Posty

Wyświetlanie postów z lipiec, 2024

Święte prawo

Niektóre sklepy w mojej miejscowości są tymczasowo zamknięte z powodu urlopu – takie właśnie obwieszczenia wywieszone zostały na drzwiach wejściowych. Czy narzekam? Nie, ponieważ potrzebne artykuły nabyć mogę gdzie indziej, w placówkach handlowych, jakie pozostają otwarte. A ludzie, którzy codziennie stoją za ladą, mogą i powinni odpoczywać. Sezon urlopowy widać również w urzędach czy bankach – tam też mniej niż zwykle okienek jest czynnych. Nie zawsze wydłuża to kolejki, ponieważ klienci oraz petenci też jeżdżą na urlopy, niekoniecznie poświęcając je na załatwianie swoich spraw finansowych, administracyjnych i innych. Oczywiście nie oszukuję się – sezon urlopowy dla jednych grup zawodowych jest okresem wytchnienia, a dla innych czasem nader wytężonej pracy. No i w (k)raju nad Wisłą stosunkowo niewielu pracowników w ogóle stać, aby gdzieś dalej wyjechać ze swoimi rodzinami, chyba że do krewnych na wsi. Niestety, zarobki są zbyt niskie, ceny zaś zbyt wysokie. Jasne, nie brak ludzi,

Głos ocalałego

Stephen Kapos jest ocalałym z Holocaustu (Szoah), który dziś wypowiada się w sprawie tego, co dzieje się w Palestynie. Jego głos, jako Żyda, który uniknął zamordowania przez hitlerowców, uważam za bardzo ważny, toteż poświęcę mu dzisiejszą notkę. Otóż, w wywiadach, jakich udziela, pan Kapos wprost stwierdza, że czuje się obrażony przez władze Izraela tym, iż powołują się one na Holocaust (Szoah) dla legitymizacji swojej polityki. Negatywnie zareagował, kiedy izraelski ambasador przy ONZ publicznie przypiął sobie do marynarki symbol żonkila, który Stephen Kapos, podobnie jak inni Żydzi, zmuszony był nosić podczas hitlerowskiej okupacji. To nie wszystko, bowiem nasz dzisiejszy bohater (takie miano, moim zdaniem, jak najbardziej mu przysługuje) wskazuje na liczne analogie między ludobójstwem popełnianym w Palestynie, zwłaszcza oczywiście w Gazie, a Holocaustem. Przede wszystkim, jest to wręcz przemysłowy charakter obu tych masowych zbrodni. W przypadku jednej i drugiej ludzie mordowa

Dziurka w zaporze

Z dobrych wiadomości, w Sejmie w ubiegłym tygodniu odbyło się drugie czytanie ustawy o rencie wdowiej. Rozwiązanie to pozwala, w sytuacji, gdy jest to korzystne dla danej osoby, odziedziczyć część świadczenia emerytalnego po zmarłym współmałżonku. Fakt, że do tej pory takiej możliwości nie było, stanowił, moim zdaniem, wielką niesprawiedliwość społeczną; poza tym, każde wsparcie finansowe dla seniorów, spośród których wielu nie ma zbyt wysokich emerytur czy rent (wina systemu), jest wielce potrzebne. Projekt przeszedł, toteż Lewica otrąbiła sukces. Ona to bowiem od lat lansowała owo rozwiązanie, teraz zaś je przepycha przez procedure legislacyjną. I dobrze. Druga strona medalu jest taka, iż sukces to jedynie częściowy. W drugim czytaniu ustawa bowiem przeszła, ale z rządowymi poprawkami. Te zaś mocno ją okroiły, skutkiem czego pięćdziesiąt procent emerytury zmarłego współmałżonka, jakie będzie można odziedziczyć, „rozwijane” będzie stopniowo. Mówiąc krótko, premier Donald Tusk

