Aby nie zmarnować

Z powodu inflacji (niedawno o tym pisałem) wiele osób zamierza zrobić mniejsze zakupy świąteczne niż w latach poprzednich. Są wśród nich i ludzie, z którymi bezpośrednio rozmawiam. Ja również postaram się ograniczyć wydatki na żarcie; zresztą, oszczędzać na jedzeniu nauczyłem się jeszcze w najlepszym okresie życia, czyli na studiach. Wszelako inflacja inflacją, ale odkąd rozwinęła się u mnie jaka taka świadomość, nabywanie więcej żywności, niż zdołam przejść, wydaje mi się bezsensowne, toteż ani w święta, ani w dni powszednie tego nie robię.

Jednakowoż w polskiej (i zapewne nie tylko) kulturze jest tradycja wystawnych świąt. Nawet, jeśli ograniczamy (na ile to możliwe, rzecz jasna) wydatki, to i tak mamy wdrukowane w umysły, że trzeba nabyć więcej jedzenia, napojów i im podobnych produktów niż w pozostałe dni roku, a jeżeli nie więcej, to przynajmniej lepszej jakości. To w sumie logiczne; święta są wszak po to, by sobie odpocząć, ale też nacieszyć się życiem, chociażby lepszymi potrawami na stole.

I tutaj pojawiają się kapitaliści, prywatni właściciele środków produkcji oraz dystrybucji, chcący nam sprzedać swoje towary, jak najwięcej, za jak najwyższe kwoty. W tym celu z pomocą rozmaitych technik reklamowo-manipulacyjnych (marketingowcy koncernów i korporacji mają świetnie opanowana zasady psychologii społecznej) rozbudzają u klientów/konsumentów (czyli u nas) głód nie tyle nawet konsumpcji, ile posiadania. Święta – wszystkie! – stanowią idealną po temu okazję.

A to więc namawiani jesteśmy, by sprawić bliskim radość – nie swoją obecnością wszelako czy zachowaniem, lecz kupnem czegoś kosztownego – a to wmawia się nam, że musimy zjeść/wypić takie lub inne dania/napoje (koniecznie tej firmy, gdyż bije na głowę konkurencję), a to otrzymujemy mniej bądź bardziej czytelny przekaz, iż bez kupienia oferowanego/wciskanego towaru nasze święta nie będą udane, my zaś sami szczęścia nie zaznamy.

W kapitalizmie dni świąteczne mają nierozerwalnie wiązać się nie z odpoczynkiem, relaksem, oderwaniem od codziennej rutyny, lecz komercją. Kapitaliści czerpią z niej wszak swoje dochody.

Nie zrozumcie mnie źle; nie uważam, że robienie świątecznych zakupów to coś złego. Problem w tym, że często (nawet w dobie inflacji, mimo iż chcemy oszczędzać) kapitalistyczny przekaz, jawny oraz podprogowy, czyni z nas marionetki bezwolnie nabywające to, co się nam podstawi. Z reguły wydajmy na to więcej pieniędzy, niż planowaliśmy, a w naszym domu przybywa towarów, które potrzebne nam nie są, zwłaszcza żywności, jakiej nie damy rady spożyć, ubrań, które włożymy raz, a potem wylądują w szafie, itd. Końcowym efektem będzie to, że dania, które nie trafią do naszych żołądków, wywalimy na śmietnik, wraz z folią, plastikiem i innymi tego typu substancjami.

Nie dość zatem, że napełnimy konta klasom pasożytniczo-wyzyskującym, opróżniając własne, to pozbawimy żywności ludzi, którzy potrzebują jej o wiele bardziej niźli my, a do tego wszystkiego zwiększymy i tak przerażającą skalę zanieczyszczenia planety.

Toteż podczas świątecznych zakupów myślmy. Nie nabywajmy wszystkiego, co błyszczy, jest zachwalane w reklamie albo oznaczone zostało promocyjną ceną (i tak wyższą niż wcześniej). Kupmy to, co lubimy i czego naprawdę potrzebujemy, nie po to, aby się przed kimś pokazać, lecz aby zrobić przyjemność sobie (bo od tego przecież są święta). A będziemy zadowoleni, gdyż nic nie zmarnujemy i nie wywalimy na śmiecie, nie zestresujemy się nadmiernie, przyrządzając potrawy, jakich nie zmieścimy w żołądkach, no i w portfelu/na koncie zostaną nam jeszcze jakieś pieniądze.

Komentarze

Popularne posty z tego bloga

Zgon fanatyczki

Współwinni

Biały fosfor