Posty

Wyświetlanie postów z lipiec, 2025

Hitlerowski zakaz wjazdu

W zdegenerowanych hitlerowskich substytutach umysłów klerofaszystowskich politykierów Bezprawia i Niesprawiedliwości zrodził się zwyrodniały pomysł w zasadzie nazistowskiej ustawy o zakazie wjazdu do Polski osób z konkretnych krajów Bliskiego Wschodu i Afryki Północnej. Posłowie tej mafii/sekty składają już stosowny projekt, nie jest to zatem li tylko opowiadanie politycznych bajek czy rzucanie dywagacji. Oczywiście chodzi w tym o mobilizowanie skrajnie prawicowego, przesyconego nienawiścią elektoratu, straszenie społeczeństwa polskiego przybyszami z tamtych części świata (którzy, przypomnę, w żadnym razie nam nie zagrażają; wielu z nich mieszka w naszym państwie, pracuje i odprowadza podatki), budowanie sztucznych podziałów społecznych na bazie tegoż strachu oraz dorwanie się przez klrofaszystów do władzy/koryta. Jak wiemy, zastraszonym i ideologicznie podzielonym społeczeństwem łatwiej jest rządzić. Z kolei własnych wyznawców można bez trudności zmobilizować, przedstawiając im fig...

Fujary Kaczyńskiego

Pamiętam ten zachwyt, kiedy Szymon Hołownia wchodził do polityki. Zwłaszcza osoby o poglądach liberalnych i łagodnie konserwatywnych oddawały mu nieomal boską cześć. Miał być mesjaszem, który odmieni polską scenę polityczną. Oczywiście nie odmienił; dobry (przynajmniej pod względem językowym) publicysta okazał się przeciętnym, a nawet kiepskim politykiem, no i marnym Marszałkiem Sejmu. A teraz wielu przeciwników Bezprawia i Niesprawiedliwości – w tym i ci, co się nim zachwycali – wyzywa go od zdrajców. Albowiem, jak wiemy, spotykał się Szymon Hołownia pod osłoną nocy z Kaczyńskim tudzież innymi PiS-owskimi prominentami, omawiając sprawę zaprzysiężenia Nawrockiego; rząd Tuska usiłuje wszak do tego nie dopuścić, z tej oczywiście przyczyny, że wątpliwości co do prawidłowego obliczenia wyniku wyborów nadal nie zostały rozwiane. Wygląda jednak na to, że w tej kwestii Hołownia, jako Marszałek Sejmu, stanął po stronie Kaczyńskiego i Alfonsa. Mało tego, po owych spotkaniach wypowiedział się...

Siekiera i propaganda

Najpierw pokłócił się z kolegą. Potem, wskutek owej kłótni, porąbał go siekierą. A na koniec podpalił. Tak, chodzi o tego słynnego – a raczej osławionego – księdza i jego zbrodnię. Bo czyn to, nie da się zaprzeczyć, przerażający i ohydny, rodem z jakiegoś thrillera lub horroru. Niestety, to nie film ani powieść, lecz ponura rzeczywistość. Czy jakieś znaczenie ma fakt, że jego sprawcą jest katolicki kapłan? Obawiam się, iż dla tzw. wymiary nader wątpliwej sprawiedliwości może mieć; wszak żyjemy w klechistanie, nie da się zatem wykluczyć, że ksiądz ów uniknie odpowiedzialności karnej lub jej wymiar będzie stosunkowo niski, zaś w Pałacu Prezydenckim znajdzie się akt ułaskawienia. Lecz problem jest (jeszcze) inny. Otóż, w mediach i na portalach społecznościowych pojawiają się liczne – i bardzo słuszne – uwagi, że o popełnianie podobnych zbrodni szeroko pojęta (zwłaszcza skrajna, ale umiarkowana też często powtarza takie bzdury) prawica oskarża migrantów i uchodźców. Wedle jej durnego,...