Ludobójca w Kongresie

Binjamin Netanjahu, hitlerowski premier Izraela (to się nazywa ironia dziejowa!) wystąpił przed amerykańskim Kongresem, oboma jego izbami. Wygłosił przemówienie żywcem zaczerpnięte z malarza Adolfa, tyle że mniej się darł, Związek Radziecki zamienił na Iran, a zamiast o Żydach, mówił o Arabach i muzułmanach – poza tym wszystko to samo, na czele z „walką cywilizacji z barbarzyństwem”. Przy okazji łgał jak z nut, że izraelskie wojsko - w zasadzie, to terroryści z IDF, żołnierzami bowiem nazywać się ich nie da – nie morduje cywilów, poza ewentualnie „incydentami”, w Gazie „nikt nie umiera z głodu” (jest to jeden z głównych czynników niosących tam śmierć tysiącom osób), a w ogóle czego ten Międzynarodowy Trybunał Sprawiedliwości od niego chce, że oskarża go o zbrodnie przeciwko ludzkości?! Tylko kilkoro kongresmenów sprzeciwiło się Netanjahu i skrytykowało jego wystąpienie, w tym Bernie Sanders, pochodzenia żydowskiego, dodajmy. Reszta biła dziadowi brawo żywiej i o wiele bardziej entuzj

Dzwoni telemarketer

Zadzwonił do mnie niedawno telemarketer reprezentujący operatora, u którego mam telefon i internet. Jestem zadowolony z usług tej firmy, więc telefony takie odbieram. Tak, jak przypuszczałem, usiłował mi (zbliżając się niebezpiecznie do granic natarczywości) sprzedać nowy model smartfona. Może i byłbym zainteresowany, ale kwota abonamentu wzrosłaby nieco za bardzo, obecny zaś telefon działa zupełnie dobrze i powinien bezproblemowo wytrzymać do końca trwania umowy, czyli jeszcze kilka miesięcy; wówczas osobiście wybiorę się (jak to czyniłem dotychczas) do salonu i ewentualnie kupie nowy apart. Nie lubię też kupować elektroniki na ślepo; zawsze wolę najpierw dane urządzenie zobaczyć i pobieżnie choćby sprawdzić, czy mi odpowiada. Długo musiałem panu tłumaczyć, że oferta jest atrakcyjna, ale z niej nie skorzystam. Telemarketer zdawał się przekonany, iż będę bardzo chętny do dokonania zakupu. Innym razem zadzwoniła do mnie przedstawicielka firmy dostarczającej telewizję kablową. Jak wyż

Uniknąć rozczarowania

Dzieje się to, co dla każdego średnio uważnego obserwatora polskiej sceny politycznej było do przewidzenia. Narasta oto rozczarowanie elektoratu – konkretnie, postępowej, demokratycznie nastawionej jego części – koalicją rządową, zwłaszcza PSL-em i Giertychem, choć przyznać trzeba, że Polska 2050 i KO niewiele są lepsze. Ponieważ w kwestii zacofania, klerykalizmu tudzież niechęci do praw kobiet, osób LGBT+ i człowieka w ogóle niewiele się różni od PiS-u z przystawkami. Sejmowe głosowanie w sprawie dekryminalizacji aborcji (byłby to maleńki kroczek naprzód), które zostało zmarnowane za sprawą PSL-u właśnie oraz Giertycha i kilkorga posłów KO, co z wyrachowania nie stawili się, by głosy swe oddać (wiedziałem, że Tusk i spółka coś wykombinują, boć i oni podlegli są klerowi), najwyraźniej przelało kielich goryczy. Znów odbywają się demonstracje w sprawie praw kobiet, przy czym hasło ***** PiS zastąpione zostało przez ***** PSL. Gwoli ścisłości dodać należy, iż w dziedzinie związków partne

