Strach polityka

Bardzo lubię obserwować polityków, którzy się boją. Zwłaszcza, jeśli chodzi o Jarosława Kaczyńskiego, który niegdyś uśmiechał się szeroko i radośnie, obserwując z tylnego siedzenia limuzyny, jak policja pałowała obywateli, aby on mógł sobie z Sejmu na Żoliborz przejechać. A teraz wystraszył się wyborców. Konkretnie, spadku w sondażach. Ten musiał być naprawdę duży, pewnie nawet większy niż te kilkanaście punktów procentowych z oficjalnych notowań, skoro Wódz Jarosław zareagował, i to ostro.
Z jeden strony zapowiedział wycofanie się PiS-u z dalszych prac nad zawetowaną przez Andrzeja Adriana Dudę ustawą degradacyjną, jaka ze względu na swą skrajną moralną podłość fatalnie wyglądała nawet w oczach prawicowego elektoratu. Z drugiej, co jeszcze ważniejsze, odciął się od nagród dla ministrów. Kazał je przekazać Caritasowi (w związku z czym ministrowie będą je sobie mogli odliczyć od podatku, toteż tak całkiem stratni się nie okażą, Kościół zyska, a budżet państwa tak czy owak straci na tychże odliczeniach), zapowiedział też projekt ustawy, która ma obniżyć pensje posłów, senatorów, ministrów i – co budzi największe zastrzeżenia – samorządowców. Wszystko po to, aby nie dopuścić do dalszego wykruszania się elektoratu, a nawet odzyskać jego utraconą część.
Oczywiście każdy w miarę rozgarnięty, trzeźwo myślący wyborca wie i rozumie, iż jest to li tylko działanie pozorne, taki pic na wodę, mający pokazać Jarosława Kaczyńskiego jako męża opatrznościowego. Coś mi się wydaje, że Bezprawie i Niesprawiedliwość do ustawy degradacyjnej wróci, ale dopiero za jakiś czas, kiedy wrzawa wokół niej ucichnie (niedawno o tym pisałem). Już też widzę, jak przechodzi projekt ustawy obniżającej wynagrodzenia parlamentarzystów i członków rządu; nawet, jeśli będą jakieś obniżki, to pozorne i podobnie jak w przypadku tych zapowiedzianych niedawno przez Morawieckiego, zorganizowane w taki sposób, by opinii publicznej się podobały, a politycy wyszli na swoje. Jeżeli do czyichś portfeli Kaczyńskiemu uda się faktycznie dobrać, to będą to portfele wójtów/burmistrzów/prezydentów miast, starostów i marszałków województwa, o których Wódz podejrzanie dużo mówił.
Nie stanowi tajemnicy, że lider Bezprawia i Niesprawiedliwości nie lubi ani samorządów, ani samorządowców. Obecnie większość z tych ostatnich należy do PO lub innych komitetów wyborczych, z PiS-em związani więc nie są, nadto samorządy mają konstytucyjnie zagwarantowaną sporą swobodę działania, co Jarosławowi Kaczyńskiemu – cechującemu się faszystowskim sposobem myślenia, tzn. takim, który zakłada podporządkowanie całego życia społecznego państwu (czyli bez samorządu), a za jego pośrednictwem Wodzowi – absolutnie nie leży. Każdego zaś, kto mu nie podlega lub nad kim nie ma kontroli, Kaczyński traktuje jako wroga lub jako zagrożenie. Tak właśnie jest z osobami stojącymi na czele jednostek samorządu terytorialnego, przynajmniej tymi, co do PiS-u nie należą. Dlatego właśnie Wódz Jarosław pragnie skierować na nich uwagę mediów, licząc, że zaczną protestować przeciwko jego planom odnośnie wynagrodzeń, a to pomorze PiS-owi przestawiać ich propagandowo w jak najczarniejszym świetle. Pierwszy etap tych zamierzeń, jak się wydaje, został osiągnięty, bowiem samorządowcy w medialnych wypowiedziach zapowiadaną ustawę krytykują.
Kaczyński powinien wszelako pamiętać, że wymachuje obosiecznym mieczem, toteż sam może się nim pokaleczyć. Przecież nie wszyscy działacze samorządowi to Platformersi czy przedstawiciele innych ugrupowań, część, i to na wszystkich szczeblach, należy do PiS-u bądź startowało z jego list, a są wśród nich (i bynajmniej sobie tu nie kpię) osoby w swoich miejscach zamieszania cieszące się dobrą opinią, mające renomę społeczników ze sporymi zasługami. Ludzie tacy, którym Wódz grozi odebraniem części (nierzadko skromnych) wynagrodzeń, mogą się rozmyślić i w najbliższych wyborach samorządowych – już za kilka miesięcy! – albo zrezygnować ze startu, albo kandydować z list innych komitetów. Na czym straci tylko i wyłącznie Bezprawie i Niesprawiedliwość. Co oczywiście będzie dobre dla Polski.
I jeszcze jedna sprawa. O wynagrodzeniach czy to radnych, czy to wójtów/burmistrzów/prezydentów miast, starostów i marszałków województwa NIE powinien decydować ani parlament, ani rząd. Ustalanie ich wysokości powinno leżeć w wyłącznej kompetencji władz konkretnych jednostek samorządowych, same zaś zarobki działaczy winny być uzależnione od sytuacji ekonomicznej poszczególnych samorządów. Pamiętać należy, iż taki na przykład burmistrz częstokroć ma więcej obowiązków niż poseł i ponosi większą niż poseł odpowiedzialność, także w wymiarze czysto finansowym.
Natomiast zarobki posłów, senatorów, ministrów (łącznie z premierem) oraz prezydenta dobrze byłoby powiązać ustawowo z wysokością średniej krajowej, tworząc konkretną relację między nimi.
Tak czy owak jednak, dobrze się stało, iż Jarosław Kaczyński wreszcie wystraszył się spadku poparcia ze strony obywateli. PiS-owi życzę, aby obecny kurs sondażowy nie tylko się utrzymał, lecz także stale przybierał na sile, bez względu na to, jakie działania podejmie pan prezes!

Komentarze

Popularne posty z tego bloga

Zgon fanatyczki

Współwinni

Biały fosfor