Nie dla asystencji

W Polsce od dłuższego już czasu trwa bój społeczno-polityczny o asystencję osobistą dla osób z niepełnosprawnościami. Czyli o wprowadzenie usługi społecznej, świadczonej przez wykwalifikowanych pracowników, która zapewniłaby takim ludziom należyte życie; osoby z rodziny nie zawsze są w stanie udzielić niepełnosprawnym odpowiedniego wsparcia (to kosztuje, wymaga umiejętności i zdrowia, o czym nie każdy pamięta), a nie każdą gminę stać na zatrudnienie pomocy o takiej skali, jaka jest wymagana. Z tego, co się orientuję, stosowną ustawę usiłuje wdrożyć Lewica, co jakiś czas (krótko przed wyborami prezydenckimi na przykład) odbywają się demonstracje w tej sprawie. Nie da się ukryć, iż asystencja osobista jest naprawdę potrzebna, systemowe wsparcie dla osób z niepełnosprawnościami w (k)raju nad Wisłą, co tu dużo gadać, wciąż kuleje. Są, owszem, dobre programy w tym zakresie, ale cząstkowe. A wiele firm czy instytucji, np. banki, rzuca takim ludziom kłody pod nogi. I co? Pan premier Tusk...

Klient największych światowych zbrodniarzy

Na łamach swojego bloga wielokrotnie poruszałem temat ludobójstwa popełnianego w Palestynie, ze szczególnym uwzględnieniem Strefy Gazy, przez faszystowski Izrael. Polega ono nie tylko na bombardowaniu i rozstrzeliwaniu ludzi, ale też na ich głodzeniu, poprzez odcięcie tego obszaru od żywności czy wody; niedawno izraelscy okupanci dopuścili skromne racje pomocy humanitarnej. Do osób, które się po nie zgłaszają, terroryści z IDF strzelają jak do tarcz. Oprócz tego dochodzi do: palenia ludzi żywcem, karmienia nimi specjalnie w tym celu szkolonych psów, gwałcenia, miażdżenia buldożerami… Skalę bestialstwa trudno sobie wyobrazić. W każdym razie, jest to jedno z najokrutniejszych ludobójstw w ostatnich dekadach (a pamiętajmy, że poprzedziło je siedemdziesiąt lat okupacji, zniewolenia, apartheidu, czystek oraz terroru), zarazem też najlepiej udokumentowane w dziejach. Oprócz masowego mordowania ludzi w Strefie Gazy oraz obracania w perzynę tamtejszych budynków, nasila się też izraelski – w...

Trochę dobrze, bardzo źle

No to poznaliśmy skład rządu po z dawna zapowiadanej rekonstrukcji. Zmiany są w sumie niewielkie… ale są. I tak, powstało nowe Ministerstwo Energii, na czele którego stanie Miłosz Motyka. Oby zajmowało się ono wdrażaniem na szeroką skalę energii odnawialnej. Zdecydowanie dobrym krokiem było pozbycie się z Ministerstwa Zdrowia Izabeli Leszczyny – fatalnie się ona sprawowała, zobaczymy, jak poradzi sobie Joanna Sobierańska-Grzęda. Tomasz Siemoniak nie jest już szefem Ministerstwa Spraw Wewnętrznych i Administracji – zastąpił go Marcin Kierwiński – został za to ministrem koordynatorem służb specjalnych. Nowym ministrem rolnictwa jest Stefan Krajewski, a Wojciech Balczun – nowym ministrem aktywów państwowych. Marta Cienkowska zastąpiła niezbyt skuteczną Hannę Wróblewską (wypadła zdecydowanie poniżej oczekiwań) na czele Ministerstwa Kultury i Dziedzictwa Narodowego. Najbardziej pozytywnie zapowiada się zmiana w szefostwie Ministerstwa Sprawiedliwości. Bo nie oszukujmy się – Adam Bodnar z...

Na śmierć

W jednym z magazynów Amazona ulokowanych w Polsce zmarł pracownik. Przyczyną zgonu prawdopodobnie było nadmierne wyczerpanie. Nie pierwszy to taki przypadek w tej firmie; panujące tam warunki pracy, dotyczące zwłaszcza narzuconego tempa i norm, mają opinię bardzo szkodliwych dla zdrowia, zwłaszcza fizycznego, ale psychicznego też. Pod poszczególnymi oddziałami karetka bywa dość często, pracownicy bowiem nie wytrzymują zdrowotnie. Oczywiście, nie tylko działających w Polsce magazynów Amazona patologia owa dotyka. W Wielkiej Brytanii (a podejrzewam, iż jest to na świecie reguła, nie wyjątek) są ponoć firmy logistyczne, w magazynach których nie da się wyrobić normy bez zażywania amfetaminy czy jej podobnych środków; są i takie, co robią testy na narkotyki, ale tam normy są nieco niższe. Kiedy kupujecie ubranie jednego z uznanych koncernów odzieżowych, z dużą dozą pewności stwierdzić możecie, że uszyte ono zostało w Bangladeszu, ewentualnie innym państwie w Azji Południowo-Wschodniej,...

