Skolonizowani

Policja w mieście Poznań przeprowadziła 19 kwietnia ćwiczenia antyterrorystyczne. I wszystko byłoby okej, gdyby nie to, że terrorystę wyobrażała kobieta w hidżabie, czyli muzułmanka. Wzburzyło to polskich muzułmanów, jak również osoby religii tej niewyznające, ale po prostu światłe i tolerancyjne. Mnie również, chociaż muzułmaninem nie jestem, a za ponadprzeciętnie światłego się nie uważam.

Wzburzeni podkreślali, że owe ćwiczenia szerzyły islamofobię – czyli formę nietolerancji i nienawiści, którym należy się zdecydowanie przeciwstawiać. W tym wypadku szerzenie owo polegało na powtórzeniu wypranego z prawdy i nader szkodliwego stereotypu, jakoby terrorystami byli jedynie wyznawcy islamu, a terroryzm łączył się z tą religią i z niczym więcej (oczywista brednia; są terroryści buddyjscy, chrześcijańscy – np. antyaborcyjni w USA, ateistyczni… a i Polacy, walcząc w XIX i na początku XX wieku przeciwko zaborcom, głównie rosyjskiemu, przeprowadzali zamachy terrorystyczne – zajmował się tym między innymi Józef Piłsudski).

Oczywiście, zarzuty co do tych ćwiczeń są w stu procentach słuszne i uzasadnione, podobnie jak to, że z całej sprawy zrobiono aferę. Nagłośniono ją mianowicie w mediach z internetem na czele, a do komendy w Poznaniu skierowano formalne protesty. I tu dochodzimy do tego, o czym zamierzam dziś trochę szerzej napisać.

Otóż, policja, tłumacząc się z całej sprawy, podała informację, że ćwiczenia owe odbyły się we współpracy z amerykańskim Federalnym Biurem Śledczym, czyli FBI. Samo w sobie może jeszcze nie byłoby to takie złe; międzynarodowe akcje typu szkolenia i ćwiczenia okazują się z reguły korzystne. Ale nasi kochani stróże prawa (tzn. zalegalizowanego bezprawia, bo o prawie pod nie-rządem PiS-u mówić trudno) wygadali się, iż to właśnie FBI przygotowało scenariusz wydarzenia – ergo, polscy policjanci prawdopodobnie nic do gadania nie mieli, pozostawało im jedynie słuchać rozkazów jankeskich panów zza Oceanu Atlantyckiego, w tym przyjąć i ukazać amerykańską islamofobię.

Mówiąc krótko, Federalne Biuro Śledcze, służba amerykańska, uprawniona do działań na terytorium USA, wystąpiła w Polsce w roli organu decyzyjnego, do poleceń którego polska służba, policja oczywiście, musiała się dostosować. Czyli nasze państwo zostało potraktowane przez imperium amerykańskie jako – ni mniej, ni więcej – kolonia, nieformalna wprawdzie, lecz faktyczna. Terytorium zależne, niesuwerenne.

Jak wielokrotnie pisałem, (k)raj nad Wisłą taką kolonią USA jest. Zaczął się nią stawać 4 czerwca 1989 roku, kiedy to zwycięstwo wyborcze odniosła, oszukawszy kilkanaście milionów osób, finansowana przez CIA (kolejna służba amerykańska), za pośrednictwem Watykanu i włoskiej mafii, targowica, czyli klerykalna prawicowa postsolidarnościowa, jaka obecnie egzystuje pod postacią PO i PiS-u. WSZYSTKIE jej rządy były marionetkami imperialistów z Waszyngtonu, przy czym taki na przykład Donald Tusk potrafił (co stanowiło jedną z jego nielicznych zalet jako premiera) godzić ową marionetkowość z integracją europejską. Ano właśnie, gdyby nie Unia Europejska, skolonizowanie Polski przez USA byłoby o wiele dalej posunięte.

Jednakże wspomniane wyżej policyjne ćwiczenia pod imperialistycznym butem to tylko jeden z wielu, i wcale nie najgorszy, przykład tego, że w oczach Waszyngtonu jesteśmy terytorium podbitym (co z tego, że bez użycia broni palnej?), zależnym. Takowych jest bardzo wiele, niektóre naprawdę niebezpieczne. Zalicza się do nich totalna służalczość polskich władz wobec ich jankeskich hegemonów. Oto podczas swojej niedawnej wizyty w USA Mateusz Morawiecki, premier nie-rządu Kaczyńskiego Jarosława, rozmawiał z Joem Bidenem o… powstrzymaniu ataku Chin na Tajwan (stanowiący część terytorium chińskiego, tyle że w pewnym momencie władzę zdobył tam zdradziecki Kuomintang), który jeszcze nie nastąpił (mimo amerykańskich prowokacji), ale bankster Pinokio już porównuje go do… inwazji Rosji na Ukrainę (czyli na niezależne, suwerenne państwo, powstałe w 1991 roku na bazie istniejącej wcześniej Socjalistycznej Republiki Radzieckiej). Innymi słowy, gdyby imperium zła wszczęło wojnę z Chinami (a jak kilka razy pisałem, szykuje się do tego), marionetkowe PiS-owskie władze Polski, jak na niewolnika przystało, udzieliłyby imperialitom czynnego wsparcia; Morawiecki to właśnie obiecał.

Mało tego. Morawiecki, wysługując się Jankesom, znów stanął okoniem wobec Unii Europejskiej. Skrytykował bowiem – tchórzliwie, nie wymieniając personaliów – Emmanuela Macrona, prezydenta Francji, który odwiedził niedawno Pekin, gdzie mówił o konieczności zacieśnienia współpracy gospodarczej między UE a ChRL oraz zwiększenia autonomii Unii Europejskiej wobec USA (która wybitnie się zmniejszyła po rosyjskim ataku na Ukrainę). Jak prezydenta tego nie lubię za neoliberalizm i okrucieństwo wobec obywateli, tak w tych kwestiach ma rację.

PiS-owskie solidaruchy są więc gotowe poświęcić dla Jankesów interes Polski – sprowadzający się wszak do silniejszego zintegrowania z UE i wejścia w bliższe relacje z Chinami. Totalna marionetkowość i uległość.

A nie, przepraszam. Raz się postawili swoim panom. Kiedy amerykańska stacja TVN24 wyemitowała reportaż o ukrywaniu zbrodni pedofilskich kleru przez Karola Wojtyłę. Cóż, Waszyngton jest jednym panem, Kościół katolicki drugim, i temu drugiemu solidaruchy też czasem muszą się wysługiwać.

Komentarze

Popularne posty z tego bloga

Zgon fanatyczki

Współwinni

Biały fosfor