Zapomniany dzień walki
Weekendowe
informacje medialne zdominowała (nie licząc, oczywiście, pedofilii
w Kościele katolickim) konwencja Bezprawia i Niesprawiedliwości,
podczas której niejaki Kaczyński Jarosław (ksywa Balbina), niejaki
Morawiecki Mateusz (ksywa Pinokio, aczkolwiek to dla tejże postaci
chyba obraźliwe; ciekawe, swoją drogą, czy premier nosi damską
bieliznę, niczym Pinokio z popularnego filmu animowanego?) i ich
pomagierzy zasypali Polaków załganymi obietnicami, niemającymi NIC
wspólnego z prawidłowo rozumianą polityką społeczną (którą
zresztą PiS przestało prowadzić po wdrożeniu 500 Plus, obniżeniu
wieku emerytalnego – i orżnięciu emerytów przy okazji – oraz
lekkim podwyższeniu płacy minimalnej). Nie będę się tym teraz
zajmował, sobotnią konwencję mafii/sekty rządzącej przeanalizuję
innym razem… o ile nie znajdę ważniejszego i ciekawszego tematu,
rzecz jasna. Dziś skupię się na tym, co również było w minioną
sobotę, a o czym większość mediów głównego nurtu solidarnie
milczała.
Mianowicie,
mieliśmy wtedy Ogólnopolski Dzień Walki z Depresją.
Depresja
– poważna choroba psychiczna, nie mylić z chwilowym dołkiem,
pogorszeniem nastroju! – jest jedną z plag naszych czasów, plagą
gnębiącą ludzkość. I coraz powszechniejszą, również w (k)raju
nad Wisłą.
Oczywiście,
jej przyczyny nie zawsze są systemowe. Część osób cierpiąca na
depresję zapadła na nią wskutek innej choroby, w tym jak
najbardziej fizycznej, czy też niepełnosprawności. Inni – z
powodu nieszczęścia, które się im przydarzyło, np. zawodu
miłosnego, wypadku, utraty bliskiej osoby, itd. Generalnie, u
różnych ludzi różne, bardzo różne czynniki mogą spowodować
wystąpienie depresji. Tych czysto systemowych, związanych z
patologiami kapitalizmu, ignorować zdecydowanie nie należy.
Otóż, zachorowaniu sprzyja długotrwałe bezrobocie, związany z nim stres (wbrew temu, co wciska nam załgana, neoliberalna propaganda, bezrobocie jest stanem ogromnie stresującym, który nie ma nic wspólnego z wylegiwaniem się w fotelu przez telewizorem… chyba, że taka nieruchawość jest skutkiem depresji) oraz związane z nim poczucie braku perspektyw życiowych, czyli beznadzieja po prostu. Przeglądając oferty pracy i nie mogąc znaleźć nic dla siebie, faktycznie można się załamać i zachorować na depresję.
Otóż, zachorowaniu sprzyja długotrwałe bezrobocie, związany z nim stres (wbrew temu, co wciska nam załgana, neoliberalna propaganda, bezrobocie jest stanem ogromnie stresującym, który nie ma nic wspólnego z wylegiwaniem się w fotelu przez telewizorem… chyba, że taka nieruchawość jest skutkiem depresji) oraz związane z nim poczucie braku perspektyw życiowych, czyli beznadzieja po prostu. Przeglądając oferty pracy i nie mogąc znaleźć nic dla siebie, faktycznie można się załamać i zachorować na depresję.
Sam
jednakowoż fakt, że ma się zatrudnienie, bynajmniej nie redukuje
zagrożenia. Zła, niedopasowana do naszych kompetencji,
zainteresowań i oczekiwać praca może jeszcze bardziej sprzyjać
depresji niż bezrobocie; wiem coś o tym, z własnego doświadczenia,
rzecz jasna. Jeśli bowiem tyramy w miejscu, którego nie lubimy (z
różnych przyczyn), czynności zawodowe są męczące i nie dają
nam satysfakcji, ciągle dostajemy nowe obowiązki, z których nie ma
jak się wywiązać, nadto zarobki nie pozwalają nam na normalne
utrzymanie, a czasem jeszcze trzeba do „interesu” dołożyć…
cóż, wszystko to naszej psychice wybitnie nie sprzyja. Sam znam
człowieka – bynajmniej niemłodego – który nabawił się
depresji z powodu przepracowania i przemęczenia.
W
ogóle dla naszej psychiki nader szkodliwa jest, typowa dla życia w
nieludzkim systemie kapitalistycznym, beznadzieja. Skoro bowiem
harujemy, ile wlezie, a niewiele z tego mamy, bo naszym wysiłkiem,
owszem, przysparzamy bogactwa, ale kapitaliście, nadto czujemy, iż
to, czym się zajmujemy, dla innych ludzi się nie liczy, sam zaś
system ograbia nas z naszych praw, oczekiwań i marzeń, bardzo łatwo
popaść w depresję. Kapitalizm jest wszak systemem, który każdego
i każdą z nas kopie w cztery litery, rozpłaszcza nas, ograbia z
nadziei i pragnień, czyniąc nas li tylko trybikami w machinie
przysparzającej zyski prywatnym właścicielom środków produkcji.
Poza
tym, z pomocą chociażby reklam, rozbudza się u nas odgórnie
pragnienia konsumpcyjne, których nie jesteśmy w stanie zaspokoić z
powodu niskich płac i niestabilnego zatrudnienia, co z kolei
powoduje spadek poczucia własnej wartości, zamiast którego pojawia
się samo-obwinianie.
Żyjąc
i pracując w tym systemie – lub szukając zatrudnienia – tracimy
poczucie sensu istnienia, jesteśmy wyalienowani wobec owoców
własnej pracy, a przyszłość jawi się nam mroczna, wyprana z
perspektyw na lepsze jutro. Propaganda wmawia nam, iż jesteśmy
„kowalami własnego losu” (sformułowanie wewnętrznie sprzeczne,
swoją drogą), tymczasem cały nasz wysiłek idzie na marne i tylko
się wypalamy.
Dlatego
przypadków depresji czy to w Polsce, czy to w innych państwach
kapitalistycznych przybywa, dlatego chorują na nią coraz młodsze
osoby, w tym dzieci.
I
dlatego media głównego nurtu stosunkowo rzadko ów temat poruszają.
Bo gdyby tak nad kwestią tą się pochylić i na poważnie ją
przeanalizować, mogłoby się okazać, że kapitalizm wcale nie jest
taki wspaniały, jak wciska nam prawicowa propaganda.
Komentarze
Prześlij komentarz