Plany katastrofy
Polska (niejedyne państwo unijne, ale to inna sprawa) objęta została przez Brukselę procedurą nadmiernego deficytu budżetowego. Czyli, mówiąc prosto, ma wdrożyć takie oszczędności, aby budżet wrócił do przewidzianego w prawie Unii Europejskiej stanu. Ministerstwo Finansów przygotowało więc projekt takich działań. Jak należało się spodziewać po spadkobiercach Balcerowicza, czyli neokonserwatywnych/neoliberalnych prawicowcach, nader restrykcyjny oraz społecznie szkodliwy. Ale po kolei.
Otóż, horyzont wdrażania napraw dla poszczególnych państw objętych procedurą nadmiernego deficytu wynosi maksymalnie siedem lat. Rząd pana premiera Tuska zamierza uwinąć się w cztery. Okej, ale to dopiero początek. Samo Ministerstwo Finansów w swoich analizach określiło, że najlepsze efekty przyniosłoby zwiększenie dochodów z CIT-u (podatku od dochodów osób prawnych, m.in. przedsiębiorstw). Tymczasem to samo ministerstwo w swoim planie działań podwyższenia wpływów z CIT-u praktycznie… nie przewiduje; jeśli już, to niewielkie.
Domaga się za to: rezygnacji z zerowej składki VAT na żywność, ograniczenia osłon dla wzrostu cen energii, zamrożenia (tak czy owak szczątkowych i trudno dostępnych) świadczeń społecznych oraz kwoty wolnej od podatku.
Co to oznacza? Ano, przede wszystko to, że w sklepach znów zapłacimy drożej za jedzenie. VAT jest jednym z czynników inflacjogennych, zaś jego podniesienie będzie sprzyjało cenowym spekulacjom dokonywanym przez kapitalistów – producentów, dystrybutorów, sprzedawców. W górę pójdą też rachunki za media, już teraz zdecydowanie zbyt wysokie, ponad możliwości wielu osób. W ten sposób przybędzie ludzi potrzebujących usług pomocy społecznej… która okaże się jeszcze mniej wystarczająca niż obecnie.
Innymi słowy, większość polskiego społeczeństwa popadnie w ubóstwo, a skala skrajnej nędzy wydatnie się poszerzy. Tu przypomnieć należy, iż mimo niskiego poziomu bezrobocia, ponad siedemnaście milionów osób w (k)raju nad Wisłą żyje w ubóstwie, zaś prawie trzy miliony – w skrajnej biedzie. Jeśli Ministerstwo Finansów wdroży swój plan wyjścia z procedury nadmiernego deficytu w postaci, jaką ma on teraz, Polsce zagrozi katastrofa społeczna, na skraju której radośnie sobie stoimy; stosując klasyczną przenośnię, stanąwszy nad przepaścią, zrobimy wielki krok naprzód.
Przybędzie więc zgonów z zimna, głodu i chorób – a te pociągną za sobą dalsze wydatki budżetowe, każda bowiem śmierć obciąża państwową kiesę – jak również prób samobójczych (udanych i nie), a wśród tych ludzi, których zdrowie i życie nie ucierpią, narośnie zrozumiała wściekłość, doprawiona równie zrozumiałą frustracją. Rzecz jasna postanowi z tego skorzystać Bezprawie i Niesprawiedliwość, zapewne do spółki z Konfederacją tudzież inną skrajną prawicą. PiS-owcy znów będą mogli z łatwością udawać”prospołecznych”, mimo iż są oczywiście takimi samymi pachołkami kapitalistów, co politycy PO i Trzeciej Drogi.
A tymczasem sprawę załatwić można naprawdę prosto.
Wystarczy nareszcie przestać pozwalać wielkim międzynarodowym koncernom i korporacjom wyprowadzać ciężkie miliardy z Polski. Skoro prowadzą tu swoją działalność, niechże płacą dokładnie takie same podatki, jak rodzime firmy.
Wystarczy nareszcie znieść przywileje finansowe Kościoła katolickiego (też międzynarodowa korporacja przecież), zlikwidować Fundusz Kościelny oraz inne formy finansowania owego związku wyznaniowego ze środków publicznych.
Wystarczy zracjonalizować wydatki na zbrojenia. Od czasów nie-rządów PiS-u (k)raju nad Wisła kupuje uzbrojenie bez skonkretyzowanego planu, byle więcej, za kwoty, które spłacali będziemy jeszcze długo, sam zaś sprzęt bojowy będzie można używać dopiero za kilkanaście lub dwadzieścia kilka lat (musi zostać wyprodukowany, dotrzeć z USA albo Korei do Polski, szkolenia żołnierzy też swoje potrwają…).
Nie oszukujmy się jednak. Rząd Donalda Tuska tego nie zrobi. Nawet, jeśli Lewica spróbuje ulepszyć te plany, tak, aby nie waliły w proletariat, zostanie spacyfikowana. Przecież większość koalicji stanowią prawicowcy, czyli pachołki wielkiego kapitału (w tym zbrojeniowego). Nie naruszą więc interesów globalnych koncernów, które doją z Polski forsę, ani też Kościoła katolickiego, któremu polityczna prawica wiernie służy. Zbrojeń nie zracjonalizują, gdyż nie pozwolą im na to imperialiści – zwłaszcza, kiedy swoją administrację odbuduje Trump – a poza tym nasi „kochani” rządzący musieliby wówczas przyznać, iż cała ta rusofobia, jaka stanowi trzon tego, co wielce na wyrost określają mianem polityki zagranicznej, jest funta kłaków warta.
Prawica – niezależnie od loga partyjnego – wysługuje się klasom pasożytniczo-wyzyskującym, przeto nie zrobi niczego wbrew ich interesom. Kiedy więc nastaje konieczność oszczędzania, zaciśnie pasa na naszych brzuchach, nie zaś kapitalistów. I nic nie obchodzi prawicowych polityków, że tego typu działania zawsze prędzej czy później doprowadzają do katastrofy.
Komentarze
Prześlij komentarz