Konfesjonał pociągowy

Na początek mała dygresja, a przy okazji dobra wiadomość. Rząd Jarosława Kaczyńskiego, formalnie z Mateuszem Morawieckim jako premierem, wycofał się ponoć z pomysłu 23-procentowego VAT-u na leki i usługi weterynaryjne. Wieść o tym, że taki podatek ma być wprowadzony, wywołała poruszenie obywateli, chociażby w internecie, i najwyraźniej to ono spowodowało, że rząd zrezygnował ze swoich nieludzkich planów. Cóż, wychodzi na to, że presja społeczna na władze państwowe ma sens.
A teraz do meritum. Użytkownicy portali społecznościowych mają bekę, a to z powodu nowej wspaniałej idei polskich hierarchów Kościoła katolickiego. Otóż, zamiast czytać Ewangelie i szerzyć nauki Jezusa, dzielić się majątkiem z ubogimi bądź też walczyć z pedofilią kleru, wydumali oni, żeby pasażerowie naszych wspaniałych kolei mogli się podczas podróży wyspowiadać. W tym celu w pociągach instalowane będą konfesjonały.
Kilka lat temu biskupi polscy wystosowali list pasterski do wiernych, ostrzegający przez japońskim serialem animowanym dla dzieci Hello Kitty; jego oglądanie miało rzekomo grozić… opętaniem przez szatana. Od tamtej pory miałem nadzieję, że purpuraci nasi nic durniejszego już nie wymyślą. Myliłem się, a nadzieje moje okazały się płonne. Konfesjonały w pociągach są, moim skromnym zdaniem, jeszcze głupsze niż tamten list. Nie dziwi, że internet zalały kpiące z nich memy oraz rysunki satyryczne, a także liczne komentarze, niektóre zwracające uwagę na ważny fakt.
Taki mianowicie, że dla katolika traktującego swoją wiarę poważnie sakrament pokuty, wstępem do którego jest spowiedź, stanowi kwestię istotną. Do spowiedzi należy się odpowiednio przygotować, czemu służy rachunek sumienia, którego sednem jest nie tyle wyliczenie grzechów, ile przemyślenie własnego życia, zastanowienie się nad swoimi wadami i próba walki z nimi (co muzułmanie określają dżihadem). Przynajmniej w teorii, bo w realiach, jak widać, różnie bywa.
Kościół katolicki wprowadził spowiedź uszną w średniowieczu, bynajmniej jednak nie po to, by ułatwić wiernym odbycie pokuty i uzyskanie rozgrzeszenia. Głównym celem było pozyskiwanie przez pasterzy informacji o owieczkach; innymi słowy, przy konfesjonałach rozwijała się siatka wywiadowcza. Być może było to jednym z powodów, dla których podczas Reformacji niektóre Kościoły protestanckie ze spowiedzi zrezygnowały.
Jednakże odgórne cele odgórnymi celami, a ludzkie życie ludzkim życiem. Wielu wiernych spowiedź rzeczywiście traktuje poważnie, dla innych jest to – bynajmniej tu nie kpię – okazja do swoistej psychoanalizy czy też poradzenia się księdza w trudnych sprawach życiowych. Są osoby, które faktycznie potrzebują pomocy kapłana, gdyż przykładowo przeżywają różnego rodzaju rozterki życiowe czy problemy z własnym sumieniem, a wizyta w konfesjonale jest okazją, by ją uzyskać (pod warunkiem oczywiście, że sam ksiądz chce i umie komuś pomóc, a nie wykonuje swoich obowiązków na odwal się).
Z tego punktu widzenia pomysł z pociągowymi konfesjonałami zakrawa na hucpę z ludzkiej wiary czy trudnej sytuacji życiowych. Z tego, co się orientuję, spowiedź może się odbywać także w warunkach, nazwijmy to, polowych, ale w raczej wyjątkowych sytuacjach. Tymczasem wszystko wskazuje na to, iż konfesjonały staną się stałym elementem naszych kolei żelaznych. Ciekawe, jak turkot kół o tory, głosy pasażerów i wkurzenie, normalnym w polskich kolejowych warunkach, kilkugodzinnym opóźnieniem będą wpływały na skupienie spowiednika i obsługującego go kapłana…
Ale, ale, nie o religijność, nie o wiarę, nie o sakramenty, a już na pewno nie o pomoc ludziom tu chodzi. Przecież księdzu za siedzenie przez kilka ładnych godzin w wagonie (co dla niego przyjemnością też raczej nie będzie, chyba że jest masochistą) trzeba zapłacić. I jakoś wątpię, by wynagrodzenie za tę pracę (bo to JEST praca, nic innego) wyasygnowała kuria. No i pieniążki nie tylko do księżego portfela będą spływały, bo biskup też przecież musi swoje otrzymać. Wiadomo, że polscy hierarchowie pazerni są, za 25 tys. zł nawet kible gotowi poświęcić (ciekawe, co by poświęcili za 50 patoli?), a żaden pomysł na pozyskanie forsy nie wydaje im się zły. Nawet instalowanie konfesjonałów w pociągach.
Bo to jest właśnie celem – wydojenie pieniędzy ze spółek kolejowych. W mszach i innych nabożeństwach regularnie uczestniczy coraz mniej Polaków, zwłaszcza młode pokolenia odchodzą od Kościoła, a to w naturalny sposób przekłada się na zmniejszenie wpływów z tacy. Oczywiście, kiedy (k)rajem nad Wisłą rządzi klerykalna prawica, najlepiej PiS-owska, Kościół i powiązane z nim organizacje są szczodrze dotowane z budżetu państwowego, czyli z naszych podatków. Wetuje to stary, ale chyba tylko częściowo, nadto tu nie chodzi o wyrównanie manka, lecz o zysk. No to cóż szkodzi wydoić JESZCZE WIĘCEJ pieniędzy, na przykład od spółek kolejowych…?

Komentarze

Popularne posty z tego bloga

Zgon fanatyczki

Współwinni

Biały fosfor