Razem mądrzeje?

Wybory samorządowe, druga tura których jest już za nami, okazały się ciężkim przeżyciem dla polskiej lewicy. W przypadku SLD na słaby (aczkolwiek, jeśli spojrzeć na niego od strony liczby oddanych głosów, to podobny jak przed trzema laty, co oznacza, iż partia ta ma stały elektorat) wynik wpłynęły znacznie mniejsze środki, jakie ugrupowanie owo mogło przeznaczyć na kampanię, niż w przypadku PiS i PO, a przede wszystkim fakt, iż media głównego nurtu Sojusz albo ignorowały, albo potępiały w czambuł, totalnie niemerytorycznie zresztą, fałszując przy okazji obraz wyborów i przedstawiając je jako plebiscyt – PiS albo PO. Już kiedyś o tym pisałem.
Sojusz Lewicy Demokratycznej, mimo fajnych kandydatów, jakich wystawił, i najlepszego ze wszystkich partii programu, zdecydowanie nie odniósł więc zwycięstwa, ale o klęsce też nie da się mówić. Inaczej sprawy się mają w przypadku partii Razem oraz ruchów miejskich (nimi zajmować się dzisiaj nie będziemy), które poniosły porażkę, i to sromotną. W przypadku Razem przyczyny klęski są złożone i bynajmniej nie sprowadzają się do olewania tegoż ugrupowania przez media (straciły one zainteresowanie tą formacją po tym, jak w roku 2015 spowodowała, że Zjednoczona Lewica nie dostała się do Sejmu, co było celem prawicy bliskiej TVN24 i Gazety Wyborczej, czyli PO, Przestarzałej i spółki) oraz skromnych środków na kampanię.
Partia Razem powstała jako nowa, świeża formacja lewicowa, niemająca nic wspólnego z PZPR-em. I faktycznie, początkowo działała całkiem sprawnie, organizując – co jak najbardziej się chwaliło – różne formy wsparcia dla pracowników prowadzących strajki w takich czy innych zakładach, uczestnicząc w demonstracjach prodemokratycznych, podnosząc kwestie społeczne, itd. Niestety, wszystko to oblepione było sekciarskim sosem nienawiści do SLD i innych partii lewicowych, z którymi Razem współpracować nie chciało. Nadto, dość szybko partia zaczęła się (o czym swego czasu pisałem) gubić ideologicznie. Wyrzuciła przykładowo działacza przyznającego się do orientacji komunistycznej (acz nie chodziło o bolszewizm, lecz o nowoczesny, zachodnioeuropejski komunizm), powtarzała prawicowe bzdury na temat PRL-u (niemające nic wspólnego z merytoryczną krytyką tamtego ustroju), wreszcie zaś nie potrafiła przedstawić spójnej wizji programowej. Spowodowało to wszystko odpływ członków, słabnięcie w sondażach, niemożność podjęcia zorganizowanych akcji (np. fiasko zbierania podpisów poparcia dla projektu ustawy o skróceniu czasu pracy) no i na koniec marny wynik wyborczy.
Szybko wszelako pojawiły się symptomy wskazujące, że porażka w wyborach samorządowych zadziałała na Razem jak kubeł zimnej wody. W minionym tygodniu prominentni członkowie tej partii zaczęli mówić o… zjednoczeniu lewicy i utworzeniu wspólnych list lewicowych w wyborach do Parlamentu Europejskiego. Zadeklarowali też gotowość do rozmów w tej sprawie z SLD i Robertem Biedroniem; pozytywnie do inicjatywy odniósł się już Włodzimierz Czarzasty.
Aż chciałoby się powiedzieć: NO WRESZCIE!!! Jasne, można mieć ideologiczne zastrzeżenia – zwłaszcza wobec braku radykalizmu społecznego – tak do SLD, jak i do Razem, ale chyba nikt trzeźwo myślący nie może zaprzeczyć konieczności jednoczenia się, a przynajmniej współdziałania, ugrupowań lokujących się na lewo od centrum. Rozdrobniona lewica zawsze będzie słaba, co przełoży się, jak dotychczas, na kiepskie wyniki w kolejnych wyborach, a w konsekwencji na wyrugowanie lewicy ze sceny politycznej. Poza parlamentem i organami samorządu terytorialnego nikt zbyt wiele zdziałać nie może, o czym lewicowi aktywiści najwyraźniej zaczęli się przekonywać. Niestety, Razem przez kilka lat torpedowało wszelkie próby zjednoczeniowe i pogłębiało podziały na lewicy, co oczywiście tylko wpychało ją w coraz to większy kryzys.
I dlatego cieszę się, że ludzie tworzący tę partię najwyraźniej wreszcie zaczęli mądrzeć. Oczywiście, nie da się wykluczyć i tego, że zamierzają potraktować SLD jako trampolinę wyborczą, ale nie oszukujmy się – wszelkie próby szukania porozumienia są lepsze niż konflikty.
No i ordynacja wyborcza do Europarlamentu małym ugrupowaniom i niezależnym kandydatom zdecydowanie nie sprzyja, toteż tylko wspólne listy lewicowe, a nawet centro-lewicowe (bo i współpracy z PSL-em na tym polu bym nie wykluczał), dają szansę na ulokowanie tam deputowanych o progresywnych, prospołecznych poglądach. Rozdrobnienie sprawi, iż lewica poniesie klęskę, i to sromotną.
Toteż pokrzepia mnie wieść, że na lewicy znów zaczęto mówić o zjednoczeniu. Oby tylko na mówieniu się nie skończyło…

Komentarze

Popularne posty z tego bloga

Zgon fanatyczki

Współwinni

Biały fosfor