Czas niestracony

Wedle kapitalistycznej propagandy, każda minuta niepoświęcona zasuwaniu na dobrobyt kapitalistów – rzekomo po to, by się samemu „dorobić” (czego, chorób zawodowych?), „odnieść sukces”, itd. – jest „stracona”. Oczywiście reguła ta nie dotyczy samych właścicieli środków produkcji, ci bowiem mogą robić, co im się żywnie podoba, chociażby kopulować z dziećmi na luksusowych łajbach, kandydować na prezydenta USA i wynajmować snajpera do zadraśnięcia ucha… Rzecz jasna, czas poświęcony na pracę zawodową stracony najczęściej nie jest – pod warunkiem wszelako, że przynosi ona dochód pozwalający się utrzymać (po to się przecież ją podejmuje), daje satysfakcję, jest lubiana (wówczas może okazać się prawdziwym błogosławieństwem, na przykład przy wychodzeniu z depresji), odpowiada kompetencjom i talentom oraz nie wiąże się z NADMIERNYM wysiłkiem. Taka praca jest koniecznym i ważnym elementem ludzkiego życia. Z drugiej strony, jeśli jest nazbyt wyczerpująca, stresująca, pochłania zbyt wiele czasu,

Tak czy owak źle

Joe Biden, dotychczasowy prezydent USA, wycofał się z walki o drugą kadencję. Kończy kampanię wyborczą… o ile można było tym mianem określić niemrawe działania, graniczące z brakiem działań, i ciągłe obrywanie w debatach od faszysty Trumpa, który również walczy o reelekcję i nie waha się w tym celu zadrasnąć swojego ucha przy pomocy snajpera. No i powiedzmy sobie szczerze, że dobiegający dziewięćdziesiątki staruszek, który z coraz większym trudem orientuje się, co dzieje się wokół niego, nie za bardzo nadaje się do stania na czele imperium. Nie wyjeżdżam tu z ageizmem; potępiam tę formę dyskryminacji, tak jak każdą inną. Po Bidenie widać jednak, że wiek po prostu go pokonał. Poza tym jego kadencja to rozczarowanie (podobnie rzecz ma się chyba z całą Partią Demokratyczną), zarówno dla co bardziej progresywnego elektoratu, który wcześniej popierał Berniego Sandersa (ten cztery lata temu odstąpił swą kandydaturę Bidenowi ze względu na wiek, co dla USA i świata było nieszczęściem), jak

Niech żyje różnorodność

Mieszkam w małej miejscowości na pograniczu Małopolski i Śląska, niemniej nie da się o niej powiedzieć, aby była jednolita etnicznie, rasowo czy wyznaniowo (owszem, dominują katolicy, ale są też protestanci czy osoby niewyznające żadnej zinstytucjonalizowanej religii – na przykład ja). Obecność osób z Ukrainy – nie tylko uchodźców, wielu Ukraińców przyjechało za pracą jeszcze przed 24 lutego 2022 r. i z tego, co wiem, cieszą się dobrą opinią jako pracownicy – jest w miarę oczywista, gdyż migracja z tego kraju do Polski trwa od lat. Ale widuję też na ulicy osoby czarnoskóre, zaś sklep z odzieżą, obuwiem i różnymi artykułami gospodarstwa domowego prowadzą Chińczycy (lubię tam robić zakupy, zwłaszcza, że buty sprzedają bardzo dobre i w korzystnych, jak na dzisiejsze czasy, cenach). Miejscowa biblioteka kilka razy organizowała spotkania z przedstawicielami mniejszości (w tym owymi Chińczykami), przy okazji szerząc wiedzę o krajach, skąd przybyli. I bardzo dobrze! Uważam, że zarówno

Wkurzenie i wymarcie

Grupa aktywistów klimatycznych zastosowała formę protestów polegającą na lokowaniu dróg. Ludzie ci kładą się na jezdni, czasem nawet przyklejając (dosłownie, przy użyciu kleju) do niej, a chodzi im rzecz jasna o uczulanie społeczeństwa na zachodzącą katastrofę klimatyczną oraz jej skutki. Działania takie straszliwie rozsierdzają kierowców. Wysiadają oni z aut, siłą odrywają aktywistów od asfaltu, biją ich, kopią, wyzywają, atakują przy użyciu gaśnic… Mówiąc krótko, zachowują się nader agresywnie (nie wszyscy, jak przypuszczam), za nic natomiast nie chce do nich dotrzeć, że wkrótce nie tylko nie będą poruszali się samochodami (będzie na to zbyt gorąco), ale mogą nie mieć wody, żywności ani innych substancji niezbędnych do życia. Jasne, formy protestów są różne, nie zawsze skuteczne (trafiają się i przeciwskuteczne), niektóre mogą być irytujące dla osób postronnych, jak w omawianych przypadkach. Z jednej strony rozumiem wkurzonych kierowców, choć sam, prowadząc auto, większą mam wyr