Początek złotej epoki

Dziś osiemdziesiąta pierwsza rocznica publikacji Manifestu Lipcowego (22 lipca 1941 r.), stworzonego przez Polski Komitet Wyzwolenia Narodowego, czyli polskich działaczy lewicowych, jacy podczas II wojny światowej znajdowali się w ZSRR. Dokument ten – tak, podpisał się pod nim Józef Stalin, a jego pierwotna wersja powstała w Moskwie – stanowił fundament polityczny dla Polski powojennej i zmian ustrojowych, o czym za chwilę. W poprzednim ustroju rocznica jego opublikowania była świętem państwowym… i nie widzę powodów, dla których nie miałaby pozostawać nim również obecnie. Data ta uchodzić bowiem może za symbol wyzwolenia naszego państwa spod hitlerowskiej okupacji (a raczej początku wyzwalania, bowiem w pełni nastąpiło ono rzecz jasna w roku 1945) i ukazania planu powojennej odbudowy. Znacznie to lepsze Święto Niepodległości niż 11 listopada, który to dzień tak naprawdę jest rocznicą zamachu stanu dokonanego przez Józefa Piłsudskiego, a II RP dawno już nie ma (na szczęście), podczas g...

O zawodzie psychoterapeuty

Nie będę dziś pisał o nazistowskich ściekach, jakie w miniony weekend płynęły ulicami polskich miast, ani o skrajnie prawicowych kłamstwach na temat uchodźców i migrantów; jeśli czytacie tego bloga, wiecie, jak bardzo negatywne zdanie mam na temat ideologii skrajnej prawicy (nacjonalizmu, faszyzmu oraz nazizmu w różnych odłamach) i głoszonych przez nie, pełnych ciemnoty i nienawiści treści. Napiszę tylko, że w tym całym straszeniu „nielegalnymi imigrantami” chodzi oczywiście o manipulowanie nami, Polakami, abyśmy byli zastraszeni, podzieleni między sobą, przesiąknięci nienawiścią… a przez to stali się pokornymi, bezmyślnymi niewolnikami wielkiego kapitału. Skupię się więc dziś na czymś innym, co wszelako jest bardzo ważne z punktu widzenia naszego zdrowia. Otóż, w parlamencie trwają prace nad ustawą o zawodzie psychoterapeuty. Sama w sobie jest ona nader potrzebna; ze stanem zdrowia psychicznego w naszym społeczeństwie (wskutek, między innymi, licznych patologii kapitalizmu) jest ...

Niemiecki fotoradar

U naszych zachodnich sąsiadów do użytku wchodzą nowe fotoradary… co oznacza, że tylko patrzeć ich także na polskich drogach. Nie tylko mierzyły one będą prędkość pojazdów, ale też sfotografują kierowcę, który prowadząc auto, rozmawia przez telefon. Z jednej strony, to dobrze. Prowadzenie samochodu z komórką przy uchu jest szalenie niebezpieczne (dlatego dla ludzi często korzystających z telefonów, np. w celach zawodowych, tak ważny jest zestaw głośnomówiący lub możliwość zintegrowania smartfona z systemem multimedialnym auta) i, moim skromnym zdaniem, winno być karane równie surowo, bądź niewiele łagodniej, niż jazda w stanie nietrzeźwym. Mało tego, raz – z perspektywy pieszego na chodniku, dodam – widziałem chłopaka, który prowadził samochód, PATRZĄC w ekran swojego smartfona; dosłownie trzymał go przed otrzyma i tylko czystym przypadkiem nie wrąbał się w pojazd, jaki jechał przed nim. Toteż taki fotoradar, jaki wprowadzają Niemcy, na pierwszy rzut oka wydaje się dobrym rozwiązan...

