Radość lokaja

No i zakończyła się jankeska konferencja anty-irańska, zorganizowana w Warszawie, a przynajmniej jej oficjalna część.
W sumie niespodzianek nie było: USA, Izrael i Arabia Saudyjska (w Warszawie gościł realnie rządzący nią książę, na rozkaz którego porąbano na kawałki dziennikarza, a także ścina się na oczach dzieci głowy matkom wyznającym szyizm), do spółki z grupą przekabaconych państw, uznała Iran za „zagrożenie”, a premier Izraela, Binjamin Netanjahu, wprost groził mu wojną (dowodząc, że nie zna historii; Iran to wszak Persja, a to król perski Cyrus, podbiwszy Babilon, wypuścił stamtąd niedobitki Izraelitów, bez czego na świecie nie byłoby Żydów). Oraz obraził gospodarzy, mówiąc o polskich uczestnikach Holocaustu (owszem, byli i tacy, chociażby Narodowe Siły Zbrojne oraz szmalcownicy, ale wypadałoby też, panie premierze, wspomnieć o Sprawiedliwych Wśród Narodów Świata, w tym zwłaszcza tych Polakach, których za pomaganie Żydom hitlerowcy bezlitośnie mordowali).
Czy wojna z Iranem wybuchnie, czy też nie – trudno orzec, wątpliwie wszak, by feralna owa konferencja przyczyniła się do pokoju na Biskim Wschodzie; raczej doprowadzi do wzrostu napięcia, tym bardziej, że Iran wspierają Rosja i Turcja (ciekawe, czy wystąpi ona z NATO?), a i Chinom nie w smak, by się tam Jankesi wtryniali, z tego choćby względu, ze Chińczycy chcą w Iranie inwestować.
Właśnie chiński biznes, obok niemieckiego, może okazać się beneficjentem tegoż warszawskiego spotkania. A to z tej przyczyny, iż władze w Teheranie mogą, w ramach retorsji za zorganizowanie wymierzonej w swój kraj hucpy, wywalić działających w Iranie polskich przedsiębiorców, których kontrakty przejąć zamierzają właśnie Chińczycy i Niemcy.
Polska, co zresztą zaznaczyłem w poprzedniej notce poświęconej tejże konferencji, na pewno straci. Gospodarczo (jak widać na powyższym przykładzie) i politycznie. Politycznie, bo wysługując się Jankesom, stanęliśmy okoniem wobec pokojowej i dążącej do realizacji zawartego porozumienia atomowego polityki Unii Europejskiej. Nasza pozycja wśród państw członkowskich UE znów więc spadła, ponownie też wyszliśmy na konia trojańskiego USA, ich dominium i bezmyślnego wykonawcę poleceń. O tym, że pogorszą się nasze stosunki i polityczne, i gospodarcze (czyli dalsze straty) nie tylko z Iranem, ale też z Rosją oraz Chinami, wspominać nawet nie warto.
No, ale usłyszeliśmy kilka miłych (i straszliwie obłudnych) słów od amerykańskiego wiceprezydenta i jego małżonki, na temat „braterstwa broni”. Amerykanie wcisnęli nam też umowę na zakup systemu rakietowego, który będzie w stanie w razie wojny obronić pewien wycinek terytorium Polski… przez kilkanaście minut, bo tyle zajmie wystrzelenie pocisków, jakie „sojusznik” nam sprzeda. Poza tym, transakcja owa jest dla (k)raju nad Wisłą wyjątkowo niekorzystna, bo nie wiąże się z żadnym offsetem. Po prostu zabulimy za stosunkowo niewielką ilość jankeskiego złomu, i tyle.
Mówiąc krótko, ogólny bilans tejże imprezy jest dla Polski minusowy, zarówno w kwestii wizerunkowej, jak też politycznej, gospodarczej i wojskowej.
No, ale postsolidarnościowa prawica ustawiła nasze państwo w roli jankeskiego lokaja, który to lokaj właśnie bardzo się cieszy, że „łaskawy pan” zza Atlantyku wetkną mu kostkę cukru w zęby.

Komentarze

Popularne posty z tego bloga

Zgon fanatyczki

Współwinni

Biały fosfor