Zły czas

W ostatnich dniach, w związku oczywiście z paskudną decyzją pana Szymona, o której pisałem wczoraj, słyszymy, jakoby był to „zły czas”, aby rozmawiać o prawach kobiet, w tym przypadku reprodukcyjnych, gdyż zbliżają się wybory samorządowe. Cóż, zawsze myślałem, że każda kampania wyborcza stanowi najlepszy możliwy czas do poruszania w debacie publicznej fundamentalnej dla ustroju demokratycznego kwestii, jaką są prawa człowieka… no, ale najwyraźniej się pomyliłem.

Podobne głosy o „złym czasie” rozlegają się, ilekroć dochodzi do prześladowania osób LGBT+, przedstawicieli innych mniejszości, uchodźców, migrantów czy kogokolwiek jeszcze. Zawsze jakoby jest „zły czas”, aby poruszać temat praw i poprawy sytuacji poszczególnych grup społecznych czy klas; przy czym o prawach pracowniczych w kapitalistycznej Polsce od 1989 r. w zasadzie się nie mówi. Nieodmiennie inne sprawy okazją się „ważniejsze”: a to wybory, a to gospodarka (też przecież nierozerwalnie powiązana z prawami człowieka), a to wojna rosyjsko-ukraińska (jw.), a to coś innego.

Naturalnie, nie tylko praw człowieka to dotyczy. Zwierząt też.

Co ciekawe, głosy takie z reguły nie napływają ze strony PiS-u, Konfederacji czy innych partii/mafii/band skrajnie prawicowych; one wprost kwestionują wszelkie prawa człowieka i nawołują do ich zniesienia. O „złym czasie” najczęściej mówi prawica umiarkowana, jakoby prodemokratyczna, zwłaszcza PO, PSL, a ostatnio oczywiście także Polska 2050 pana Hołowni Szymona.

Rzecz jasna, to tylko wykręty. Umiarkowana prawica nie chce, a także nie potrafi zająć się sprawami, które znajdują się poza zakresem jej pojmowania, przeto wydają jej się herezją, bluźnierstwem, łamaniem tradycji, itd. Co jeszcze istotniejsze, liderzy tego typu ugrupowań dobrze wiedzą, iż nie mogą wprost przyznać się do odrzucenia praw człowieka (wszystkich bądź tylko części ich katalogu, który wszak powinien być stale poszerzany, a nie ograniczany). Straciliby wówczas swoje elektoraty, a przynajmniej o wiele trudniej byłoby im je oszukiwać i manipulować. No to pozują na wielkich demokratów, jednocześnie robiąc wszystko, by nie ruszyć licznych antydemokratycznych rozwiązań, jakie w porządku (?) (bez)prawnym Polski pozostały po dekadach nie-rządów klerykalnej prawicy postsolidarnościowej.

I właśnie dlatego nie liczę na zliberalizowanie nieludzkich, czysto nazistowskich przepisów antyaborcyjnych. Ani na to, że polskie ustawodawstwo dostrzeże w osobach LGBT+ ludzi, którzy mają takie same prawa, jak cała reszta społeczeństwa, w tym do układania sobie życia po swojemu. Ani na to, że uchodźcy z Azji czy Afryki przestaną być katowani, wywożeni do Białorusi, pozostawiani w lesie na śmierć lub pakowani do obozów koncentracyjnych. Ani na to, że prawa pracownicze będą w końcu szanowanie i przestrzegane, a pracownik przestanie być faktycznym niewolnikiem. I tak dalej… Nie, dopóki władzę sprawuje jakakolwiek prawica, skrajna czy umiarkowana, postsolidarnościowa czy wywodząca się z innego pnia. Każda bowiem albo wprost chce znosić prawa człowieka, albo robi wszystko, by ich nie przestrzegać.

Tymczasem, jak wiemy, stanowią one, obok organizowanych zgodnie z określonymi standardami wyborów, fundament ustroju demokratycznego (skoro zaś kapitalizm ze swej natury zmierza do zniesienia praw pracowniczych – i nie tylko – automatycznie uniemożliwia powstanie pełnej demokracji). Bez ich całkowitego urzeczywistnienia ten ustrój po prostu nie zaistnieje; co najwyżej zmieni się w fasadę, ograniczoną do mniej lub bardziej lipnych aktów wyborczych.

Dlatego w Polsce nie ma demokratycznej prawicy, ani umiarkowanej, ani tym bardziej skrajnej. Gdy zatem panowie Donald, Szymon czy Władysław mówią o demokracji, wolności, prawach czy postępie, zwyczajnie chcą wyłudzić głosy i z tej przyczyny łżą jak PiS.

Komentarze

Popularne posty z tego bloga

Zgon fanatyczki

Współwinni

Biały fosfor