Protest księgarzy

Majówkowo będzie w przyszłym tygodniu, a dziś o proteście, którym polskie media, jak sądzę, średnio się zainteresują (jeżeli w ogóle), bo i po co? Rzecz dotyczy wszak nie gigantycznych korporacji, lecz małych i średnich przedsiębiorstw, do tego działających w dziedzinie – o zgrozo! (nie kpię!) – coraz bardziej niszowej. Ani nie grup zawodowych, na które prokapitalistyczne ośrodki propagandowe mogłyby pomstować, nastawiając przeciwko nim resztę proletariatu, takie jak: górnicy, stoczniowcy, lekarze, nauczyciele, itd.

Kto zatem rozpoczął działa protestacyjne? Stowarzyszenie Księgarzy Polskich. Przeciwko czemu? Ano, przeciwko pogarszającej się sytuacji niezależnych, autorskich księgarń w (k)raju nad Wisłą. Bo faktycznie jest z nimi niewesoło, i to nie od wczoraj, lecz od lat.

Księgarze sygnalizują (nie po raz pierwszy zresztą, bo w poprzednich latach też podnosili byli tę kwestię), że brak w naszym prawodawstwie – czyli zbiorze w większości badziewnych ustaw napisanych i uchwalonych przez prawicowych kretynów pod kierunkiem kapitalistycznych lobbystów, nie oszukujmy się – brakuje odpowiednich przepisów, co przyczynia się do psucia polskiego rynku książki. Fakt bowiem, iż nie ma dobrych regulacji, sprawia, że większe szanse rozwojowe mają dużych sieci, toteż z palcem w odbycie wygrywają one starcie z małymi, niezależnymi firmami. Więcej – i cokolwiek ogólniej – o tym będzie dalej.

Stowarzyszenie Księgarzy Polskich wymienia następujące kwestie, z którymi, ich zdaniem, polski rynek książki się zmaga:

1) monopolizacja – a w zasadzie oligopolizacja, gdyż rynek zdominowany jest przez kilka wielkich sieci;

2) zakaz dystrybucji niektórych pozycji w jednych księgarniach, a sprzedaż tylko w wybranych;

3) zmiana zasad sprzedaży książek do księgarń stacjonarnych, dokonywana przez firmy skupiające w jednej spółce wydawnictwa, hurtownie, sieć księgarń, platformę sprzedażową.

Księgarze piszą również o zmniejszeniu rabatu dla małych księgarń, co oczywiście faworyzuje większe sieci kosztem małych, niezależnych przedsiębiorstw.

Jeśli chodzi o punkt 2), to szczerze przyznam, że nie wiedziałem o takiej praktyce. Rzecz jasna patologicznej, jak wszystkie kwestie, podnoszone przez Stowarzyszenie Księgarzy Polskich.

Tyle, że – i tu przechodzimy do clou sprawy – są to patologie stuprocentowo naturalne dla nieludzkiego systemu kapitalistycznego, wynikające prościuteńko z jego natury oraz stanowiące jego nieodłączny element. To po prostu efekty tak opiewanej przez kapitalistycznych propagandystów „wolnej konkurencji”. Która prowadzi tylko do tego, że dominację na danym rynku zdobywa najsilniejszy (monopol) lub grupa najsilniejszych (oligopol) podmiotów gospodarczych, mniejsze zaś firmy zostają albo zepchnięte do niszy, w jaką wielkim graczom nie opłaca się wchodzić, albo wchłonięte przez owych wielkich, albo też doprowadzone przez nich do bankructwa. Innymi słowy, większy kapitał wypiera mniejszy.

Przy czym wielcy gracze zwyciężają nie dlatego, że mają najlepszą ofertę dla klientów (tu kapitalistyczna propaganda również rozmija się z prawdą), lecz z tej przyczyny, iż są bogatsi niż mali… już na starcie. Bo zaraz na początku swojej działalności otrzymali ogromne dotacje od państwa (jak myślicie, z czego wzięła się potęga amerykańskich koncernów i korporacji, chociażby z branży IT? Opowiastki o genialnych studentach czy garażowych wynalazcach możecie sobie między bajki włożyć). Bo założyli je ludzi, którzy już wcześniej dysponowali gigantycznym majątkiem, przejętym np. w drodze dziedziczenia, i teraz chcą go po prostu zwiększyć. Bo przynależą lub wywodzą się z silnych grup kapitałowych. I tak dalej.

Co do wielkich sieci handlowych, w tym księgarskich, dysponują one możliwością już to otwierania licznych stacjonarnych punktów sprzedaży w całym kraju – i to niejednym – już to rozkręcania prężnej sprzedaży internetowej. O środkach, jakie przeznaczają na reklamę i promocję, małe firmy nie mogą nawet marzyć. Do tego ogromne sieci mają takie obroty, że aby je zwiększyć, mogą swobodnie spekulować cenami dystrybuowanych produktów, czyli na przykład je zaniżać, na co mniejsi konkurenci nie są w stanie sobie pozwolić. No, a kiedy państwowe czy międzynarodowe prawo antymonopolowe jest słabe lub żadne, dochodzi jeszcze do niezdrowych praktyk, takich jak te, o których wspominają polscy księgarze.

I nie chodzi mi tutaj o nawoływanie do bojkotu Empiku, Bonito czy innych sieci. Nie, sam korzystam z ich usług. Tyle, że należy w Polsce wprowadzić takie regulacje, które zakażą stosowania nieuczciwych praktyk konkurencyjnych – wymienionych wyżej w punktach 2) i 3) oraz sprawy z tym rabatem – dzięki czemu spowolnią wypieranie małych księgarń przez wielkie sieci. Całkowicie tego procesu zatrzymać ani zlikwidować się nie da, przynajmniej, dopóki istnieje kapitalizm. Ale niechże ta konkurencja stanie się choć trochę uczciwsza.

Komentarze

Popularne posty z tego bloga

Zgon fanatyczki

Współwinni

Biały fosfor