Listopadowe Boże Narodzenie
Dziś
14 listopada, czyli nawet nie połowa miesiąca. Dopiero co minęło
Święto Niepodległości. Przed zaledwie dwoma tygodniami były
Halloween/Dziady i Wszystkich Świętych… A teraz zaczyna się, o
przeszło miesiąc przed terminem, Boże Narodzenie. Przynajmniej w
reklamach.
Pierwszą
bożonarodzeniową reklamę telewizyjną wyemitowano w tym roku
podobno już 12 listopada, czyli onegdaj (tak, słowo to oznacza
„przedwczoraj” i NIC WIĘCEJ; każde dodatkowe znaczenie jest
psuciem polszczyzny). Na razie jest ich jeszcze stosunkowo mało
(choć przybywa), ale już możemy oglądać spoty, w których ludzie
zaczynają rozpakowywać prezenty, a w tle leci melodia pastorałek.
Niby nic w tym dziwnego, przecież świąteczne reklamy, obniżki
cen, wyprzedaże, itd. zaczynały się zawsze na długo przed samym
Bożym Narodzeniem. No tak, ale pamiętam, wcale przecież nie tak
dawne czasy, kiedy początek tychże marketingowych akcji zbiegał
się mniej więcej z początkiem adwentu liturgicznego, zaś przed 6
grudnia więcej było akcentów związanych ze św. Mikołajem (czy
raczej udającym go Gwiazdorem zasuwającym zaprzęgiem ciągniętym
przez wyeksploatowane renifery) niż typowo z Gwiazdką.
Niestety,
od ładnych kilku lat reklamowe Boże Narodzenie, wymieszane z
Mikołajkami, zaczyna się w listopadzie, i to coraz wcześniej; w
tym roku, jako się rzekło, tuż po Święcie Niepodległości.
Niestety, akurat nie wchodzi do kin nowa część Star Wars (to
dopiero za rok…), bo byłoby trochę więcej Kylo Rena czy Rey niż
Pana Karpia wskakującego na talerz i czucia magii tych świąt.
Świąteczny marketing były zatem rozwodniony przez filmy, czyli
bardziej znośny, przynajmniej dla mnie.
Jak
już nieraz pisałem na łamach poprzednich edycji tego bloga, reguły
nieludzkiego systemu kapitalistycznego, z przymusem maksymalizacji
zysków na czele, już dawno sprawiły, iż święta, z Bożym
Narodzeniem na czele, zatraciły – może jeszcze nie całkowicie,
ale w znacznej mierze już tak – swój wymiar religijny, kulturowy
oraz społeczny, za to zyskały stricte komercyjny i handlowy. Nie
mam tu pretensji o to, że producenci i dystrybutorzy dóbr bądź
usług nadają swojej działalności bożonarodzeniową, wielkanocną
czy jaką tam jeszcze oprawę (o ile, rzecz jasna, nie robią tego
zbyt wcześnie ani zbyt nachalnie), by sobie na tym więcej zarobić.
Oni też przecież walczą o byt. Problemem jest tutaj sam system
kapitalistyczny, którego wewnętrzne mechanizmy sprawiły, iż
świętowanie jako takie zredukowane zostało do wymiaru czysto
konsumpcyjnego – mniej liczy się odpoczynek, odnowienie więzi
rodzinnych, zaduma o charakterze duchowym, itd. niż zakupy.
Ludzie
mają kojarzyć świętowanie z KONIECZNOŚCIĄ wybrania się do
centrum handlowego i zostawienia tam jak największej ilości
pieniędzy, po to oczywiście, by pan kapitalista napchał sobie
portfel. Dlatego im wcześniej w mediach, zwłaszcza w mających
bodaj największy zasięg telewizji i radio, pojawiać się zaczną
reklamy w bożonarodzeniowej czy wielkanocnej oprawie, tym z
kapitalistycznego punktu widzenia lepiej, gdyż tym mocniej wtłoczą
klientom do głów, że MUSZĄ iść na zakupy i kupić, co ważne,
konkretnie reklamowane dobra i usługi, choćby były potrzebne jak
dziura w moście, a z samym obchodzeniem świąt miały tyle
wspólnego, co posłanka Pawłowicz z kulturą osobistą.
Cała
sprawa ma wszelako również tragiczny wymiar. Otóż w okresie
świątecznym – i chodzi tu zwłaszcza o Boże Narodzenie właśnie
– drastycznie zwiększa się liczba prób samobójczych, częstokroć
niestety udanych. Dokonują ich wówczas zwłaszcza osoby starsze,
ciężko chore, niepełnosprawne, samotne, odczuwające brak
perspektyw życiowych – wszystko to, jak wiemy, prowadzić może, i
często faktycznie prowadzi, do depresji, a ta jest jedną z
najpoważniejszych i najgroźniejszych chorób XXI wieku, zbierającą
śmiertelne żniwo.
Człowiekowi
cierpiącemu na depresję bożonarodzeniowe reklamy, pełne młodych,
radosnych, bawiących się ludzi (zwierząt zresztą też),
bynajmniej nie pomagają, a wręcz jeszcze pogłębiają jego ponury
stan. Skoro bowiem taka osoba przez ileś tam dni pod rząd, ileś
tam razy na dobę zasypywana jest impulsami nakazującymi cieszyć
się i radować, a z powodów zdrowotnych nie jest w stanie tego
zrobić, depresja tylko się pogarsza, czego skutki bywają
tragiczne.
A
że co roku świąteczne akcje reklamowe zaczynają się wcześniej,
należy domniemywać, że ich ofiar śmiertelnych będzie przybywało…
Komentarze
Prześlij komentarz