Mateusz dzieli i rządzi

Pan premier Morawiecki Mateusz, stojący (czy raczej siedzący w wygodnym, obitym skórą fotelu, kolokwialnie określanym jako stołek) na czele rządu Jarosława Kaczyńskiego, ma pomysł, jak pomóc dorosłym osobom niepełnosprawnym i ich opiekunom. Czyli zareagował na trwający właśnie w Sejmie, jak najbardziej uzasadniony protest, wystosowując propozycję (oby do odrzucenia). Tę wielu już krytykowało, teraz moja kolej.
Otóż, proponuje pan Morawiecki wprowadzenie specjalnego podatku – nazwał go „daniną solidarnościową” – jaki objąłby najbogatszych obywateli, czy raczej ich dochody, i byłby przeznaczony właśnie na zaspokojenie, niewygórowanych zresztą, oczekiwań opiekunów osób niepełnosprawnych. Szczegółów na razie brak, aczkolwiek i premier, i inni przedstawiciele Bezprawia i Niesprawiedliwości zapewniają, iż daniną ową obciążona będzie garstka rzeczywiście najzamożniejszych. To jednak bardzo, ale to bardzo zły pomysł. Ale po kolei.
Zawsze byłem i nadal jestem zwolennikiem podatków progresywnych. Uważam, iż każdy obywatel winien płacić tym wyższe podatki, im więcej zarabia, ich stawek zaś powinno być kilka – od zerowej dla najmniej zarabiających (powiedzmy, do wysokości ustawowej płacy minimalnej), do… wysokość stawki najwyższej to już kwestia do dyskusji. Sama jednak progresja podatkowa nie wystarczy, ponieważ jeszcze ważniejsze jest to, jak władze państwowe pobranymi od nas, obywateli, pieniędzmi gospodarują, i na co je przeznaczają. Jeżeli bowiem kasa idzie na rozmaite Fundacje Narodowe i rejsy dookoła świata, Instytuty Fałszowania Historii (IPN), kolejne służby specjalne, bojówki w stylu Wojsk Obrony Terytorialnej, badania „naukowe” mające na celu „udowodnienie” zwariowanych spiskowych teorii dziejów o katastrofie lotniczej, niezasłużone premie dla ministrów… to choćby nie wiem, jak znaczne środki wpłynęły do budżetu z podatków, na najważniejsze potrzeby państwa i jego obywateli ZAWSZE będzie brakowało pieniędzy. Mówiąc krótko, sama progresja podatkowa to nie wszystko; jeszcze ważniejsi niż ona są mądrzy politycy i ich mądre programy.
Dalej, aby spełnić oczekiwania finansowe opiekunów niepełnosprawnych (czyli zrealizować trzy główne postulaty, z jakimi protestujący przyszli do Sejmu), wcale NIE TRZEBA ruszać obecnego polskiego systemu podatkowego. Wystarczy po prostu mądrzej gospodarować środkami, jakie JUŻ wpływają do budżetu. Internauci policzyli, iż realizacja postulatów protestujących kosztowałaby Polskę niewiele więcej niż ta cała Fundacja Narodowa, czy jak się tam to dziadostwo nazywa. A przecież Fundacja wcale nie pobiera zbyt dużo budżetowych środków (w skali państwa oczywiście); znacznie więcej kasy idzie na taki, dajmy na to, IPN; wystarczyłoby część środków przesunąć, i już – żądania najbardziej potrzebujących obywateli spełnione.
Pamiętajmy również, że niepełnosprawni i ich opiekunowie nie są jedynymi grupami, jakie w (k)raju nad Wisłą otrzymują zbyt małą pomoc od państwa, a które prędzej czy później upomną się o swoje. Być może niedługo zaprotestują osoby starsze (a jesteśmy starzejącym się społeczeństwem, toteż na opiekę nad seniorami kolejne rządy BĘDĄ MUSIAŁY znaleźć środki finansowe), chorzy na rzadkie choroby (a raczej ich rodziny), młodzi bezrobotni, permanentnie ubodzy… I co? Aby spełnić oczekiwania tych i wielu innych grup, rząd wprowadzał będzie nowe „daniny solidarnościowe” (bo o normalnej progresji podatkowej, która wkurzyłaby wielki kapitał, mowy raczej nie będzie), zaś do ich obsługi powołane zostaną oddzielne fundusze (przez co cały system będzie drogi i niewydolny)? Przecież to kuriozum!
No i rodzi się pytanie, kogo w (k)raju nad Wisłą tego typu daninami obciążać. Otóż, za bogatego uważany jest u nas obywatel, który miesięcznie zarabia powyżej 3,5 tys. zł brutto (co świadczy o tym, jak bardzo biednym jesteśmy społeczeństwem). Kto zagwarantuje, że z dochodów takich właśnie ludzi, których w Polsce jest kilkaset tysięcy – w Europie Zachodniej pewnie dostawaliby oni zasiłek dla ubogich – nie będą zdzieranie „solidarnościowe” podatki?
Ale przecież Mateuszowi Morawieckiego (a za jego pośrednictwem oczywiście Jarosławowi Kaczyńskiemu) bynajmniej NIE CHODZI o pomoc dla niepełnosprawnych. Rzucenie hasła „daniny solidarnościowej” miało zupełnie inny cel - dzielenie społeczeństwa. Kaczyński i Morawiecki planują, aby poszczuć obywateli, którzy taką daninę potencjalnie mieliby płacić, na niepełnosprawnych i ich opiekunów, skłócić te grupy oraz inne, które wspierają bądź jedną, bądź drugą… Wówczas Polacy będą żarli się między sobą, a PiS-owskie władze zrobią z nimi, co zechcą, np. odbiorą kolejne prawa i wolności. „Danina solidarnościowa” to typowe zastosowanie opracowanej w starożytnym Rzymie taktyki divide et impera – „dziel i rządź”. I tak właśnie należy pomysł premier odczytywać.
Protestujący opiekunowie chyba to wyczuli, o czym świadczy fakt, iż bynajmniej nie byli oni zadowoleni z planów wprowadzenia tegoż podatku czy raczej parapodatku…

Komentarze

Popularne posty z tego bloga

Zgon fanatyczki

Współwinni

Biały fosfor