Świętuj z inflacją

Serfując po Facebooku (podejrzewam, że na innych portalach społecznościowych, z których nie korzystam, jest podobnie), można zauważyć, iż coraz więcej osób deklaruje, że w zasadzie zrezygnuje z obchodzenia tegorocznej Wielkanocy. Powody wynikać mogą ze światopoglądu, na przykład niewyznawania religii czczącej zmartwychwstanie Chrystusa, ale bez większych trudności znajdziemy takie deklaracje, które za powód podają inflację. Ceny podstawowych artykułów spożywczych skoczyły w górę tak bardzo, że wielu sposób osób obywatelskich Polski na świętowanie zwyczajnie nie stać. Ot, spożyją żurek i trochę tradycyjnych potraw wchodzących w skład święconki, lecz nie wiadomo jak obfitych obiadów nie będzie. Zakupy zostaną ograniczone.

Cóż, sam snuję podobne plany, w dobie szalejącej niczym Joker po środkach pobudzających inflacji nie zamierzam nabywać specjalnie dużo. Zwłaszcza, że jeszcze na studiach nauczyłem się nie kupować więcej jedzenia, niż zdołam spożyć. Oszczędzam zresztą, nabywając to, co jest mi rzeczywiście potrzebne. Poza tym, i tak nie robiłbym jakichś większych zakupów; świętowanie nie kojarzy mi się z obżarstwem, lecz z miłym spędzeniem czasu.

W pełni oczywiście rozumiem ból osób, które inflacja zmusiła do rezygnacji w tym roku z licznych wielkanocnych przyjemności. Dla kogoś fakt, że z powodu zbyt wysokich cen nie może sprawić radości sobie ani bliskim, może być dramatem. Święta są przecież po to, abyśmy się odstresowali, oderwali od codziennej rutyny, w tym i trudności oraz niepokoju. A tymczasem znów boli nas, że mimo zaharowania nie mamy środków na najpotrzebniejsze rzeczy, nie wspominając o świątecznej radości. W dni wolne od pracy strach o jutro nawet nie zostaje przyćmiony; przeciwnie, ceny pustoszące nam portfele stale go powiększają.

Wysoka inflacja jest obecnie problemem większości państw kapitalistycznych. Stanowi ona jeden z licznych symptomów, iż nieludzi ów, nieracjonalny system popadł w kolejny kryzys, spotęgowany między innymi pandemią COVID-19, a ściślej rzecz ujmując, sposobami walki z nią. Inną przyczyną jest oczywiście wojna rosyjsko-ukraińska i wywołane nią spekulacje cenowe, na rynku paliw chociażby.

W Polsce wszelako nie-rządzące Bezprawie i Niesprawiedliwość, rękoma Glapińskiego, od dawna prowadziło politykę proinflacyjną, toteż wzrost cen nastąpił u nas wcześniej i był bardziej dotkliwy niż w innych krajach europejskich (zwłaszcza, że niebogate z nas społeczeństwo). Mimo doraźnych, i często niestety iluzorycznych, środków niby-zaradczych, takich jak niefunkcjonująca już tarcza antyinflacyjna, zbyt wysokie i stale rosnące ceny wiele osób – pracowników, emerytów, rencistów – doprowadziły na skraj ubóstwa, a często wręcz do nędzy, pozbawiając środków do życia. Znam to z własnego doświadczenia.

Rzecz jasna, inflacja służy kapitalistom. Jest sposobem, by odebrać pracownikom pieniądze, które trafiają na powrót do kapitalistycznych kieszeni, czyli metodą nieformalnego wprawdzie, lecz faktycznego zmniejszenia zarobków, a zatem zwielokrotnienie wyzysku. Doprowadzając zatem do wzrostu cen, PiS-owcy, jako prawicowcy z krwi i kości, wysługiwali się prywatnym właścicielom środków produkcji, czyli klasie pasożytniczo-wyzyskującej.

Z drugiej strony, nieopanowana, galopująca inflacja jest symptomem kryzysu kapitalizmu, pokazuje bowiem, iż mechanizmy samoregulacji (rzekomej?) owego systemu zawiodły. Na kształtowanie się cen przestają mieć wpływ popyt i podaż, zyskują za to spekulacje. Oczywiście, dla kapitalistów kryzys ów nie oznacza tragedii; przeciwnie, czepią z niego jeszcze większe zyski. Mowa o właścicielach tudzież udziałowcach największych koncernów i korporacji, gdyż osoby prowadzące małe i średnie firmy (przedsiębiorcy) na skutek galopującej inflacji, zwłaszcza podwyżek cen podstawowych mediów czy materiałów, mogą wręcz zbankrutować.

A tymczasem zbliża się Wielkanoc. Dla wielu osób z pustym stołem. I to jest prawdziwa tragedia kapitalizmu, którego patologie w (k)raju nad Wisłą pogłębia jeszcze polityka Bezprawia i Niesprawiedliwości.

Zupełnie serio zastanawiam się, u ilu ludzi ten pusty – z inflacyjnej konieczności – świąteczny stół wywoła rozpacz, załamanie psychiczne, może nawet próbę samobójczą…? Obawiam się, że niejeden taki przypadek będzie.

Niestety, warunki bytowe jak najbardziej doprowadzić mogą do depresji i zrujnowania zdrowia psychicznego (wiem coś o tym), a to z kolei łatwo przekłada się na zamach na własne życie. Sytuację pogarszają świąteczne reklamy, bezwyjątkowo pokazujące dobrobyt, obfitość, uśmiechy, szczęśliwe rodzinne grono… U osób z depresją mogą one wywołać pogorszenie stanu zdrowia, niejednokrotnie tragiczne w skutkach.

Kapitalizm jako system zabija, i to masowo. Prawicowi politycy zabijają również. Jedną z metod tejże zbrodni jest inflacja. W okresie świątecznym widać to bardzo wyraźnie… tylko trzeba chcieć patrzeć.

Komentarze

Popularne posty z tego bloga

Zgon fanatyczki

Współwinni

Biały fosfor