Kościół i hydra

W Wałbrzychu grupa polskich nazistów napadła na Paragwajczyka i go pobiła. Te wewnętrznie przeobrażone istoty człekokształtne motywowane były fałszywymi doniesieniami, jakie wcześniej składano na tego człowieka. Jednakże była to motywacja bezpośrednia, pośrednią stanowiła nienawiść wczepiana w ich mózgi (i pozbawiająca ich człowieczeństwa na rzecz skrajnie prawicowej ideologii) długo i konsekwentnie; za chwilę do tego wrócimy. Część ośrodków medialnych na owo ponure wydarzenia zareagowało – jak najbardziej trafnymi! – stwierdzeniami, że mamy w Polsce „atmosferę pogromową”. To prawda, przy czym gęstnieje ona od długiego już czasu; napady na ludzi na tle rasistowskim, ksenofobicznym, homofobicznym, religijnym, itd. zdarzają się w (k)raju nad Wisłą od dawna i są coraz częstsze; nierzadko spotykają się z… no dobra, może nie bezkarnością, ale dalece posuniętą pobłażliwością ze strony aparatu represji – tego samego, co potrafi sprawnie zaszczuć człowieka śmiertelnie chorego albo na zlecen...

Nagroda dla marionetki

Niejaki Duda Andrzej, ksywa „Adrian”, znany też jako PAD i Anżej, czyli kończący urzędowanie klerofaszystowski lokator Pałacu Prezydenckiego, ułaskawił hitlerowca o nazwie Bąkiewicz Robert, ukaranego za naruszenie nietykalności cielesnej (czyli za brutalną napaść, nie ma co owijać w bawełnę) aktywistki (starszej osoby, dodajmy) protestującej przeciwko „wyrokowi” w sprawie aborcji, jaki wydała nielegalnie funkcjonująca grupa kolesiów na zlecenie Bezprawia i Niesprawiedliwości oraz Kościoła katolickiego. Duda ułaskawił Bąkiewicza z przyczyn ideologicznych; obaj wszak są spod znaku swastyki. Wszelako jeszcze ważniejsze jest to, iż lokator Pałacu Prezydenckiego (kończy swą kadencję, ale jego następca będzie tak samo do bani lub jeszcze gorszy) pozostaje bezwolną marionetką Kaczyńskiego Jarosława, prezesa Bezprawia i Niesprawiedliwości. A ten (podobnie zresztą, jak biskupi co poniektórzy) Bąkiewicza publicznie chwali – między innymi za brudy urządzane na granicy z Niemcami – i polityczni...

Czynniki sukcesu

Zakończył się strajk w fabryce Jeremias w Gnieźnie. Był bardzo długi – trwał czterdzieści dni – i trudny, niemieccy bowiem kapitaliści, właściciele zakładu, nie chcieli ugiąć się przed słusznymi oczekiwaniami załogi. Mało tego, nasyłali – wbrew obowiązującemu w (k)raju nad Wisłą prawu! – na strajkujących policję/granatowych, a nawet szczuli ich mafią, czyli amerykańską (sic!) kancelarią prawniczą, jaka na siłę i kompletnie niezgodnie z naszymi przepisami próbowała załatwić strajk od strony niby-prawnej; ot, i to by było na tyle, jeśli chodzi o „niepodległość” kapitalistycznej Polski… W końcu jednak kapitał musiał pójść na ustępstwa; proletariat okazał się nieugięty. I wywalczył sobie 700 zł brutto podwyżki, dwudziestominutowe przerwy, a także rozliczanie sobót (poza jedną w miesiącu) jako nadgodzin. Innymi słowy, odniósł sukces. Nie wiem, na ile w tymże odniesieniu tegoż sukcesu pomogło robotnikom z Gniezna wsparcie ministry pracy, Agnieszki Dziemianowicz-Bąk, a także innych polityk...

Mniej śmieciowo

Parę już ładnych razy pisałem, że gdyby nie Lewica w koalicji (szkoda, że Razem oddzieliło się od jej klubu…), ten rząd byłby równie do bani, co poprzedni, zwłaszcza, że PO/KO, PSL (w szczególni ta partia) i Polska 2050 od Bezprawia i Niesprawiedliwości różnią się zaiste niewiele, w drobnych zaledwie detalach. Jeżeli w życie wchodzą pozytywne reformy, najczęściej są one zasługami lewicowych ministrów, którzy mimo oporu materii w postaci prawicowych koalicjantów i tak samo prawicowej „opozycji” jakoś je przeforsowują, w mniejszym bądź większym zakresie. Taka wielce pozytywna zmiana wchodzi właśnie w życie. Dotyczy ona pracy i emerytury, czyli kwestii ogromnie ważnych w życiu tak poszczególnych jednostek, jak też całego społeczeństwa Otóż, zarówno prowadzenie jednoosobowej działalności gospodarczej, jak i praca na umowie zlecenie wliczały się bowiem będą do stażu pracy. Dotychczas tak nie było; można było przez lata zasuwać w takiej właśnie formie, a w świetle prawa nie być traktowany...

