Polska Rzeczpospolita Samobójcza
Smutkiem
napawają dane dotyczące samobójstw, publikowane każdego roku
przez Światową Organizację Zdrowia (WHO). Wskaźnik ten określa
liczbę zamachów na własne życie, przypadającą na 100 tys.
mieszkańców danego kraju. W kapitalistycznej Polsce wynosi on 18,5
– daje to niechlubne drugie miejsce wśród państw członkowskich
Unii Europejskiej; spośród unijnych obywateli częściej od nas
zabijają się tylko Litwini – ich wskaźnik wynosi aż 26,1.
Również drugie miejsce w ramach UE zajmuje (k)raj nad Wisłą,
jeśli chodzi o samobójstwa wśród nieletnich; tu prześcigają
nas, co ciekawe, Niemcy.
W
skali światowej mniej chętni od Polaków, by odebrać sobie życie,
są chociażby obywatele Zimbabwe (18), Rosjanie (17,9) czy Ukraińcy
(16,6 – bardzo nisko, biorąc pod uwagę sytuację ekonomiczną i
polityczną ich państwa). Wyższy niż w Polsce wskaźnik samobójstw
zarejestrowano przykładowo na Białorusi (19) oraz w RPA (19,6). Tak
czy owak, sytuacja nad Wisłą nie wygląda pod tym względem wesoło.
Jest
to ponury skutek nie tylko Dojnej Zmiany, ale też ogólnie tego, co
stało się w naszym państwie po 1989 roku, zwłaszcza zaś
transformacji gospodarczej, polegającej na budowie nieludzkiego
systemu kapitalistycznego w jego zdziczałej, neoliberalnej wersji,
co poskutkowało pauperyzacją większej części społeczeństwa,
bezrobociem, odebraniem młodym Polakom perspektyw rozwojowych, plagą
umów śmieciowych i nowych form niewolnictwa (z bezpłatnymi stażami
na czele), eurosieroctwem i innymi patologiami, stanowiącymi
nieodłączne elementy tego schorzałego systemu ekonomicznego.
Oczywiście
nie wszystkie samobójstwa mają przyczynę systemową. Są ludzie,
którzy odbierają sobie życie (lub przynajmniej próbują) z powodu
zawodu miłosnego (straszna głupota, moim zdaniem) albo ciężkiej,
nieuleczalnej choroby, powodującej niemożliwe do wytrzymania
cierpienie (a to już logiczny powód, by skrócić sobie męki).
Niemniej jednak, najczęściej próby samobójcze podejmują w Polsce
mężczyźni po czterdziestce, którzy stracili pracę, a wraz z nią
źródło utrzymania, i mają problem ze znalezieniem nowej. Do
takiego desperackiego kroku prowadzić też może depresja. I znów,
nie każdy przypadek tej choroby bierze się z przyczyn systemowych,
ale wiele – owszem. Bardzo łatwo można zapaść na depresję z
powodu przepracowania (sam znam takiego człowieka; tak, miał myśli
samobójcze), a pamiętać trzeba, że po Koreańczykach
Południowych, Rosjanach, Meksykanach i Grekach jesteśmy najbardziej
przepracowanym i przemęczonym społeczeństwem świata… oraz
jednym z najmniej zarabiających.
Ciężka
harówa, praktycznie bez możliwości odpoczynku, nisko opłacona i
bez widoku na poprawę sytuacji rzeczywiście może rodzić chęć
odebrania sobie życia, podobnie jak długotrwałe bezrobocie;
podobnie jak w przypadku ciężkiej choroby, takie podstawy decyzji o
zakończeniu swej egzystencji uważam za w pełni logiczne i
usprawiedliwione. A to wszystko są skutki istnienia kapitalizmu!
Coraz
poważniejszym problemem (k)raju nad Wisłą są też próby
samobójcze wśród dzieci i młodzieży; najmłodszy polski
samobójca miał… osiem lat. Tu też przyczyny są różne, ale i
wśród nieletnich obywateli Polski coraz częściej diagnozuje się
– tak, jak u dorosłych – syndrom wypalenia, który prowadzić
może do różnych desperackich kroków. Dzieci i młodzież
odczuwają również samotność, wywołaną już to migracją
zarobkową, już to przepracowaniem rodziców, a i typowe dla
kapitalizmu poczucie braku perspektyw rozwojowych (nawet, jeśli
nieuświadomione) u nich narasta…
W
kapitalistycznej Polsce – będącej nadto państwem bandyckim,
które bardzo chętnie zdziera z obywateli pieniądze, ale nader
niechętnie tworzy sprawne systemu pomagające tymże obywatelom –
po prostu żyje się ciężko. Człowiek najpierw uczy się, w
młodości ładowany jest propagandowymi nadziejami na fajne życie…
a kiedy wchodzi na rynek pracy, przeżywa gorzkie rozczarowanie. Albo
nie może znaleźć roboty, albo, gdy już ją znajdzie, musi dawać
z siebie wszystko, nie oczekując niczego w zamian. Ma wypruć sobie
żyły, doprowadzić swoje zdrowie fizyczne i psychiczne do ruiny…
a dochód z jego pracy zgarną kapitaliści, którzy robotnikowi
rzucą co najwyżej jakieś ochłapy, i to w przypływie dobrej woli.
W innych państwach kapitalistycznych dzieje się podobnie, przy czym
w niektórych ocalała jakaś redystrybucja dochodu w postaci
świadczeń socjalnych, ułatwiających życie, a więc redukujących
chęć jego przerwania.
Przemęczenie,
niskie zarobki i brak stabilizacji życiowej, połączone z poczuciem
beznadziei, sprawiają, że powieszenie się, skoczenie z mostu,
podcięcie sobie żył i tym podobne, desperackie kroki faktycznie
wydają się zaiste nęcącą perspektywą, a w każdym razie,
jedynym pewnym sposobem na skrócenie sobie mąk. Tak myśli coraz
więcej coraz młodszych Polaków, a ich krew spada na autorów
transformacji gospodarczej, zafundowanej nam po 1989 roku.
Komentarze
Prześlij komentarz