Szarlataneria i kapitalizm

Wydawałoby się, że postęp naukowy i technologiczny doprowadzi do ostatecznego triumfu rozumu ludzkiego, a ściślej rzecz ujmując – racjonalizmu. Jeszcze nie tak dawno temu sądzono, że przesądy (nie mylić z religiami i filozofiami egzystencjalnymi), szarlataneria i ciemnota całkowicie przejdą do historii, zastąpione przez naukowe poznanie i oświeconą myśl. Na gruncie polskim takie nadzieje, przynajmniej przez pewien czas, żywił Stanisław Lem (nie tylko wspaniały pisarz, ale i wielki filozof), co da się wyczytać z niektórych jego powieści i opowiadań science-fiction (oczywiście w dojrzalszym okresie swojej twórczości Lem zaczął skupiać się na ograniczeniach rozumu i racjonalizmu, wynikających chociażby z uwarunkowania biologicznego i kulturowego naszego gatunku, niemożności poznania czegoś, co jest od nas całkowicie różne, czy też z wewnętrznych sprzeczności występujących w ludzkiej naturze; aczkolwiek pamiętać trzeba, iż dojrzały racjonalizm zakłada akceptację rozumowych ograniczeń i wad).
Gdzież tam! Dobiega końca druga dekada XXI wieku, rozliczne dyscypliny naukowe rozwinęły się tak, że codziennie dokonywanych jest ileś tam odkryć, ze względu na specjalizację poszczególnych dziedzin zrozumiałych jednak dla wąskiego grona ekspertów, technologia rozwija się nieustannie – już kilkumiesięczne urządzenia uznać można za przestarzałe… a szarlataneria i przesądy, o zwyczajnej ciemnocie i ignorancji nie wspominając, mają się świetnie.
Przykładowo, w Polsce przybywa ludzi wierzących, iż Ziemia jest płaska (a Australia nie istnieje; to tylko spisek NASA), epilepsję wywołują demony (poważnie, wierzy w to nawet spory odsetek nauczycieli!), demonologię studiuje się na co najmniej jednym uniwersytecie (i bynajmniej nie chodzi tu o analizowanie postaci demonów czy zjawiska demonizmu w tekstach literackich i innych dziełach kultury; nie, takie studia, jak wynika z programu, uznają istnienie demonów za jak najbardziej realne), szczepionki powodują autyzm, a niejaki Putin Władimir Władimirowicz strącił pewien samolot w Smoleńsku…
Są to oczywiście przykłady skrajne, a samo zjawisko ciemnoty i przesądów ma się wspaniale na całym świecie, także w państwach stojących na najwyższym stopniu rozwoju technologicznego czy gospodarczego; ot, choćby wielu mieszkańców USA (i nie tylko!) jest święcie przekonanych, iż światem rządzą jaszczurowaci kosmici, potrafiący zmieniać postać i wcielać się w polityków oraz celebrytów; wyznawcy tej „teorii” mają nawet jakąś nazwę dla tychże stworzeń i kręcą o nich filmy paradokumentalne.
Ciemnota, której rozwój nauki nie zlikwidował, to wszelako jednako, szarlataneria – to drugie. Otóż, szarlatanów mamy całą masę, wszyscy oni pasą się zaś na ludzkich nieszczęściach (np. chorobach), przysparzając przy tym zyski wielkiemu kapitałowi. I tak, z dzieciństwa pamiętam program telewizyjny Ręce, które leczą (oglądała to moja nieżyjąca już ciotka, której owe ręce nie wyleczyły). W audycjach telewizyjnych, internecie czy prasie bez trudu natknąć się można na wróżby czy horoskopy. To jednak nie jest szczególnie niebezpiecznie; ot, można kasę stracić na kupnie takiej wieszczby.
Niestety, w pierwszej lepszej gazecie kolorowej, podobnie zresztą jak w telewizji czy w Sieci, zamieszczane są reklamy cudownych leków na różne przypadłości, od wymyślonych (np. medykament leczący „zespół niespokojnych nóg”), po istniejące i poważne. Chociażby reklama cudownego, przynoszącego natychmiastową poprawę, specyfiku na miażdżycę; wedle podanych „informacji”, wynalazł go jakiś tam lekarz z USA czy skądś tam, badania (nie podano oczywiście, jaki ośrodek je przeprowadził) wykazały cudowność działania, natomiast „pacjenci” potwierdzają, że po zażyciu dwóch tabletek poważne, było nie było, schorzenie ustąpiło całkowicie. Wystarczy tylko zadzwonić pod taki a taki numer lub napisać pod taki a taki adres, i szybciutko przyślą paczuszkę, kosztującą rzecz jasna słono.
Podobnie jak znachorstwo (nie mylić z dobrze pojętą medycyną naturalną) czy sprzedaż podczas prezentacji odkurzacza w cenie niezłego samochodu używanego, który ma pozbywać się roztoczy, mamy tu do czynienia z szarlatanerią w najczystszej postaci – pod naukowym, a raczej pseudonaukowym przykryciem przemyca się treści kompletnie fałszywe, wręcz szkodliwe. „Cudowny lek” nie wyleczy ani miażdżycy, ani niczego innego, można się za to poważnie nim zatruć. „Cudowny pas ortopedyczny”, podłączany do prądu, też nie pomoże na bóle stawów ani mięśni, może za to użytkownika poparzyć lub porazić elektrycznością. Od „cudownej pościeli”, kupionej za ciężkie pieniądze na prezentacji prowadzonej przez takiego miłego pana albo śliczną panią, alergia nie minie; dobrze, jeśli nie rozwinie się nowa… „Cudowny odkurzacz” odkurza identycznie jak niecudowny, z tym, że kosztuje kilka-kilkanaście razy więcej, a jak się zepsuje, to gwarancja nie obowiązuje, zaś serwisu nie ma. I tak dalej.
Rozliczni szarlatani, przede wszystkim producenci i sprzedawcy różnych tandetnych bądź nawet szkodliwych dóbr, w dobie ogromnego postępu naukowego i technologicznego wciskają ludziom kit, korzystając z niewiedzy, zaufania do autorytetów czy też po prostu nieumiejętności weryfikowania informacji u potencjalnych klientów. Którzy to klienci tym łatwiej uwierzą w bzdurę i za nią zapłacą, im cięższe nieszczęście na nich spadnie (np. poważna choroba). Na identycznej zasadzie działają rozmaici wróżbici.
Wszystko, ma się rozumieć, dla zysku, i to ogromnego. W kapitalizmie absolutnie każda forma działalności przynosić powinna zysk, trafiający, jak wiemy, do portfeli i na konta prywatnych właścicieli środków produkcji. A że szarlatanerię w XXI wieku na całym świecie produkuje się masowo, to i zyski zajmujących się tym kapitalistów małe z pewnością nie są…

Komentarze

Popularne posty z tego bloga

Zgon fanatyczki

Współwinni

Biały fosfor