Ciężar dla purpury

Płacz i zgrzytanie zębów rozlegają się w Episkopacie Polski.

Oto lamentują faceci w purpurze, że kiedy katecheza zostanie przeniesiona ze szkół do salek, Kościół katolicki „nie udźwignie tego ciężaru”, oczywiście finansowo. Dziwne, że dźwigał go przez ponad trzydzieści lat, odkąd Władysław Gomułka wycofał religię ze szkół, do czasu, aż reformę tę cofnął Tadeusza Mazowiecki (co mu nie pomogło, bo Kościół w wyborach prezydenckich 1990 r. i tak wspierał Lecha Wałęsę). No, ale w III RP katecheza szkolna stała się dla Kościoła katolickiego potężnym udojem, czyli źródłem naprawdę znaczącego bogactwa… a nikt wszak nie lubi być odrywanym od koryta.

Rzecz jasna, obawy to przesadzone. Rząd Donalda Tuska – dokładnie tak, jak należało się tego spodziewać – głaszcze kościelnych hierarchów i duchowieństwo po jajkach, przede wszystkim w wymiarze finansowym. Jeśli chodzi o szkolną katechezę, to co najwyżej liczba jej lekcji ograniczona zostanie z dwóch godzin tygodniowo do jednej… o ile pan premier, wierny sługa purpury i czerni przecież, łaskawie się na to zgodzi. Celem będzie zresztą nie tyle laicyzacja szkolnictwa (jak najbardziej potrzebna!), ile oszczędność. Po prostu, coraz mniej dzieci, a zwłaszcza młodzieży na szkolne lekcje religii uczęszcza, a płacenie katechetom, świeckim tudzież duchowym, za gadanie do pustej sali lekcyjnej, jest nieopłacalne.

Na razie jednak nie ma widoku, aby państwo polskie miało ograniczać wydatkowanie środków z budżetu (czyli NASZYCH pieniędzy!!!) na Kościół katolicki; przeciwnie, należy się spodziewać, że w miarę postępowania zeświecczenia społeczeństwa, czyli spadku wpływów z kasy, transfer pieniędzy z publicznej kiesy jeszcze się zwiększy, w remach rekompensaty. Biskupi nie mają się więc czego obawiać.

Poza tym, Kościół katolicki pozostaje jedną z najbogatszych organizacji, jakie działają w Polsce, nie tylko ze względu na wspomniane wyżej państwowe (czyli nasze) środki, ale i przejmowane ze bezcen nieruchomości, prowadzenie różnego rodzaju działalności gospodarczych, czy po prostu dojenie forsy od wiernych, za sakramenty chociażby. Biskupi potrafią też nieźle zedrzeć hajs z podległych sobie parafii.

To jojczenie o szkolną katechezę i stawianie się w roli biednej ofiary, ma, jak sądzę, służyć przypomnieniu panu Tuskowi, że działa w interesie Kościoła katolickiego, toteż musi pilnować swoich ministrów, aby stale odkręcali kurek z pieniędzmi.

Jednakże owo gadanie o „nieudźwignięciu ciężaru” jest po prostu wstrętne, biorąc pod uwagę, że wygłaszają je osobnicy, którym czego jak czego, ale pieniędzy w żadnym wypadku nie brakuje; wspominałem coś o jednej z najbogatszych organizacji działających w Polsce, prawda? Tymczasem liczne osoby obywatelskie, jak wiemy, mają problem, aby związać koniec z końcem. I to osoby w różnym wieku.

Ceny pozostają wszak nader wysokie, inflacja lekko tylko wyhamowała. Jeszcze bardziej dają się we znaki różnego rodzaju opłaty, które niejednokrotnie wzrosły w ostatnich latach do horrendalnych poziomów. Wielu ludzi, nawet teoretycznie mających niezłą pracę czy niezłą emeryturę, musi się zadłużać, biorąc pożyczki-chwilówki, aby przetrwać od pierwszego do pierwszego – i to nie z powodu rozrzutności, albowiem oszczędzają na wszystkim, na czym mogą, lecz zbyt wysokich kosztów utrzymania, począwszy od cen w sklepach, po rachunki i czynsze.

Liczne osoby obywatelskie Polski nie mogą zatem udźwignąć kosztów swojego własnego przeżycia – i to najzupełniej realnie. To właśnie jest ogromny problem, kwestia społeczna, jaką politycy powinni się zająć (oczywiście tego nie zrobią, zwłaszcza ci prawicowi, bo musieliby naruszyć interesy kapitału, kler wliczając), a nie to, ile facetom w purpurowych kieckach skapnie za szkolną katechezę. Która powinna odbywać się na salkach.

Dlatego, kardynałowie i biskupi, przestańcie jojczeć, a zamiast tego zastosujcie się do ewangelicznego nakazu i podzielcie się z potrzebującymi swoim gigantycznym majątkiem. Naprawdę nie musicie mieszkać w pałacach – lepiej przekształcić je na szpitale, szkoły, itd. Nie musicie wozić się bentleyami – wystarczą wam takie marki, jakimi jeździ większość ludzi świeckich (inna bajka, że nie ma już tanich samochodów). Nie musicie nosić drogich kamieni na paluchach, ani wymachiwać złotymi (a skromnymi?) pastorałami. A jeżeli to wszystko robicie, zawrzyjcie, z łaski swojej, gęby i nie płaczcie, że wam i waszej organizacji forsy brakuje. Bo plujecie w ten sposób w twarz ludziom, którzy zasuwają od rana do wieczora, a mimo to boją się, czy im na chleb wystarczy.

Komentarze

Popularne posty z tego bloga

Zgon fanatyczki

Współwinni

Biały fosfor