Sezon na bannery

Rozpoczął się sezon. Sezon na bannery, plakaty i inne materiały wyborcze. Nic dziwnego, wybory samorządowe już za miesiąc. Przez kilka najbliższych tygodni zasypywani więc będziemy uśmiechającymi się do nas praktycznie zewsząd osobami kandydującymi, ich programami (a w zasadzie obietnicami) i nazwami komitetów, zarówno partyjnych, jak i pozapartyjnych. Mówiąc krótko – kampania wyborcza szybko się rozkręca nabierając impetu.

Jest to już kolejna, podczas której zauważam, że niektórzy spośród kandydujących myślą chyba, iż im więcej bannerów, rozmieszczonych jeden obok drugiego, tym lepiej. Na pierwszy rzut oka owszem, bo dzięki temu ich oblicza, personalia i hasła rzucają się w oczy, zwłaszcza, jeśli widać je z daleka na każdym skrzyżowaniu czy zakręcie. Z drugiej wszelako…

Ano właśnie, przesyt okazać się może przeciwskuteczny, zwłaszcza w przypadku osób wyborczych, które chcą wziąć udział w wyborach, ale jeszcze nie określiły kandydata czy kandydatki, na którego bądź którą zmierzają oddać głos. Jeśli ludzie tacy będą dosłownie z każdej strony „atakowani” różnorakimi materiałami wyborczymi (których wszak z biegiem czasu tylko przybędzie), to mogą się albo tym wszystkim zmęczyć i zniechęcić, albo najzwyczajniej w świecie zobojętnieć, czyli przestać zwracać uwagę na bannery, plakaty, ulotki, itd., a zacząć traktować je jako pozbawione znaczenia elementy tła. Na tej samej zasadzie zbyt często powtarzany sygnał alarmowy w końcu wywoła brak jakiejkolwiek reakcji słuchających go ludzi (co skończyć się może, delikatnie rzecz ujmując, niewesoło), a piękna piosenka, jeśli będzie leciała w radio co pięć minut, zirytuje nawet najwierniejszych fanów danego muzyka czy zespołu.

Nie wiem też, czy rozwieszanie bannerów wzdłuż tras samochodowych to najlepszy pomysł. Kogoś mogą one rozproszyć – zwłaszcza, jeśli w oczy rzuci mu się porter nielubianego polityka czy samorządowca – z reguły jednak, prowadząc auto, skupiać się trzeba na bezpiecznej jeździe: przestrzeganiu przepisów i uważaniu na innych uczestników ruchu oraz przeszkody na drodze. Bannery natomiast i plakaty niech sobie wiszą, nasiąkając spalinami.

Żeby jeszcze te rozwieszane płachty były ciekawe… Cóż, niektóre komitety (Lewica, KO, Polska 2050. a nawet PSL) mają całkiem ładne bannery pod względem graficznym, poza tym jednak w większości są dość nudne. Zdecydowanie wolę ulotki papierowe, wrzucane do skrzynek na listy, lub profile kandydatów i komitetów w internecie; można się z nich dowiedzieć czegoś ciekawego, nawet biorąc pod uwagę, że wszelkie informacje zostały dobrane pod kątem czysto reklamowym; jeśli jednak są fajnie zrobione, całkiem miło się je czyta.

Tak w ogóle, to najlepszy – w każdych wyborach, a zwłaszcza do rady miasta czy gminy – jest bezpośredni kontakt osoby kandydującej z elektoratem. I nie chodzi rzecz jasna o postawienie flaszek grupce spod sklepu, ale o to, aby osoby kandydujące wyszły na ulice, znalazły się w ważnych dla społeczności lokalnej miejscach, porozmawiały z napotkanymi ludźmi, odpowiedziały na pytania…

Nawet najlepszy banner pozostaje niczym więcej, jak tylko płaskim wizerunkiem, wydrukowanym na papierze. A nie na papier się głosuje, lecz na człowieka. Osoby kandydujące powinny o tym pamiętać, niezależnie od swojej przynależności politycznej.

Komentarze

Popularne posty z tego bloga

Zgon fanatyczki

Współwinni

Biały fosfor