Zaprzeczający zbrodni

Obmierzły hitlerowiec o nazwie Grzegorz Braun znów odwalił numer, i to nad wyraz… no właśnie, aż trudno znaleźć słowa, jakie odpowiednio go określają, w każdym razie niewulgarne. Najpierw w mediach naziol ów stwierdził, że komory gazowe w Auschwitz to… fake . Dziennikarz, który z nim rozmawiał, wykazał się refleksem i rozsądkiem, przerywając wywiad. Następnie Braun zrobił coś jeszcze gorszego. W Jedwabnem (wczoraj była rocznica okrutnego mordu, jaki podczas II wojny światowej na swoich żydowskich sąsiadach popełnili Polacy, poszczuci przez hitlerowskich okupantów, Kościół katolicki i sterowani wpajanym od dekad antysemityzmem) urządził, wraz ze swoimi zwolennikami spod znaku swastyki, odrażającą chryję, oczywiście motywowaną nienawiścią wobec Żydów i mającą na celu próbę zafałszowania prawdy historycznej. Politycy Lewicy złożyli na niego doniesienie do prokuratury; bardzo dobrze, jakkolwiek mam wrażenie, że organa państwa polskiego – w tym aparat represji – od 1989 roku nazioli hołu...

Mit i zbrodnia

Dawno, dawno temu semickie plemiona Habiru postanowiły podbić Kanaan, czyli dzisiejszą Palestynę. Aby to uzasadnić, wymyśliły swojego Boga imieniem Jahwe (przy czym nie wiadomo, czy jego kult od samego początku był monoteistyczny, czy też stał się takim dopiero po kilkuset latach od swych narodzin), który jakoby obiecał Kanaan właśnie im; stąd Ziemia Obiecana. W imię tegoż Boga – przejętego znacznie później przez chrześcijan, a następnie muzułmanów, w obu przypadkach z pewnymi modyfikacjami – Habiru dokonywali krwawych maskar wśród plemion kanaanejskich, ale ostatecznie nigdy ich w pełni nie pokonali (zwłaszcza Filistynów, od których pochodzi nazwa Palestyna), lecz po prostu osiedlili się wśród nich. Ostatecznie ich słabe państewka: Izrael i Judę, być może będące raczej luźnymi konfederacjami plemiennym, nie zaś scentralizowanymi organizmami politycznymi, podbili kolejno Asyryjczycy i Chaldejczycy (Babilończycy), dokonując oczywiście masakr i przesiedleń. Niedobitki potomków Habiru,...

Krócej, zdrowiej, wydajniej

Rusza rządowy pilotażowy program skrócenia czasu pracy do trzydziestu pięciu godzin tygodniowo (czyli z wolnym piątkiem, ujmując rzecz ogólnie), oczywiście bez zmniejszania wynagrodzenia. Zapisywać się mogą do niego firmy i instytucje, które chcą przetestować takie rozwiązanie. Z hasłem tym do wyborów szła Lewica – jeszcze na jednej liście z Razem, które niestety oddzieliło się od lewicowego klubu w parlamencie – i, jak widać, udało jej się przepchnąć ten punkt swojego programu w koalicji rządowej. Mimo iż, jak przypuszczam, napotkała spory opór, i to pomimo faktu, że o skróceniu czasu pracy swego czasu wspominał też (przy czym nie wiem, na ile szczerze, acz przypuszczam, iż raczej kłamliwie) nie kto inny, pan Donald Tusk. Tak naprawdę, nie jest to jakaś szczególna nowość. Są w Polsce przedsiębiorstwa i instytucje, jakie czas pracy skróciły same z siebie i są z tego zadowolone. Na świecie rozwiązanie to wdrożono – w ramach eksperymentu (jak na ten moment u nas) albo systemowo – w...