Mizernie na stulecie

Weszliśmy w ciąg setnych rocznic związanych z odzyskaniem przez Polskę politycznej samodzielności i odrębnego bytu państwowego, co nastąpiło oczywiście w 1918 roku. I tak, wczoraj, tj. 5 listopada, upłynęło sto lat od powstania pierwszych polskich ośrodków władzy, czyli rad robotniczych; miały one jednakowoż charakter lokalny, poza tym w tamtym okresie tworzący je komuniści dążyli do zlikwidowania państw narodowych (uważali je, nie bez racji zresztą, za narzędzie ucisku proletariatu ze strony burżuazji) i zastąpienia ich systemem radzieckim. Z kolei w nocy z 6 na 7 listopada 1918 r. w Lublinie powstał Tymczasowy Rząd Ludowy Republiki Polskiej z Ignacym Daszyńskim na czele, zrzeszający przedstawicieli wszystkich poza komunistami (nie weszli do niego, gdyż tworzyli swoje rady) i endekami ugrupowań politycznych. Tak naprawdę powstanie tegoż rządu oznaczało odzyskanie niepodległości przez Polskę; więcej na ten temat napiszę pewnie jutro; zresztą temat ów poruszałem już na łamach poprzednich edycji bloga. Z kolei 11 listopada będziemy mieli stulecie pierwszego zamachu stanu, dokonanego przez byłego socjalistę (założyciel PPS-u przecież) Józefa Piłsudskiego, który olawszy Rząd Ludowy, przejął władzę z rąk niemającej wtedy znaczenia, ustanowionej przez Niemców i Austriaków Rady Regencyjnej. Tak naprawdę więc, jeśli już świętować powstanie II Rzeczypospolitej, należałoby to czynić raczej 7, a nie 11 listopada…
Zostawmy jednak daty na boku, bo nie o opis procesów historycznych dzisiaj mi chodzi. Otóż, na obchody stulecia zamachu stanu w wykonaniu Piłsudskiego władza Bezprawia i Niesprawiedliwości przeznaczyła grubo ponad 200 mln zł. Tymczasem uroczystości – państwowe, nie piszę tu o marszu nacjonalistów i nazistów – zapowiadają się marnie. Ot, będzie odsłonięcie niepotrzebnego pomnika byłego prezydenta, co funkcję swą pełnił przeciętnie, a kadencję zakończył tragicznie – katastrofą lotniczą, w której zginęło dziewięćdziesiąt sześć osób – chyba zresztą nawet nie 11, lecz 10 listopada (za to o odsłonięciu jak najbardziej potrzebnego pomnika Ignacego Daszyńskiego media nie wspominają). Ot, będą, zapewne drętwe jak diabli, uroczystości z udziałem Adriana i parady grupy rekonstrukcyjnej, w jaką pod PiS-owskimi rządami przerodziło się Wojsko Polskie (nie wyrażam tu kpiny ani szyderstwa, lecz żal). Ot, stacje telewizyjne puszczą jakieś „patriotyczne” filmy i programy… Ale to wszystko mamy co roku; raczej się nie zapowiada, by tegoroczny 11 Listopada jakoś szczególnie wyróżniał się na tle poprzednich… choć należy się spodziewać, że skrajni prawicowcy będą jeszcze agresywniejsi oraz narobią więcej szkód niż w latach minionych.
Niestety, ze stuleciem powstania II RP nie wiążą się żadne szczególne inicjatywy, ani państwowe (może to i lepiej, biorąc pod uwagę, kto sprawuje władzę), ani obywatelskie. Owszem, grupa zapaleńców – w pozytywnym tego słowa znaczeniu – postanowiła uszyć biało-czerwoną flagę długości stu metrów. Fajnie, tyle że jaki z tego pożytek na dłuższą metę?
W roku 1966, czyli tak gdzieś w środku epoki Polski Ludowej, Kościół katolicki postanowił uświęcić tysiąclecie chrztu Mieszka I, mylnie nazywanego chrztem Polski (te bowiem były trzy, a głównego dokonał w XI wieku Kazimierz Odnowiciel). Ówczesnym władzom niezbyt się owa idea podobała, ale postanowiły ją zmodyfikować i zainaugurowały obchody Tysiąclecia Państwa Polskiego. Też nie było to zgodne z prawdą historyczną (na dobrą sprawę nie wiadomo, kiedy państwo polskie zaczęło powstawać, choć raczej przed Mieszkiem I, no i w międzyczasie na sto dwadzieścia trzy lata przestało istnieć, jeszcze wcześniej, bo za panowania Augusta II Mocnego, straciwszy polityczną suwerenność na rzecz zagranicznych dworów panujących), niemniej jednak ogłosiwszy, że taka rocznica się odbędzie, władze PRL-u zainaugurowały program „Tysiąc szkół na Tysiąclecie Państwa Polskiego”.
I faktycznie placówki oświaty, a raczej ich nowe siedziby, zaczęto budować. Nie wiem, czy ostatecznie powstało ich właśnie tysiąc, niezaprzeczalnie jednak wybudowane z okazji wydumanej rocznicy „tysiąclatki” długo jeszcze pełniły swoją ustawową funkcję, wydatnie przyczyniając się do likwidacji analfabetyzmu oraz podniesienia ogólnego poziomi cywilizacyjnego naszego społeczeństwa. Wiele z nich przetrwało transformację ustrojową roku 1989 i służyło nadal tym samym celom. Działo się tak aż do deformy ministry Zalewskiej, która doprowadziła do zamknięcia części tychże budynków szkolnych; pośród nich były i takie, które wyremontowano, zmodernizowano i świetnie wyposażono za unijne pieniądze.
Tak czy owak, szkoły wybudowane w PRL-u, mimo propagandowej oprawy całej akcji, autentycznie służyły ludziom, odegrały jak najbardziej pozytywną rolę w rozwoju Polski. No i je WYBUDOWANO, stanowiły REALNY element życia Polaków.
A co wybudowano na stulecie powstania II RP, poza niepotrzebnym pomnikiem byłego prezydenta, potrzebnym pomnikiem Ignacego Daszyńskiego i poza utkaniem interesującej z artystycznego punktu widzenia stumetrowej flagi? Na co poszło te ponad 200 mln zł z naszych podatków?

Komentarze

Popularne posty z tego bloga

Zgon fanatyczki

Współwinni

Biały fosfor