Ministerstwo zanieczyszczonego powietrza

Robi się coraz zimniej, na czym najmocniej cierpią oczywiście osoby w kryzysie bezdomności, uchodźcy w lasach na granicy polsko-białoruskiej, liczne zwierzęta (np. psy i koty, których „opiekunowie” nie chcą wpuścić do domu czy choćby do piwnicy), a także wszyscy, których nie stać na dostateczne ogrzanie powierzchni mieszkalnych; rachunki wołają wszak o pomstę do nieba.

Jak zwykle też o tej porze roku, w związku z, nazbyt często nieekologicznym, ogrzewaniem budynków przybywa zanieczyszczeń, czyli po prostu gęstnieje smog. Nie tylko w wielkich metropoliach, stanowi on przecież nader poważny problem w średnich i małych miastach, a nawet na wsiach (tak, tak!). Tymczasem Ministerstwo Klimatu i Środowiska zawiesiło – bardzo ważny z punktu widzenia przyrody oraz naszego zdrowia – program „Czyste Powietrze”. Oznacza to wstrzymanie dopłat do wymiany „kopciuchów” (czyli pieców na węgiel i inne zanieczyszczające, smrodliwe paliwo) na modele bardziej przyjazne dla naszego powietrza, jak również brak gwarancji zwrotu części wydatków na termomodernizację (jej poprawne wykonanie powoduje, iż nie trzeba tak intensywnie ogrzewać domów, przez co generuje się mniej smogu).

Co jest powodem takiej decyzji? Otóż nie wiadomo, ponieważ ministerialni urzędnicy wysyłają sprzeczne komunikaty w tej sprawie. Jedni mówią o konieczności skontrolowania dopłat z poprzednich lat; na pierwszy rzut oka brzmi to sensownie, bo pod nie-rządami PiS-u różnie mogło z tym być, niemniej dlaczego wstrzymywać NOWY nabór wniosków? Inni podają odpowiedź naprawdę idiotyczną – mianowicie, iż „zbyt duża” (???!!!) pula środków przeznaczona została na pomoc dla powodzian, skutkiem czego na „Czyste Powietrze” zwyczajnie zabrakło forsy, na razie przynajmniej. Pozwólcie, że tego idiotyzmu nie skomentuję bardziej szczegółowo.

Znacznie bardziej trafna jest opinia specjalistów od klimatu i ochrony środowiska. Mówią oni o nieudolności oraz niewydolności rządu – i mają rację, przy czym należałoby do tego dołożyć jeszcze złą wolę rządzących. Przecież sam Donald Tusk powiedział niedawno o „zbyt ambitnych” i jakoby „szkodliwych dla gospodarki” celach europejskiej polityki pro-klimatycznej… A zaraz potem zaatakował aktywistów Ostatniego Pokolenia (pisałem o tym onegdaj, czyli przedwczoraj), co wzbudziło krytykę Helsińskiej Fundacji Praw Człowieka.

Prawicowym politykom – czy są u steru władzy, czy w opozycji – na ochronie środowiska oraz ogólnie losie planety i zamieszkujących ją istot żywych, nasz gatunek oczywiście wliczając, nie zależy. Niektórzy, jak Trump, Bolsonaro (były prezydent Brazylii) czy polscy neonaziści z Konfederacji, wprost negują zachodzące katastrofalne zmiany klimatu i konieczność walki z nimi, posługując się zresztą wyjątkowo durnymi pseudo-argumentami. Inni, jak właśnie Donald Tusk, podczas kampanii wyborczej głoszą, jakie to ważne dla nich są Ziemia i jej klimat, kiedy natomiast dorwą się do władzy, zachowują się podobnie, co ich skrajni koledzy.

Dzieje się tak oczywiście dlatego, że (o czym niejednokrotnie pisałem) REALNA walka z katastrofą klimatyczną i zapobieżenie trwającemu na naszych oczach masowemu wymieraniu gatunków uderzyłyby w gigantyczne zyski największych światowych koncernów i korporacji, rabunkowo eksploatujących wszelkie zasoby naturalne oraz zanieczyszczających całą resztę. A polityczna prawica reprezentuje wszak interesy kapitalistów. Realna polityka pro-klimatyczna byłaby ciosem również dla jednego procenta najbogatszych, na których należałoby nałożyć liczne ograniczenia wobec ich niewyobrażalnie luksusowego życia, albowiem to właśnie oni generują zdecydowanie najwięcej smogu i innych zanieczyszczeń.

No, ale przecież można z łatwością – wracając na polskie podwórko – wstrzymać dopłaty do proekologicznych programów, z których korzystają osoby mniej- oraz średniozamożne, a następnie na takich właśnie obywateli zrzucić winę za emisję trujących substancji. Bo nie wymienili sobie pieca (nie mieli na to środków, skoro obcięto im dotację). Bo nie ocieplili należycie domu, toteż muszą go mocniej dogrzewać. Bo jeżdżą starymi rzęchami, kopcącymi niczym lokomotywa z początków kolejnictwa, gdyż na nowe auta ich nie stać. I tak dalej.

A także nasłać apart terroru na aktywistów klimatycznych.

Najwyżej taki czy inny politykier wzruszy ramionami i powie, iż przecież w piecu można palić nawet oponami. Teoretycznie można, ale nie zapominajmy, że w Polsce smog zabija każdego roku kilkadziesiąt tysięcy osób, oczywiście powodując liczne choroby, zwłaszcza układu oddechowego tudzież krążenia i nowotwory.

Cóż, biorąc pod uwagę to, co gotuje nam ministerstwo zanieczyszczonego powietrza, pozostaje tylko przygotować się na wdychanie coraz większych dawek toksycznych substancji przez najbliższe kilka miesięcy. Tak, jak to się dzieje każdego roku. A potem zaczekać, aż w jeszcze większej skali walkie w nas katastrofa klimatyczna. O ile wcześniej nie kojfniemy na zawał, wylew czy raka.

Komentarze

Popularne posty z tego bloga

Złodziej, karierowicz, prezes

Wieczór na SOR

Skarga na przestępcze metody stosowane przez zarząd Administracji Domów Mieszkalnych sp. z o.o. w Chełmku