Problemy odgrodzone kotarą

Protest – coraz bardziej szarganych i w coraz obrzydliwszy sposób obrażanych – osób niepełnosprawnych i ich opiekunów w Sejmie trwa. A że przyjeżdżają prominenci z państw członkowskich NATO, PiS-owska władza robi wszystko, aby świat o tym, co się dzieje, nie dowiedział się, a jeśli już, to możliwie najmniej. Temu służył wczorajszy, nader brutalny i haniebny (jak pisałem, dla CAŁEJ POLSKI) atak Straży Marszałkowskiej, i temu też służy dzisiejsze zagrodzenie kotarami (poważnie, to się NAPRAWDĘ DZIEJE – w XXI stuleciu, w państwie w centrum, nawet jeśli tylko geograficznym, Europy!!!) miejsca, w którym protestujący się znajdują.
Te kotary stanowią symbol tego, co w kapitalistycznej Polsce dzieje się w zasadzie od czasu transformacji ustrojowej, i dotyczy, niestety, bynajmniej nie tylko niepełnosprawnych.
Władze państwowe – w tym wypadku, rzecz jasna, Bezprawie i Niesprawiedliwość, ale wszystkie inne partie prawicowe, jakie po 1989 roku rządziły (k)rajem nad Wisłą, zachowywały się tak samo – po prosto odgradzają się od problemów społecznych, zamiast je rozwiązywać, a przynajmniej próbować; zupełnie, jakby politycy nie chcieli tychże kwestii widzieć.
I tak, w Polsce przez blisko trzydzieści lat NIE POWSTAŁ system pomocy dla obywateli niepełnosprawnych tudzież ich rodzin czy opiekunów. Niby są (mizerne zresztą) świadczenia pieniężne… ale rozproszone, i trudno dowiedzieć się, które komu przysługuje i kiedy. Niby są DPS-y, za które państwo płaci, lecz co do jakości świadczonej tam opieki trudno mieć pewność. Tym bardziej, że opieka jako taka dla poszczególnych niepełnosprawnych powinna być zindywidualizowana.
W Polsce nie ma też dobrego systemu walki z bezrobociem. Owszem, działają urzędy pracy, lecz specjalizują się one głównie w rejestrowaniu bezrobotnych i wykreślaniu ich z listy, jeżeli nie przyjmą – najczęściej zaiste marnej – oferty pracy. Jeśli jednak ktoś chce znaleźć zatrudnienie za pośrednictwem tej wielce szacownej instytucji (przy czym za jej funkcjonowanie nie obwiniam pracujących tam urzędników, ale naszych „kochanych” posłów i senatorów, którzy tworzą badziewne prawo) lub choćby odbyć staż… no, to się srodze zawiedzie. Nie zmyślam tu nic, piszę na podstawie własnego doświadczenia. Mówiąc krótko, jeśli nie masz roboty, szukaj jej sobie sam – tak działa państwo polskie. Rejestracja w urzędzie pracy ma sens tylko wówczas, gdy potrzebne jest ubezpieczenie zdrowotne. Systemowej walki z bezrobociem – a zjawisko to pojawiło się w (k)raju nad Wisłą oczywiście po restauracji dzikiego kapitalizmu – nie wypracowano, gdyż politykierzy, zwłaszcza prawicowi, ani nie chcieli, ani najpewniej nie potrafili zająć się tym problemem. Nadto, wysokie bezrobocie sprawia, że na jedno miejsce pracy jest wielu chętnych, dzięki czemu kapitaliści, w interesie których działa władza i administracja państwowa, mogą narzucać tym gorsze warunki zatrudnienia… i więcej kasy doić z proletariatu.
Innym problemem, jaki władze Polski od lat zasłaniają kotarami, jest bezdomność. Na szeroką skalę również pojawiła się ona nad Wisłą po 1989 roku; w PRL-u, owszem, istniała, lecz stanowiła zjawisko marginalne – dachu nad głową nie mieli albo alkoholicy wywaleni na bruk przez własne rodziny, albo outsiderzy, którzy świadomie wybrali taki sposób, a raczej styl życia. Kiedy na skutek planu Sachsa-Balcerowicza, likwidacji miejsc pracy, lawinowej pauperyzacji większości społeczeństwa, oszukańczych kredytów czy zbrodniczej reprywatyzacji miliony Polaków zaczęły trafiać na ulicę, politykierzy nie stworzyli żadnego systemu pomocy ku nim skierowanej, ograniczyli się zaledwie do nielikwidowania noclegowni.
To tylko trzy przykładowe kwestie społeczne, a znaleźć ich można o wiele więcej. To, że polscy politycy, a raczej politykierzy prawicowi, lubią zasłaniać niewygodne sprawy kotarami, wynika nie tylko z ich głupoty, lenistwa czy zwyczajnej niechęci, ale też z prawicowej neoliberalnej ideologii. Głosi ona, iż każdy powinien radzić sobie sam (oczywiście, bogaci mają ku temu środki… w przeciwieństwie do biednych), a jeżeli sobie nie radzi, niech, za przeproszeniem, zdycha. Jeśli zaś ktokolwiek wyciąga ręce po publiczną pomoc, to jest, wedle tej wstrętnej doktryny, darmozjadem, co przeżera podatki płacone przez „biednych” przedsiębiorców (bo tym właśnie mianem, całkowicie je fałszując, lubią określać się kapitaliści), szczególnie tych, którzy z płacenia danin publicznych są zwolnieni. Prawicowcy – zwłaszcza neoliberałowie – twierdzą przy tym, iż państwo nie powinno zajmować się rozwiązywaniem problemów społecznych; od tego jest, głoszą, tzw. „wolny rynek”…
Mam więc nadzieję, że kotary w Sejmie pomogą obywatelom przejrzeć na oczy i dostrzec, co się w tym kraju dzieje. Choć, jak to z nadziejami bywa, pewnie i ta okaże się płonna…
PS. Z innej beczki. Zastanawiam się, kiedy Bezprawie i Niesprawiedliwość wraz zresztą prawactwa (bo prawica, która zachowała resztki kultury i cywilizacji, raczej się do tego nie zniży) zacznie domagać się cenzury albo wręcz zakazu emisji filmu Han Solo: Gwiezdne wojny – historie. A to z uwagi na jedną z bohaterek, czyli droida (robota) płci żeńskiej, i do tego komunistkę. W ogóle w filmie tym – który z tego miejsca polecam, bo jest naprawdę fajny (wbrew obawom, jakie wobec niego żywiłem) – wątek antykapitalistyczny jest dość wyraźny, co prawactwu z pewnością się nie spodoba.

Komentarze

Popularne posty z tego bloga

Zgon fanatyczki

Współwinni

Biały fosfor