Polska i rzeźnik o polskich korzeniach

W roku 2025 odbędzie się osiemdziesiąta rocznica wyzwolenia spod hitlerowskiej okupacji Oświęcimia przez Armię Czerwoną. Czyli dnia, kiedy okazało się, iż wieści o obozie zagłady Auschwitz-Birkenau, przynoszone na Zachód przez bohaterskich kurierów, były stuprocentowo prawdziwe (zachodni Alianci nie tyle uznawali je za kłamstwo, ile nie potrafili w nie uwierzyć, tak bardzo były one przerażające). W tej fabryce śmierci ginęli ludzie różnej narodowości, jednakże głównymi jej ofiarami byli Żydzi, nie tylko z Polski, ale też wszystkich innych państwo okupowanych przez III Rzeszę.

Wypadałoby zatem, aby na osiemdziesiątą rocznicę wyzwolenia obozu do Polski przybył premier Izraela. Już jednak wiadomo, że nie przybędzie, ponieważ ciąży na nim nakaz aresztowania wydany przez Międzynarodowy Trybunał Karny. Binjamin Netanjahu jest, jak wiemy, oskarżony o zbrodnie przeciwko ludzkości, popełnione w Palestynie, konkretnie w Strefie Gazy, po 7 października 2023 roku. Wielokrotnie pisałem, że on sam, jego partia o nazwie Likud i IDF starają się do doprowadzić do zagłady Palestyńczyków, powtarzając hitlerowskie metody. A Polska, jako państwo-strona Traktatów Rzymskich, ma obowiązek aresztować człowieka, na którym nakaz aresztowania wydany przez MTK ciąży.

Władze (k)raju nad Wisłą zachowywały się w tej sprawie… no cóż, krętacko, co wszelako nijakiego wyjątku na tle większości Unii Europejskiej nie stanowiło ani nie stanowi. Czyli deklarowały, że nakaz MTK obowiązuje na naszym terytorium, ale unikały jednoznacznego stwierdzenia, że jeśli Netanjahu postawi nogę między Odrą i Nysą a Bugiem i Bałtykiem a górami, zostanie zatrzymany.

Trudno się byłoby takiego oświadczenia spodziewać po Radosławie Sikorskim, ministrze spraw zagranicznych, który po tym, jak wiosną Izrael zamordował Damiana Sobola wraz z innymi wolontariuszami wiozącymi pomoc żywnościową do Gazy, głaskał jego zabójców po głowie. Premier i prezydent też wymownie nabrali wody w usta. Ale już wiceministrowie spraw zagranicznych zachowali się, początkowo w każdym razie, znacznie bardziej przyzwoicie. Zarówno Andrzej Szejna z Lewicy, jak i Władysław Teofil Bartoszewski z PSL-u (nie szkoda mu czasu dla tej coraz bardziej się kompromitującej partii?) zadeklarowali, że RP wykona ciążący na niej obowiązek w sprawie Netanjahu. Niestety, pan Bartoszewski – o ile się orientuję – z tych słów się wycofał. Pod naciskiem. Jakim?

Ano, teraz zajrzyjmy do Izraela. Otóż, machina propagandowa faszystowskich władz tegoż – intensywnie wspierana przez USA i nader licznych pożytecznych idiotów, również z tytułami profesorskimi (panie Hartman, proszę się nie rozglądać!) – każdą krytykę czy zarzuty wobec tego państwa ogłaszają jako „akt antysemityzmu”. Zwłaszcza, jeśli chodzi o krytykę izraelskich zbrodni popełnianych w Palestynie (i nie tylko). Orzeczenie MTK w sprawie Netanjahu i Gallanta (minister również oskarżony o zbrodnie przeciw ludzkości) także opiewane jest jako „antysemickie”. Skoro zatem przedstawiciele władz Polski zadeklarowali, iż zachowają się zgodnie z prawem międzynarodowym, zarzut „antysemityzmu” od razu musiał się pojawić. Aha, cudzysłów stąd, że oskarżenia owe z realnym antysemityzmem – nienawiścią wobec Żydów, Arabów i pokrewnych im ludów, stanowiącą ogromny problem wielu krajów świata, w tym Polski – nie mają nic wspólnego; to zwykłe polityczne szkalowanie, mające na celu odwrócenie uwagi przez Likud od zbrodni w Palestynie.

Jak łatwo się domyślić, do nagonki z miejsca przyłączyły się USA; popłynęły stamtąd żale, że „Polska nie solidaryzuje się z Izraelem”. Stany, oczywiście, solidaryzują się z nim w pełni, gdyż tamtejsze koncerny zbrojeniowe, w tym i te, udziały w których mają kongresmeni bądź ich rodziny, czerpią krociowe zyski z rzezi Gazy.

I dlatego Waszyngton chciałby, aby jego nadwiślańska nieformalna kolonia pokornie przyjęła rzeźnika z Bliskiego Wschodu (polskiego, swoją drogą, pochodzenia), a jej administratorzy oddali mu pokłon do samej ziemi.

Czy polskie władze ulegną izraelskim i amerykańskim naciskom? Obawiam się, iż jest to wysoce prawdopodobne. Pożyjemy, zobaczymy. W każdym razie na dzień dzisiejszy Binjamin Netanjahu deklaruje, że nad Wisłę się nie wybiera.

A w Gazie, na Zachodnim Brzegu, jak również w atakowanych przez Izrael Libanie, Syrii i Jemenie wciąż giną ludzie… Coraz więcej krwi na brudnych rękach bliskowschodniego rzeźnika o polskich korzeniach.

Komentarze

Popularne posty z tego bloga

Złodziej, karierowicz, prezes

Wieczór na SOR

Skarga na przestępcze metody stosowane przez zarząd Administracji Domów Mieszkalnych sp. z o.o. w Chełmku