Dzień sprawiedliwości społecznej

Dziś mamy 20 lutego. Coś mi się wydaje, że głównonurtowe, czyli prawicowe i prokapitalistyczne media nie wspomną, iż jest to Światowy Dzień Sprawiedliwości Społecznej. A to dlatego, że zarówno prawicy, jak też kapitalizmowi (a w zasadzie kapitalistom) z ideą ową nie pod drodze; pełna realizacja naczelnej zasady (o czym za chwilę) sprawiedliwości społecznej stanowiłaby wszak koniec tego nieludzkiego systemu ekonomicznego.
Jak to zwykle bywa w przypadku szeroko pojętej humanistyki, nie ma jednej uniwersalnej definicji sprawiedliwości społecznej; to, jak ją określamy, uzależnione jest od naszego światopoglądu czy ideologii społeczno-politycznej, która jest nam bliska.
I tak, dla prawicowca (tu zbliżone poglądy mają faszyści, nacjonaliści i neoliberałowie) sprawiedliwe ze społecznego punktu widzenia będą niskie płace robotnika, a także zwalnianie najbogatszych obywateli, zwłaszcza kapitalistów – prywatnych właścicieli środków produkcji – z podatków, bo wówczas zaoszczędzone pieniądze przeznaczą oni na rozwój swoich firm, czyli m. in. na nowe miejsca pracy. Jest to kompletna bzdura, ponieważ dochody powstałe na skutek zmniejszenia stawek danin publicznych kapitaliści najczęściej przelewają na konta w rajach podatkowych albo lokują w spekulacjach finansowych, skutkiem czego realna gospodarka nic z tego nie ma. Z prawicowego punktu widzenia niesprawiedliwy jest za to interwencjonizm państwowy, bowiem jakoby zaburza działanie wolnego rynku, czyli przeszkadza bogatym burżujom jeszcze się wzbogacać, pasożytując na ciężkiej harówie reszty obywateli, rzecz jasna.
Lewicowcy z kolei twierdzą – i mają rację – że sprawiedliwym jest dobrobyt dla wszystkich członków danego społeczeństwa, a nie dla nielicznych klas/warstw uprzywilejowanych. Oznacza to, że z lewicowego punktu widzenia państwo, realizując zasadę sprawiedliwości społecznej, prowadzić ma aktywną politykę w sferze gospodarczej, zmierzającą do niwelowania zjawisk: nędzy, nierówności dochodowych, niskich płac, niestabilnego zatrudnienia, bezrobocia, wyzysku i tym podobnych, naturalnych dla nieludzkiego systemu kapitalistycznego patologii. Sprawiedliwe zatem będzie, jeśli kapitaliści podzielą się zyskiem z produkcji z zatrudnianymi w swoich firmach robotnikami (tu świetną formą działalności gospodarczej są spółdzielnie), a także – poprzez wysokie podatki i skuteczną redystrybucję prowadzoną przez państwo – z ogółem obywateli. Realizacji tego służy progresywny system podatkowy, w którym obywatele mało- i średniozamożni są w stopniu niewielkim (lub zgoła zerowym) obciążeni daninami publicznymi, za to ci, co wykazują się największymi dochodami, płacą odpowiednio wysokie podatki, za które finansowana jest rozbudowana sfera usług publicznych, ułatwiających życie WSZYSTKIM obywatelom i sprawiających, że jest ono tańsze. Lewicowy sposób postrzegania sprawiedliwości społecznej zakłada też, że to gospodarka jest dla człowieka, a nie odwrotnie (jak twierdzą prawicowcy, wprawdzie przemycając tę myśl z reguły między wierszami), toteż praca powinna służyć człowiekowi, i to człowiek ją wykonujący powinien z niej czerpać dochód pozwalający na zaspokojenie swoich potrzeb. Ktoś powie, iż potrzeby rosną w miarę ich zaspokajania. Jest to prawda – i dlatego gospodarka powinna się rozwijać.
No i w tym miejscu dochodzimy do naczelnej, moim skromnym zdaniem, zasady sprawiedliwości społecznej: „Od każdego według jego możliwości, każdemu według jego potrzeb”. Czyli: każdy obywatel powinien mieć pracę możliwie zgodną ze swoimi kwalifikacjami, zainteresowaniami, umiejętnościami, itd., wynagrodzenie za którą musi być na tyle wysokie, żeby pracownik mógł nie tylko utrzymać siebie i rodzinę, ale też poczynić oszczędności. Jeżeli zaś ktoś z różnych przyczyn (np. wiek, stan zdrowia, brak konkretnych ofert pracy, itd.) nie może podjąć zatrudnienia, państwo winno pomóc mu w zaspokajaniu potrzeb; po coś w końcu płaci się podatki.
Warto też zaznaczyć, że to praca musi być podporządkowana człowiekowi, nie odwrotnie. Obecnie cały świat kapitalistyczny przypomina jeden wielki obóz pracy (zysk z której czerpią oczywiście kapitaliści), gdzie zdecydowana większość ludzkości podporządkowana jest – poprzez przymus ekonomiczny, zmuszający do podjęcia najlichszej choćby roboty – garstce posiadaczy kapitału. Stosunek ów jest właściwie niewolniczy, praca zaś nie służy wykonującemu ją człowiekowi, lecz jest narzędziem zniewalania go (identycznie było w stalinizmie, co stanowiło jedną z przyczyn, dla których system ów był ZAPRZECZENIEM KOMUNIZMU).
Toteż rozwój koncepcji sprawiedliwości społecznej i dążenie do realizacji zasady „Od każdego według jego możliwości, każdemu według jego potrzeb” powinny zakładać konieczność wyzwolenia ludzkości spod przymusu ekonomicznego (wedle wszelkiego prawdopodobieństwa będzie to niemożliwe bez zniesienia prywatnej własności środków produkcji, i z tej oto przyczyny w kapitalizmie o sprawiedliwości społecznej mówi się mało lub wypacza jej sens) i sprawieniu, by praca stała się jednym z narzędzi zaspokajania potrzeb wykonujących ją osób.
Nad tym, jak to zrobić, powinna zastanawiać się współczesna polityczna lewica.

Komentarze

Popularne posty z tego bloga

Zgon fanatyczki

Współwinni

Biały fosfor