Bizneswoman z mopem
Hol
w siedzibie wielkiej korporacji, instytucji publicznej, uczelni,
szpitala – wszystko jedno. Ważne, że podłoga lśni, gdyż nad
tymże lśnieniem pracują panie konserwatorki powierzchni płaskich,
zwane też (bez pogardy) sprzątaczkami. Każda z nich musi się
nieźle naharować, a zarobki są niewielkie, po zapłaceniu
comiesięcznej składki na ZUS niewiele zostaje. Składkę wszelako
muszą zapłacić, ponieważ taki obowiązek spoczywa na osobach
prowadzących jednoosobową działalność gospodarczą. Czyli
również na naszych przykładowych sprzątaczkach, które wynajęta
w ramach outsourcingu firma zajmująca się czyszczeniem, owszem,
zatrudniła, ale pod warunkiem założenia przez nie własnej
działalności – a w zasadzie, nie tyle zatrudniła, ile zawarła z
nimi kontrakt lub umowę-zlecenie.
Tak
zwane samozatrudnienie jest w kapitalistycznej Polsce coraz
powszechniejszą patologią, zarazą degenerującą nasz rynek pracy,
powodującą rozrost biedy i służącą nieuczciwym kapitalistom,
pasożytującym na cudzym wysiłku. Problem ów dotyczy nie tylko
sprzątaczek, ale też wielu innych grup zawodowych: kierowców,
dziennikarzy, pracowników umysłowych, lekarzy (prawdopodobnie
również tego, który niedawno zmarł z przepracowania), itd. Są
zawody, uprawianie których łączy się z ustawowym obowiązkiem
założenia własnej firmy, np. agent ubezpieczeniowy. Są też
sytuację, kiedy taką jednoosobową działalność dobrze jest
prowadzić, np. gdy jest się twórcą lub artystą, ma się warsztat
samochodowy, pracownię krawiecką lub uprawia się inny typ
rzemiosła. Ale przybywa, niestety, kapitalistów, którzy wręcz
zmuszają (grożąc zwolnieniami) pracowników do zakładania
własnych firm. Co jest oczywiście formą wyzysku, i to jedną z
paskudniejszych.
Jaki
jest tego cel? Główne są trzy. Pierwszy to przerzucenie na
pracownika kosztów pracy (przede wszystkim składek na ZUS, ale też
chociażby konieczności zakupu sprzętu, dojazdów, itd.). Koszta
pracy związane z ubezpieczeniami społecznymi w (k)raju nad Wisłą
są jednymi z najniższych w Unii Europejskiej, lecz kapitaliści –
w każdym razie, ci nieuczciwi – i tak chcą na nich oszczędzać,
zrzucając je właśnie na zatrudniane osoby. A dla firmy
jednoosobowej, jeśli uzyskuje niskie dochody, ponad 1300 zł
miesięcznie do zapłacenia to kwota zabójcza (niższy ZUS premiera
Morawieckiego to fikcja).
No
właśnie, dochody – tu dochodzimy do celu drugiego. Otóż,
pracownikowi zatrudnionemu na etacie, a nawet na niektórych typach
umów cywilnoprawnych, przysługuje minimalne wynagrodzenie. Osoba na
samozatrudnieniu uzyska tyle, ile sobie wypracuje, czyli w przypadku,
gdy działalność jest wymuszona, tyle, ile „łaskawy” pan
kapitalista raczy zapłacić. Takiemu „przedsiębiorcy” na
kontrakcie można więc płacić marne grosze lub zgoła nic; nie
zaprotestuje, bo formalnie nie ma jak, skoro w świetle prawa sam
jest swoim pracodawcą – musiałby strajkować przeciwko sobie;
jeśli zaś się stawia, szef kontraktującej jego usługi firmy może
po prostu kontrakt zerwać. Mówiąc krótko, wymuszone
samozatrudnienie umożliwia praktyczne nieograniczoną możliwość
wyzyskiwania pracownika… jak również nieograniczoną możliwość
jego eksploatowania.
I
to jest kapitalistyczny cel numer trzy – osoby prowadzącej
jednoosobową działalność gospodarczą nie obowiązuje ustawowy
czas pracy (chyba, że akurat uprawiają działalność obwarowaną
takimi przepisami, np. kierowca tira). Czyli taki „samozatrudniony”
pracownik może się zaharować na śmierć, gwoli oczywiście
przysparzania zysków panu kapitaliście, musi też być na każde
jego zawołanie. Inaczej kontrakt zostanie zerwany…
Jasne,
jednoosobowa działalność gospodarcza sama w sobie nie jest zła.
Taka forma pracy jest dobra w sytuacji, kiedy nie jest przez nikogo
wymuszona, czyli gdy obywatel zakłada firmę z własnej woli,
kierując się własnym interesem. I kiedy samozatrudnienie jest dla
niego finansowo korzystne. Patologią polskiego kapitalizmu jest
nadużywanie tego rozwiązania, czyli zmuszanie pracowników do
zakładania swoich firm przez nieuczciwych kapitalistów.
Politycy
różnych opcji w okresie kampanii wyborczej obiecują małym i
średnim przedsiębiorcom coraz to nowe ulgi. I dobrze, bo
prowadzenie tego typu przedsiębiorstw, oczywiście, kiedy zakładane
są one dobrowolnie, należy ludziom ułatwiać. Nasi kochani
rządzący powinni się jednak zająć uniemożliwieniem wymuszania
samozatrudnienia przez prywatnych właścicieli środków produkcji.
Czyli po prostu zakazem zmuszania pracowników do zakładania przez
nich jednoosobowych firm, jeśli nie jest to dla tychże pracowników
korzystne lub nie wymagają tego przepisy prawne.
Komentarze
Prześlij komentarz