Taniej, wydajniej, zdrowiej

W medialnym zamęcie, jaki zapanował po ustawce, często nazywanej „zamachem”, która miała na celu zapewnić Donaldowi Trumpowi zwycięstwo w tegorocznych wyborach prezydenckich w jankeskim imperium, łatwo można przeoczyć pewną nader istotną, a przy tym ogromnie pozytywną sprawę. Czyli propozycję Lewicy w dziedzinie gruntownej reformy systemu finansowania publicznej opieki zdrowotnej. Reformy, dodajmy, niezbędnej. Obecnie mamy system składkowy, wprowadzony przez solidaruchów z koalicji AWS-UW (dzisiejszy POPiS), zrazu w postaci fatalnych kas chorych, później zmodyfikowanych przez rząd SLD-PSL poprzez przekształcenie w scentralizowany, a przez to cokolwiek lepiej działający NFZ. Modyfikacja ta wszelako niewiele pomogła, ponieważ sama istota systemu jest wadliwa. Otóż ze swej natury jest on drogi, i to dla każdego, poza najbogatszymi kapitalistami – im dany płatnik mniej zamożny, tym bardziej obciążająca dla niego jest składka (oj, znam to z doświadczenia!), a nadto obsługa jest kosztow

Chcieliście, macie

Przyznam, że trochę rozbija mnie narzekanie na konserwatywnych – a w zasadzie klerykalnych i/lub faszystowskich – posłów z koalicji rządowej, że głosują przeciwko kobietom i prawom człowieka w ogóle, przyczyniając się do tego, iż nader niezbędne ustawy nie przechodzą. Nie, żeby owe narzekania były niesłuszne – przeciwnie, w większości są bardzo merytoryczne i nie da się z nimi nie zgodzić. Ale aż chce się powiedzieć: „Widziały gały, co brały”. Przecież tacy PSL-owcy, podobnie jak Szymon Hołownia czy niejedna osoba z PO, że o hitlerowcu o nazwie Roman Giertych nie wspomnę, nigdy nie kryli swojego klerykalizmu, zahaczającego czasami o fanatyzm religijny, a określanego jako „przywiązanie dl tradycyjnych/katolickich/chrześcijańskich wartości”. Z góry było wiadomo, iż będą oni głosowali przeciwko prawu kobiet do samodzielnego decydowania o własnym organizmie czy przeciw równouprawnieniu osób LGBT+… albo nie stawią się na głosowaniu, przyczyniając się w ten sposób do tego, że odpowiednie u

Maszyna do mielenia ludzi

W miniony piątek Sejm NIE przegłosował (cóż za niepodziana!) ustawy dekryminalizującej aborcję. Tak jak przypuszczałem, przeciwko głosowali klerofaszyści z Bezprawia i Niesprawiedliwości, hitlerowcy z Konfederacji, posłowie niezrzeszeni oraz klerykałowie z Polskiego Stronnictwa (niezbyt) Ludowego. Projekt w całości poparł klub Lewicy, z kolei osoby poselskie z Koalicji Obywatelskiej oraz Polski 2050 też niby były za… lecz część spośród nich w głosowaniu udziału nie wzięło (tak przypuszczałem, że oszukańczy prawicowcy wytną jakiś numer), skutkiem czego ustawa przepadła kilkoma zaledwie głosami. Gniew postępowych osób obywatelskich skupił się – słusznie – na PSL-u oraz Romanie Giertychu, hitlerowcu, którego Donald Tusk wciągnął na listę PO/KO. Po piątkowym głosowaniu Giertych zawieszony został w prawach członka klubu, niemniej to działanie pod publiczkę; ryży premier nie pozwoli ukrzywdzić swojego pupilka. Swoją drogą, śmiać mi się chce z naiwności tych wszystkich osób obywatelskich, kt

