LOT i strajk włoski

Protest opiekunów osób niepełnosprawnych w Sejmie trwa już trzydzieści pięć dni (zwanych, trafnie zresztą, Dniami Hańby, oczywiście dla Bezprawia i Niesprawiedliwości i jego rządu); nie ma na razie widoku, aby się zakończył, PiS-owska władza bowiem robi wszystko, aby nie spełnić głównego postulatu protestujących, czyli podniesienia zasiłku pielęgnacyjnego ze 153 zł do 500 zł miesięcznie.
Jednakże niepełnosprawni i ich opiekunowie nie są jedyną grupą w Polsce, która dopomina się o swoje prawa. Ruszył bowiem strajk w PLL LOT. Miał on wystartować znacznie wcześniej, na majówkę, ale zarząd firmy, strasząc pracowników sądem, skutecznie tę inicjatywę zablokował. Lotnicy wszelako się nie poddali i zaprotestowali z pewnym opóźnieniem i w innej, niż początkowo zakładano, formie. Zamiast wstrzymywania ruchu lotniczego, wszczęli strajk włoski, polegający na nader drobiazgowym, wręcz nazbyt dokładnym i maksymalnie niespiesznym wypełnianiu wszystkich procedur i obowiązków, co prowadzi oczywiście do spowolnienia działania danego zakładu. A to potrafi mocno dać się pracodawcy we znaki.
Przypomnijmy, że swego czasu nasze państwowe linie lotnicze znalazły się w kryzysie (przechodził go wówczas ów sektor na całym bez mała świecie), w związku z czym finansowo mocno dołowały. Władze Polski zastanawiały się nad prywatyzacją LOT-u, z czego (na szczęście!) nic nie wyszło. Aby ratować przedsiębiorstwo, wdrożono plan oszczędnościowy, polegający m. in. na zmianie warunków zatrudnienia, oczywiście na mniej korzystne dla pracowników (pilotów, stewardes i stewardów, obsługi naziemnej, itd.). Ich wynagrodzenia zależeć miały od liczby przepracowanych godzin, zaś za każdy dzień wolny, z powodu choroby chociażby, potrącać miano część pensji. Skutek tego był taki, że samoloty pilotowała przemęczona, niekiedy niedoleczona załoga, podobnie było z osobami zatrudnionymi na innych stanowiskach. Ale LOT wyszedł na swoje i od paru już lat przynosi rosnące zyski, z czego. To dobrze, trzeba się cieszyć… lecz warunków zatrudnienia nie zmieniono – odpowiada za to już nowy, PiS-owski zarząd – co miało nastąpić po ustaniu kłopotów finansowych linii. Nie pomogły nawet korzystne dla pracowników wyroki sądowe. Zarząd staje okoniem, mimo coraz lepszych wyników firmy wciąż chce wyzyskiwać załogę. Czyli została ona, mówiąc kolokwialnie, wyrolowana. No to zagroziła wspomnianym strajkiem majówkowym, ale jak się skończyło, wiemy. Co ważne, rzekomo prospołeczny i troszczący się o klasę pracowniczą rząd Bezprawia i Niesprawiedliwości bynajmniej nie stanął wówczas po stronie pracowników LOT-u, lecz przyłączył się do gróźb wobec nich.
Tak zatem obecny strajk włoski, oprócz stawiania żądań przywrócenia wcześniejszych, bardziej korzystnych warunków zatrudnienia, ma jeszcze jeden cel – obronę prawa do protestu.
Oczywiście kibicuję pracownikom LOT-u, mam nadzieję, że wywalczą to, co im się należy. Wielokrotnie pisałem, że w kapitalizmie proletariusz nie będzie miał nic, o ile sobie tego nie wywalczy. Sama struktura owego nieludzkiego systemu, bazującego na dążeniu do maksymalizacji zysków, sprawia, iż w interesie klas posiadających (i nieważne, czy dane przedsiębiorstwo jest prywatne czy państwowe, bo reguły gry w kapitalizmie są te same dla jednego i drugiego) leży to, by robotnicy pracowali jak najtaniej. Oczywiście, na dłuższą metę i w skali całego społeczeństwa rodzi to pułapkę, gdyż doprowadza do tego, że garstka się bogaci, reszta natomiast biednieje, skutkiem czego ludzie mają coraz mniej pieniędzy, by kupić wyprodukowane przez kapitalistów dobra bądź usługi, system zaś wpada w kryzys… ale tylko niektórzy posiadacze środków produkcji i nieliczne rządy zdają sobie z tego sprawę. Między interesami kapitalistów a interesami pracowników (chcą, rzecz jasna, zarabiać jak najwięcej, bo przecież utrzymują siebie i swoje rodziny, muszą też zaspokajać różne potrzeby, a nie ma nic za darmo) rodzi się nieusuwalna w kapitalistycznych warunkach sprzeczność. Kapitaliści – prywatni i państwowi – są stroną silniejszą, narzucającą swoje warunki, przeto proletariat albo się na te warunki zgodzi, albo musi walczyć o lepsze, chociażby właśnie poprzez strajk. Konflikt powstały na bazie tejże sprzeczności interesów to oczywiście walka klas.
Naturalnie, są pewne sytuacje, głównie właśnie kryzysowe, kiedy pracownicy mogą, a wręcz powinni zrezygnować z części swoich praw, przykładowo zgadzając się na gorsze warunki zatrudnienia, jeśli stawką jest uratowania przedsiębiorstwa (gdy ono upadnie, stracą na tym wszyscy – i właściciele, i proletariat). Zawsze jednak powinno być to rozwiązane tymczasowe. Po ustaniu kryzysu katalog praw załogi winien być przywrócony do stanu wyjściowego, a nawet rozszerzony.
Problem z LOT-em jest taki, że kryzys ustał, ale pracownicy praw nie odzyskali. Toteż strajkują. I bardzo dobrze!

Komentarze

Popularne posty z tego bloga

Zgon fanatyczki

Współwinni

Biały fosfor