Paskudny fach

Co by się stało, gdybym, dajmy na to, kupował bilety w kinie, teatrze czy galerii sztuki, po czym odsprzedawał je w internecie, na ulicy bądź w innym miejscu po zawyżonej cenie? Albo robił to samo z książkami, filmami czy muzyką na nośniku fizycznym? Zostałbym ukarany na podstawie Kodeksu Wykroczeń. Słusznie zresztą, bo działalność taka, nawet, gdyby przynosiła niewielki jeno dochód, byłaby zarówno nielegalna, jak też nieetyczna; mówiąc krótko, stanowiłaby zwyczajne oszustwo.

Inaczej rzecz się ma, gdy proceder ów odbywa się na rynku nieruchomości. Wówczas nie tylko nie jest karany, ale jeszcze wszelkie media – od odnawianych publicznych po komercyjne – przedstawiają go jako wspaniały przykład „przedsiębiorczości”, wychwalając pod niebiosa parających się nim osobników, jak gdyby byli oni wcieleniami jakiegoś bóstwa.

Tak, chodzi o flipping (przerzucanie) nieruchomości, czyli nową formą dojenia kasy przez kapitalistów. Polega to na kupowaniu domu lub mieszkania, ewentualnie lekkim odnowieniu i możliwie najszybszej odsprzedaży z jak największym zyskiem. Niby podobne działanie do tego, jakie stosują chociażby komisy samochodowe, ale… Cóż, jest pewna subtelna różnica.

Udając się do komisu, wiem, że przedsiębiorstwo to zajmuje się dystrybuowaniem używanych pojazdów (lub innych urządzeń) i działa zupełnie jawnie. Flipping tymczasem jest działalnością półoficjalną, co oznacza, że ktoś, kto nabywa mieszkanie, może nawet nie orientować się, iż kupuje je od flippera, czyli po zawyżonej w stosunku do rynkowej cenie. A wiemy, jak drogie są w (k)raju nad Wisłą lokale mieszkalne. Aby stać się ich szczęśliwym posiadaczem, trzeba (o ile ma się taką możliwość, w przeciwnym bowiem wypadku pozostaje wynajem, również ogromnie kosztowny) wziąć kredyt hipoteczny i spłacać go z reguły przez kilkadziesiąt lat; wówczas mieszkanko należy oczywiście do banku. A im wyższa jego cena, tym wyższa kwota kredytu, a zatem banki też na flippingu korzystają.

Sam zaś flipping jest niczym więcej, jak żerowaniem na ludzkiej potrzebie dachu nad głową, no i oczywiście na tym, że państwo polskie od zmiany ustroju polityki mieszkaniowej nie prowadzi. Nie da się tego określić pośrednictwem handlowym; wiadomo, że pośrednik bierze swoją gażę (z niej się przecież utrzymuje, taki ma zawód), ale jego działalność nie polega na sztucznym zawyżaniu cen nieruchomości w znaczący sposób, podczas gdy z flipperem tak właśnie jest. To oszust, który najzwyczajniej w świecie wyłudza od ludzi pieniądze. Stosuje przy tym naprawdę paskudne sztuczki, rodem z gangsterki mieszkaniowej.

Działalność flipperska nie ogranicza się bowiem do tego, co napisałem wyżej. Otóż, przedstawiciele tego pseudo-fachu często-gęsto wymuszają remonty, dzielą lokale na mniejsze części (po to rzecz jasna, by więcej forsy wydoić), kupują tylko niewielki udział w mieszkaniu, po czym zawyżają czynsz do gigantycznych kwot i wyrzucają lokatorów, którzy nie są w stanie go opłacać (czyszczenie kamienic, działalność czysto mafijna!) oraz stosują pospolite oszustwa.

No, ale koszą solidną kasę, a na ich pseudo-biznesie, jak wskazałem wyżej, korzysta taka na przykład finansjera, toteż nic dziwnego, że w ustroju kapitalistycznym nie tylko nie są karani, ale wręcz stawia się ich na piedestał przedsiębiorczości (choć flipping z PRAWDZIWĄ przedsiębiorczością tyle ma wspólnego, co katolicyzm z chrześcijaństwem i stalinizm z komunizmem, czyli nic, poza ewentualnie zewnętrzną powłoczką).

Powiedzmy sobie szczerze – jest to jedna z niezliczonych patologii nieludzkiego systemu kapitalistycznego (sam w sobie jest on wszak patologią), dotyczącą konkretnie rynku nieruchomości. Osoby poszukujące dachu nad głową powinny strzec się flipperów niczym jadowitych węży, z uwzględnieniem tego, że węże są o wiele mniej niebezpieczne.

Miejsce zaś flipperów jest oczywiście w więzieniu. Wątpliwe jednak, by tam trafili, skoro istnieje kapitalizm.

Komentarze

Popularne posty z tego bloga

Zgon fanatyczki

Współwinni

Biały fosfor