Zaniżona liczba ofiar

Ludobójstwo w Gazie nie ustaje (mało tego, przybywa aktów krwawej izraelskiej agresji także na Zachodnim Brzegu Jordanu); w tym tygodniu faszystowskie władze Izraela rozkazały niedobitkom Palestyńczyków opuścić Gazę, co prawdopodobnie stanowi ostatni akt przejęcia tego terenu na rzecz deweloperów i bogatych Amerykanów, czyli tego, o co chodziło od samego początku tej rzezi. Oficjalne dane publikowane przez izraelski rząd podają, że liczba ofiar śmiertelnych „wojny”, a tak naprawdę bestialskiego ludobójstwa, wśród Palestyńczyków wynosi „tylko” około 16 tys. Z kolei władze Autonomii Palestyńskiej podają, iż w Strefie Gazy zabitych zostało ponad 38 tys. osób, z czego przeszło 20 tys. to dzieci., z kolei liczba rannych jej kilkukrotnie wyższa. Poranionych i umierających co kilka-kilkanaście minut zresztą przybywa, czy to z powodu ostrzału, czy bezpośrednich mordów dokonywanych przez terrorystów (żołnierzami nazwać się ich nie da) z IDF, czy z głosu i pragnienia, czy chorób oraz niemożnoś

Depenalizacja

Platforma/Koalicja Obywatelska obiecuje poprzeć projekt ustawy o depenalizacji aborcji, autorstwa oczywiście Lewicy. Nie chodzi w nim o liberalizację hitlerowskiego zalegalizowanego bezprawia antyaborcyjnego, czyli o przyznanie kobietom należnego im prawa do przerwania ciąży (co, swoją drogą, jest miłosierdziem wobec płodu), gdyż tego dotyczy inny projekt, ale o to, by pomoc w tym, np. poprzez dostarczenie stosownych leków czy załatwienie pobytu w klinice za zachodnią bądź południową granicą nie były karane – a za sprawą hitlerówki Godek i PiS-wców, że o stojących za nimi Kościele katolickim nie wspomnę, niestety są. W klubie PO/KO, wedle zapowiedzi, panować ma dyscyplina, czyli wszystkie osoby poselskie mają głosować za tą ustawą. Cóż, trzymam za słowo, bowiem o ile co do Zielonych, Inicjatywy Polskiej czy choćby Nowoczesnej większych wątpliwości nie mam, o tyle PO w poprzednich kadencjach często kombinowała, jak tu głosować tak, aby nie naruszyć żądań Kościoła katolickiego. Czy ter

Uczyć, ale czego?

Są już wyniki matur. A to oznacza, że znów zaczęła się w środkach masowego przekazu dyskusja nad poziomem nauczania, systemem oceniania i w ogóle edukacją w Polsce. Jest ona rzecz jasna bardzo potrzebna – i oby wynikły z niej jakieś pozytywne zmiany – niemniej brakuje mi w niej pewnego elementu. Otóż, wciąż za mało się mówi o to, CZEGO szkoły powinny uczyć. Jasne, pojawiają się jak najbardziej słuszne opinie, iż nacisk edukacyjny w zbyt wielkim stopniu położony jest na przekazywanie wiedzy encyklopedycznej, a w zbyt małym na rozwój samodzielnego myślenia i kompetencji miękkich, takich jak umiejętność współpracy (nie wiem, jak teraz, ale w moich szkolnych czasach rzeczywiście kiepsko to wyglądało). Coraz też częściej padają oczekiwania przeniesienia katechezy ze szkół na salki – i dobrze, tak powinno być! Temat wielokrotnie poruszałem na tych łamach, toteż dziś nie będę się powtarzał. Od czasu do czasu, lecz moim zdaniem nieco zbyt rzadko, podnoszone są argumenty o konieczności w

