Imiona po arabsku
Pani
dyrektorka szkoły podstawowej w Dobczycach (Województwo
Małopolskie) ma problem, i to poważny. Może nawet wylecieć z
roboty. A wszystko dlatego, że jest człowiekiem cywilizowanym i
chce dobrze dla uczęszczających do owej placówki dzieci.
Ale
po kolei. Rzeczona szkoła współpracowała z międzynarodową
organizacją studentów AIESEC. Kooperacja polegała na organizowaniu
warsztatów dla dzieci, prowadzonych przez wolontariuszy, czyli
studentów zagranicznych; organizacja sprawdza przedtem ich
kwalifikacje. W ramach tychże działań dobczycka podstawówka
gościła już studentów chociażby z Chin oraz Indii. W Krakowie
współdziałanie AIESEC z placówkami edukacyjnymi układa się
korzystnie od czterdziestu lat. Rzecz jest naprawdę godna uznania,
pomaga bowiem ludziom poznać inne państwa, kultury i języki.
W
Dobczycach też było fajnie, dopokąd szkoła nie zaprosiła dwóch
studentów-wolontariuszy z Algierii. Mieli oni prowadzić warsztaty –
pod kierunkiem zatrudnionego w szkole nauczyciela – na lekcjach
angielskiego. Zajęcia takie odbywać się miały wedle planu dwa
tygodnie; skończyły się jednak po trzech dniach, i to w sposób
niemiły, bo wizytą urzędasów z Małopolskiego Kuratorium
(wątpliwej) Oświaty. Ktoś z rodziców doniósł bowiem do owej
instytucji, iż na współprowadzonych przez Algierczyków lekcjach
dzieciaczki uczyły się pisać swoje imiona po arabsku.
W
feralnej podstawówce odbyła się kontrola. W jej wyniku niejaka
Skwarek Dorota, Rzecznik Dyscypliny dla Nauczycieli, stwierdziła, iż
dyrektorka, wpuszczając na teren szkoły algierskich studentów i
pozwalając im prowadzić warsztaty, „nie zapewniła bezpieczeństwa
psychicznego i fizycznego uczniom” (to co, miała ich ubrać w
hełmy i kamizelki kuloodporne? A może w zbroje?). Podniosła też,
iż owi wolontariusze nie pochodzą z krajów o kulturze
anglosaskiej, a dyrektorka nie sprawdziła ich kompetencji językowych
i przygotowania do prowadzenia warsztatów (czym, jako się rzekło,
zajmuje się AIESEC). Skutkiem tego wszystkiego owa Skwarek wszczęła
postępowanie dyscyplinarne wobec dyrektorki, wnioskując o
dyscyplinarne zwolnienie jej z pracy. Komisję będzie miała pani
dyrektorka w maju. Zanim do niej dojdzie, czeka ją podstępowanie
wyjaśniające, w którym naszej bohaterce jak na razie nie dane było
uczestniczyć; dostawała, owszem, wezwania, ale wszystkie po
terminie.
Cała
sprawa świadczy o niebywałej ciemnocie już to rodziców-donosicieli
(osobiście, gdybym miał dzieci, bardzo bym się cieszył, jeśliby
zyskały one okazję do poznania innych języków i alfabetów; sam
chętnie nauczyłbym się arabskiego, chińskiego, japońskiego,
itd.; kiedyś liznąłem hebrajskiego – na szkolnej katechezie,
rzecz jasna w pełni katolickiej, swoją drogą), już to urzędasów
z kuratorium. W dobczyckiej podstawówce nie stało się nic złego,
przeciwnie – dzieci miały szansę na ogromne zwiększenie zasobu
wiedzy.
No,
ale w „katolickiej” Polsce wszystko, co arabskie (ergo –
islamskie, chociaż nie wszyscy Arabowie są muzułmanami i nie
wszyscy muzułmanie są Arabami), budzi grozę, lęk i odrazę.
Oczywiście, z powodu panującej u nas, szerzonej przez prawicowe
ugrupowania, media i część duchowieństwa katolickiego, załganej
propagandy, ogłupiającej społeczeństwo.
Większość
zatem Polaków nie ma bladego pojęcia, że polskie nazwy własne, w
tej liczbie imiona (np. Mieszko) po raz pierwszy zapisane zostały
właśnie w alfabecie arabskim, konkretnie w X wieku, przez kupca
Ibrahima ibn Jakuba, handlującego – głównie niewolnikami – ze
Słowianami, który pozostawił po sobie najstarsze źródło pisane,
traktujące o Mieszku I i jego państwie/władztwie.
W
ogóle Polska od początku swego istnienia utrzymywała liczne
kontakty z cywilizacją islamu i w ogóle Orientem. Handlowali u nas
arabscy i tureccy kupcy, w armiach Piastów służyli Połowcy,
którzy osiedlali się na naszych ziemiach, królowie (np. Zygmunt
August) mieli gwardie złożone z Tatarów (tak, wyznających islam),
Tatarzy służyli też w prywatnych wojskach magnackich. Z języka
tatarskiego pochodzą słowa takie jak: „ogier” i „bohater”.
Oprócz Arabów, Turków i Tatarów, do Polski napływali również
Ormianie, przedstawiciele innych ludów kaukaskich, no i rzecz jasna
Żydzi.
Nasza
kultura ukształtowała się nie tylko na bazie słowiańskiej i
zachodnioeuropejskiej (po przyjęciu chrztu, co ostatecznie nastąpiło
za panowania księcia Kazimierza Odnowiciela), ale też tatarskiej,
tureckiej, ormiańskiej, arabskiej i żydowskiej – i Bóg wie, skąd
zaczerpnęliśmy więcej. Z krajów Orientu zaczerpnęliśmy stroje
(kontusze) i broń (szable, kindżały), jak też wiele elementów
ustroju politycznego Rzeczpospolitej Obojga Narodów (np. wybór
królów elekcyjnych przebiegał bardzo podobnie jak w Chanacie
Krymskim, tyle że tam wybierano chanów spośród członków
lokalnej dynastii panującej). Niedawno bodajże Duńczycy
przeprowadzili badania, z których wynika, iż Polacy o ciemnych
włosach mają przodków wywodzących się z Azji Środkowej.
Toteż
w wymianie kulturowej nie ma absolutnie nic złego. Należy się
wręcz cieszyć, że ona zachodzi. A jeśli polskie dzieci poznają
język arabski, wyjdzie im to wyłącznie na dobre, bo w dobie
globalizacji, migracji i tym podobnych procesów, spotkanie i
połączenie z tamtejszą kulturą jest nieuniknione (podobnie jak
np. z kulturą chińską).
Zamiast
więc represjonować dyrektorkę dobczyckiej podstawówki i grozić
jej zwolnieniem, powinno się jej przyznać medal. A członków
kuratorium wątpliwej oświaty z Małopolski trzeba czym prędzej
wyedukować.
Komentarze
Prześlij komentarz