historycznymi są z IPN-nowskiego punktu widzenia
zagrożeniem, na które należy reagować, i nasz bohater właśnie
zareagował; inna sprawa, że w sposób nader prymitywny i chamski.
No, ale od prawactwa nie należy oczekiwać zbyt wiele.
Tak
zatem instytucja, na którą z roku na rok rząd przeznacza coraz
więcej środków z naszych podatków, powinna mieć zmienioną
nazwę. Już nie powinna nazywać się Instytut Pamięci Narodowej,
lecz Instytut Fałszowania Historii i Braku Kultury.
Zresztą,
jeśli w TAKI sposób będzie promowany kult zbrodniarzy zwanych
„żołnierzami wyklętymi”, to marny jego los. Czyli być może
na chamstwie funkcjonariusza IPN-u skorzysta prawda historyczna. Oby!
Komentarze
Prześlij komentarz