Ewentualność rzucenia jałmużny

Lewica odniosła pewien sukces, jakkolwiek okazać się może, iż jedynie przejściowy. Prace nad zalegalizowaniem (wprowadzeniem do porządku prawnego) związków partnerskich, w tym jednopłciowych, znalazły się w rządowej rozpisce. Udało się to po długiej batalii, bowiem również wchodzące w skład rządzącej koalicji PSL i Polska 2050 (łącznie tworzące Trzecią Drogę, prowadzącą oczywiście w odmęty ciemnoty i zacofania) ostro się temu sprzeciwiały, sterowane przez Donalda Tuska, również klerykalnego wroga praw człowieka, któremu jednak z przyczyn wyborczych niewygodnie jest wprost opowiadać się przeciwko związkom partnerskim, posługuje się on zatem swoimi marionetkami. Co będzie dalej, zobaczymy. Rewelacji się nie spodziewam, głównie z uwagi na klerykalizm oraz zacofanie większości koalicji rządowej; przypadłości owe nie dotyczą jedynie Lewicy, Zielonych, może Inicjatywy Polskiej i Nowoczesnej, ewentualnie też nielicznych osób poselskich i senatorskich PO. Cała reszta, podobnie jak klerofasz

Układy, układziki

Patologie kolejnych rządów prawicy postsolidarnościowej, czyli solidaruchów – od Mazowieckiego po Tuska – wymieniać można długo. Oczywiście jedne spośród nich swoją funkcję sprawowały fatalnie, inne bardzo źle, jeszcze inne ledwo przeciętnie, na w pełni pozytywną ocenę nie zasługiwał żaden. Jeśli chodzi o samorządowy, to tutaj sytuacja jest o wiele bardziej złożona, nie w każdej bowiem jednostce samorządu terytorialnego rządzą lub współrządzą przedstawiciele obozu postsolidarnościowego. Niemniej, wszędzie tak, gdzie dorwali się oni do władzy, tworzą to, o czym zamierzam dziś napisać. A są to układy, z reguły nieformalne , niekiedy wręcz kryminale ( vide te w wykonaniu PiS-owców i Zerowców), nieodmiennie patologiczne. Idą od samej góry, czyli administracji rządowej i spółek Skarbu Państwa, poprzez samorząd, aż po gminne jednostki administracyjne tudzież gospodarcze. Opierają się na kumoterstwie i nepotyzmie, czyli obsadzaniu kluczowych stanowisk znajomymi oraz krewnymi, niezależnie

Media, korporacje i Lewica

Ciekawe, czy komuś opadną klapki z oczu? Wątpię. Nie da się wszelako zaprzeczyć, że ludzie z mediów głównego nurtu powinni pójść w końcu po rozum do głowy, zwłaszcza teraz, kiedy przynajmniej niektórzy uświadomili sobie konieczność buntu. Wcześniej lansowali dziki kapitalizm, przeciwko któremu właśnie podnoszą (jakkolwiek raczej nieśmiało) głowy, wspierali Koalicję Obywatelką i Trzecią Drogę, niszcząc Lewicę… A w ostatnich dniach to Lewica właśnie stanęła po stronie rabowanych przez gigantyczne cyfrowe korporacje (Big Tech) wydawców i dziennikarzy, podczas gdy KO i Trzecia Droga się na nich wypięły, po raz kolejny pozwalając się przy okazji pięknie rozegrać klerofaszystom z PiS-u. Ale po kolei. Ludzie mediów, od wydawców po dziennikarzy, są słusznie oburzeni na cyfrowych gigantów za to, że na nich żerują, czyli udostępniają powstałe nakładem pracy mniejszych ośrodków medialnych (np. gazet) treści bez płacenia tantiem ich autorom oraz właścicielom autorskich praw majątkowych (wydawco