Obsesja posła P.

Ostatnimi czasy doszedłem do wniosku, że pan poseł Petru Ryszard (dawnej Nowoczesna, obecnie Polska 2050, co świadczy o tym, że ta druga partia jest zbieraniną przypadkowych ludzi na prawo od centrum, kierujących się dążeniem do dojenia publicznych pieniędzy) ma pewną obsesję. Żadna to nowość, przypuszczam wszelako, iż w minionych miesiącach zaczął nią silniej epatować.

Z jednej strony dotyczy ona dorżnięcia systemu publicznej opieki zdrowotnej poprzez obcięcie składek dla najbogatszych burżujów; niestety, patologiczne owo rozwiązanie przeszło. W najbliższych zatem latach będzie jeszcze gorzej z leczeniem niż teraz. Co poskutkuje – ni mniej, ni więcej – zgonami, zwłaszcza wśród osób starszych, schorowanych, a na domiar złego niezamożnych.

Inny element obsesji posła Petru dotyczy pracy i handlu. Otóż, politykier ów – znany ze swoich durnych wypowiedzi i równie niemądrych wpisów na portalach społecznościowych – absolutnie sprzeciwiał się ustanowieniu 24 grudnia dniem wolnym od pracy. Nie odróżniał się specjalnie pod tym względem od innych prawicowych osób poselskich, niemniej prowadził najbardziej agresywną kampanię przeciwko takiemu rozwiązaniu. Argumentacja (o ile słowo to w ogóle można tu zastosować) była wyjątkowo oderwana od rzeczywistości, bazowała mianowicie na tym, że dodatkowy dzień nieroboczy spowodować miałby wręcz upadek naszej gospodarki, a może i Polski całej… Dziwne, że nie powoduje tego walenie gigantycznych pieniędzy na Kościół katoliczki ani pozwalanie kapitalistom na wyprowadzanie jeszcze bardziej gigantycznych do rajów podatkowych…

Ostatecznie, projekt ustawy o wolnym 24 grudnia przeszedł wczoraj w Sejmie; teraz jeszcze czeka go Senat, znów Sejm i facet, co zasiada w fotelu prezydenckim (wedle nieoficjalnych informacji, rozważa weto – a raczej rozważa je Kaczyński Jarosław, rzeczony facet nie myśli samodzielnie). Jeśli się uda, to dzień przed Godami/Solstycjami/Jule/świętem mylnie zwanym Bożym Narodzeniem miałby być nieroboczy od przyszłego roku… ale za cenę trzech niedziel handlowych w grudniu.

I tu dochodzimy do trzeciego elementu obsesji Ryszarda Petru. Tak, o niedziele niehandlowe chodzi.

Przypomnijmy, że ustawę o nich wprowadzono za PiS-owskich czasów. Nie chodziło jednak o to, by pracownicy sklepów czy centrów handlowych mieli więcej czasu wolnego; akt ów uchwalony został pod dyktando Kościoła katolickiego, polscy biskupi uroili sobie bowiem, iż jeśli pozamykać obiekty handlowe w niedziele, to wzrośnie frekwencja na mszach. Oczywiście tak się nie stało, laicyzacja postępowała sobie w najlepsze, z winy głównie hierarchów kościelnych (ale to inny temat). Ustawa wszakże pozostała, z czasem zmieniana i modyfikowana. Ma ona wiele wad, jest dziurawa jak sito… Niemniej, polskie społeczeństwo do niedziel niehandlowych przywykło, większość osób obywatelskich rozwiązanie takie popiera (zwłaszcza, że handel w coraz większym stopniu przenosi się do internetu), podobnie jak wolny 24 grudnia… Zaś pan Petru, kierowany swą obsesją, dojrzeć tego nie potrafi. Toteż chciałby, aby przywrócono niedziele handlowe, bez wyjątków. Mimo sprzeciwu pracowników handlu oraz związków zawodowych.

Pan poseł chyba nie wie, że sieci handlowe (a nasz handel zdominowany jest przez sieciówki) już teraz mają problem z pozyskiwaniem chętnych do podjęcia zatrudnienia. Praca w takich miejscach wymaga bowiem nielichej kondycji fizycznej, a często również psychicznej, do szczególnie dobrze płatnych też się nie zalicza (w zależności od sieci), toteż kto miał się tam zatrudnić, z reguły już to zrobił. Właśnie stąd biorą się kasy samoobsługowe w poszczególnych dyskontach, super- i hipermarketach. Sieć, do dyskontu której chodzę, wprost zachęca klientów (nie bez racji; chodzi m.in. o niegenerowanie dodatkowego obciążenia dla pracowników) do korzystania ze stanowisk samoobsługowych przy robieniu małych i średnich zakupów, jeśli płaci się kartą; coraz częściej korzystam z tej opcji, choć kasy owe bywają denerwujące, zwłaszcza przy nabywaniu lekkich towarów typu torebka pieprzu.

Gwoli ścisłości dodać należy, że zmniejsza się frekwencja również w galeriach handlowych. Tu jednak w grę wchodzi przede wszystkim to, iż coraz liczniejsi ich klienci przerzucają się na zakupy w sklepach internetowych. Co do mnie, owszem, od lat jeżdżę do galerii, ale tylko, jeśli w kinie grają coś ciekawego.

Pan Petru jednakowoż takich prostych rzeczy nie rozumie. Jest bowiem bezwolnym pachołkiem kapitalistów, a zarazem fanatycznym wrogiem ludzi pracy (jedno wynika z drugiego), kierującym się obsesyjną nienawiścią wobec każdej formy odpoczynku dla proletariatu. Za jedynie słuszne postrzega niskie składki zdrowotne dla burżuja i kasę w dyskoncie przez cały tydzień, miesiąc i rok dla proletariusza.

Tak oto wygląda jego prokapitalistyczna obsesja. Szkoda, że jego chore pomysły wchodzą w życie, nawet, jeśli w okrojonej formie. Wszyscy na tym ucierpimy.

Komentarze

Popularne posty z tego bloga

Złodziej, karierowicz, prezes

Wieczór na SOR

Skarga na przestępcze metody stosowane przez zarząd Administracji Domów Mieszkalnych sp. z o.o. w Chełmku