Cmentarna kampania

Wszystkich Świętych, podobnie zresztą jak Halloween/Dziady, radośnie sobie minęło. Odwiedziłem groby bliskich, odpocząłem, ciesząc się dobrą pogodą i z...stą książką (Omen Davida Seltzera – polecam gorąco!)… no to czas wracać do roboty, czyli do pisania.
Na początek dobra wiadomość. Zakończył się, na razie przynajmniej, strajk w PLL LOT. Strajkujący wywalczyli przywrócenie do pracy zwolnionych osób i to, że nie zostaną za ów protest obciążeni finansowo przez zarząd spółki. Nadal jednak toczą się negocjacje na temat poprawy warunków zatrudnienia, w tym wyższych płac, czyli kwestii, jakie stanowiły powód do strajku. Proletariat z LOT-u wygrał zatem bitwę, ale wojna trwa dalej.
No dobrze, a teraz przejdźmy do meritum, czyli do sprawy znacznie mniej przyjemnej.
Oto Andrzej Duda, ksywa Adrian, pełniący obowiązki Prezydenta RP, odwiedził wczoraj jedno z miast na południu Polski. Jego wizyta niby to miała charakter nieoficjalny… niemniej jakoś tak dziwnie się złożyło, że w tymże pięknym (co piszę bez kpiny ni szyderstwa) górskim mieście w najbliższą niedzielę odbędzie się druga tura wyborów samorządowych, zaś na stanowisko prezydenta kandyduje tam żona jednego z prominentnych posłów Bezprawia i Niesprawiedliwości. Kandydatka ta razem z Adrianem wybrała się, jak donoszą media, na miejscowy cmentarz. I nie byłoby w tym nic dziwnego ani złego, gdyby nie fakt, że owa pani prowadziła tam kampanię wyborczą, a Adrian jej pomagał (co sam później przyznał, odpowiadając na pytanie dziennikarza); powołał się przy tym na chęć wsparcia osoby, z rodziną której jest zaprzyjaźniony.
Rozumiem, że kampania wyborcza ma swoje prawa, ale prowadzenie jej na cmentarzu to jednak przegięcie, i to poważne. Mógłbym rzecz całą wyśmiać i wyszydzić, nazywając Opowieściami z krypty (serial i cykl filmów tyleż śmiesznych, co strasznych, czyli makabresek; w fabułę każdego odcinka wprowadzał taki zabawny plastikowy szkielet-narrator)… ale kwestia owa jest poważna, toteż bynajmniej nie pozostawia miejsca na szyderstwo.
W polskiej kulturze kult zmarłych i szacunek dla miejsc pochówku odgrywają (a raczej odgrywały, bo widać tu symptomy smutnego końca pewnej epoki) naprawdę istotną rolę. I nie chodzi tylko o kult bohaterów z przeszłości, ale też o szacunek i kultywowanie pamięci o naszych bliskich, którzy odeszli – co wyraża zapalenie znicza chociażby. Wszystkich Świętych jest wszak typowo polskim obyczajem, a związane z tym dniem obchody mają charakter stricte ludowy, społeczny, rozwinęły się bowiem praktycznie bez udziału Kościoła katolickiego (msze i procesje na cmentarz pod przewodnictwem księdza mają młodszy rodowód niż owo święto i powstały niejako na doczepkę, by religijnie usankcjonować wspomnienia o zmarłych).
Mnie samego rodzice uczyli, by szanować miejsca pochówku, bez względu na to, kto tam spoczywa. I dlatego, przykładowo, mimo iż serdecznie gardzę nazizmem i nazistami, nigdy nie zniszczyłbym grobu ani cmentarza niemieckich żołnierzy z czasów drugiej wojny światowej (a kilka w życiu widziałem). W żadnym też wypadku nie dewastowałbym kirkutu ani cmentarza chrześcijańskiego, muzułmańskiego czy jakiegokolwiek innego. Profanowanie miejsc pochówku uważam za jedną z najbardziej obrzydliwych form wandalizmu, jakie istnieją. I nie chodzi mi tutaj wyłącznie o niszczenie grobów czy ich szeroko pojętego otoczenia, lecz także do wykorzystywania cmentarza w celach politycznych.
Mówiąc wprost, przewraca mi się we flakach, kiedy widzę, jak politycy reklamują siebie i swoje programy wśród nagrobków, pokazując jeszcze przy okazji, jacy to są „pobożni” i jak „troszczą się o zmarłych”. W tym konkretnym wypadku odrazę wywołał u mnie nie tyle sam Adrian – wszak pełnił on tylko funkcję osobowego dodatku do kampanii wyborczej – ile postępowanie wspieranej przez niego kandydatki, bo to najpewniej ona postanowiła wykorzystać cmentarz dla celów kampanijnych.
Jest pewna reguła dotycząca wszystkich miejsc wiecznego spoczynku. Otóż, pochowano tam ludzi, z których każdy miał swoją historię. Odejście niektórych z nich często wiązało się z wciąż jeszcze żywym bólem ich krewnych czy przyjaciół, zwłaszcza w sytuacjach, gdy śmierć nastąpiła z powodu ciężkiej choroby, wypadku, zabójstwa czy tym podobnej tragedii. Wykorzystywanie ich grobów do promowania siebie samego – czy siebie samej, jak w omawianym przypadku – może rozdrapać rany u tych, co jeszcze żyją. Ja dla przykładu z pewnością nie ucieszyłbym się (ogromnie delikatnie rzecz ujmując), gdyby jakiś politykier robił sobie kampanię przy grobach moich najbliższych; z pewnością spróbowałbym go/ją stamtąd usunąć, i to bynajmniej nie siląc się na łagodność.
Toteż, działaczki i działacze Bezprawia i Niesprawiedliwości, róbcie sobie kampanię wyborczą – pozostaje wszak ona świętym prawem każdego polityka – ale odwalcie się od cmentarzy. One polityce zdecydowanie nie służą.

Komentarze

Popularne posty z tego bloga

Zgon fanatyczki

Współwinni

Biały fosfor