Biznes Północnoatlantycki
Zboczony kapitalistyczny miliarder, Donald Trump, szykuje się do ponownego objęcia prezydentury w imperium zła, czyli oczywiście USA. W związku z tym przypomniał, że Stany Zjednoczone będą broniły (aha, już to widzę!) państw należących do NATO pod warunkiem, że te odprowadzą wymagane składki, wynoszące 2 proc. PKB (Polska, kierowana wasalizmem postsolidarnościowych, a więc marionetkowych wobec Waszyngtonu władz, buli znacznie wyższe, nie wspominając o przepłacaniu za amerykański gaz czy sprzęt wojskowy). W związku z tym przypomnieniem posypały się – tak jak za poprzedniej kadencji zboczonego miliardera – negatywne komentarze i pytania, czy europejscy sygnatariusze Paktu Północnoatlantyckiego mogą w razie czego (czyli rosyjskiej agresji, choć to bardzo wątpliwe, by miała ona nastąpić) liczyć na imperialistyczne wsparcie polityczne oraz, zwłaszcza, wojskowe.
Tymczasem, jakkolwiek bezgraniczna jest moja pogarda dla Trumpa, jednego nie mogą mu odmówić. Mianowicie szczerości.
Otóż, NATO – Organizacja Traktatu Północnoatlantyckiego, inaczej Pakt Północnoatlantycki – powstało w 1948 roku, aby osłabiać, poprzez militarną rywalizację chociażby, Związek Radziecki i jego państwa sojusznicze (w tym ówczesną Polskę oczywiście), a także zwiększać strefę imperialistycznych wypływów, początkowo głównie w Europie Zachodniej, z czasem w innych miejscach świata. Formalnie celem miała i nadal ma być wzajemna obrona państw członkowskich przed zewnętrzną agresją, w praktyce od samego początku chodziło o światową hegemonię USA; obecnie coraz szybciej tracą ją one na rzecz Chin, ale to temat na inne rozważania.
Każdy kraj należący do NATO wdrożyć musi określone standardy wojskowe i polityczne, jedne sensowne, inne mniej. Każdy też zobowiązany jest do odprowadzania wspomnianych wyżej składek. Wszystko to sprawia, iż państwa te znajdują się w amerykańskiej strefie wpływów politycznych, militarnych i ekonomicznych; tu pamiętać należy, iż każdy imperializm ZAWSZE ma ekonomiczne podstawy. Natężenie owych wpływów zależy od tego, na jakim kierunku koncentrują się akurat interesy waszyngtońskich władz, czyli rzecz jasna stojących na nimi wielkich koncernów i korporacji. Trwają jednak nieustająco. Jeśli zaś dane państwo się z nich wyłamuje, czy to okazując nadmierną polityczną samodzielność, czy to odprowadzając za mało pieniędzy, otrzymuje mniej lub bardziej subtelne sygnały, że ma powrócić na właściwą z imperialistycznego punktu widzenia drogę. Trump subtelności nie wykazuje za grosz, za to, jak wspomniałem, jest szczery.
Przypomina oto, nie po raz pierwszy zresztą, że NATO jest wielkim, międzynarodowym biznesem. Głównie dlatego nie rozwiązano go po rozpadzie ZSRR; oficjalna propaganda głosi, iż Pakt odgrywa rolę stabilizacyjną.
Mówiąc krótko, USA muszą na NATO zarabiać – zarówno państwo, jak też ich koncerny, zbrojeniowe i nie tylko. Zarobek, a w zasadzie udój pochodzi już to ze składek, już to wmuszania armiom krajów członkowskich – zwłaszcza wasalnym, takim jak Polska – amerykańskiego uzbrojenia, niby to zgodnego z narzuconymi standardami, już to na obsłudze logistycznej baz stałych oraz rotacyjnych.
I o tym właśnie w sposób kompletnie niesubtelny przypomina Trump.
Komentarze
Prześlij komentarz